Stała jak sparaliżowana i wiedziała, że wtedy kłamała, że nie poradzi sobie sama, że dziekan wcale nie jest po jej stronie.
W jego oczach dostrzegła coś dziwnego, coś, czego w pierwszej chwili nie umiała zidentyfikować. Zapytał, czy ona pamięta, że pod koniec semestru zdaje u niego egzamin z fonetyki. A później powiedział coś, czego ona do końca życia nie zapomni, coś, co sprawiło, że chciała zapaść się pod ziemię ze wstydu, bólu, upokorzenia.
Powiedział, że skoro spalam z Tomaszem, to na pewno na ocenie z fonetyki zależy mi równie mocno. Podszedł do mnie i chciał mi położyć rękę na pośladku. Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło, ale po prostu uderzyłam go w twarz i wybiegłam. I wiecie, gdybym miała to zrobić jeszcze raz, nie zawahałabym się. Jak on nawet mógł pomyśleć, że ja… Potraktował mnie jak zwykłą dziwkę. Jakbym z Tomaszem była tylko dla wyników na studiach, jakby to wszystko nic nie znaczyło…
Biegła korytarzem, co chwilę na kogoś wpadając. Starała się tłumić Izy, chociaż wiedziała, że to nie ma sensu, bo i tak tam więcej nie wróci. Nie ma tam po co wracać. Spaliła za sobą wszystkie mosty. Gdy tylko znalazła się na tyle daleko od wydziału, że mogła spokojnie się rozpłakać, wygrzebała z torebki pomiętą kartkę z jego numerem i swoją komórkę. Nie miała siły szukać budki, poza tym potrzebowała go teraz jak nikogo innego. Wystukała numer i z niecierpliwością czekała na sygnał.
Tym razem jego glos byt zmieniony. Brzmią! jakby był chory albo porządnie zmęczony. Nie mogła wydusić z siebie stówa i po prostu zaszlochała w słuchawkę. Poznał od razu, że to ona.
Marty…? To ty? Kochanie, co się stało? Uspokój się. Proszę, powiedz mi, co się stało.
Udało jej się opanować plącz na tyle, by wydusić z siebie kilka sensownych zdań. Byt zaszokowany tak samo jak ona. Ledwo mógł w to uwierzyć. Powiedział, że jeśli da mu półtorej godziny, to on wsiądzie w samochód i przyjedzie ją utulić. Czekała w tej kawiarni co zawsze. Zdołała się trochę uspokoić. Po drodze znalazła zaciszną kafejkę, w której zostawiła część swojego bólu na ekranie komputera.
Przyjechał. Wyglądał jakoś inaczej. Nieogolony, zszarzała twarz, podkrążone oczy. Znała go na tyle, by wiedzieć, że i dla niego ostatnie dni nie były łatwe. Okazale się, że żona nie potrafiła zrozumieć. Zażądała rozwodu i wyrzuciła go z domu.
Spał w hotelu, a raczej nie spal, tylko nocował, bo od dwóch dni nie zmrużył oka. Siedzieli w tej kawiarni od kilku godzin, nie widząc świata poza sobą i nawet nie zauważyli, że od piętnastu minut byli w niej już tylko oni i właściciel, który niechętnym wzrokiem spoglądał w ich stronę i miał nadzieję, że zrozumieją, że on się spieszy, że walka bokserska trwa już od 10 minut i jeśli szybko nie zamknie, to nie zdąży nawet na ostatnią rundę. A oni tak siedzieli i rozmawiali. O wydarzeniach ostatniego dnia, ostatnich tygodni i miesięcy. W tej malej kawiarence starali się nadrobić każdą straconą sekundę, każdą chwilę, gdy nie byli razem. I ona już wtedy wiedziała, że los dal im drugą szansę, że nie może jej zmarnować. I kiedy on nieśmiało zapytał, czy nie chciałaby z nim zamieszkać, dzielić wszystkiego, co dwoje ludzi może dzielić, ona bez wahania odpowiedziała, że chce.
[MARIUSZ MAKOWSKI]
Znów usłyszała jego głos, zauroczenie powróciło. Wszystko, o czym zapomniała przez tych kilka miesięcy. Chwile szczęścia, które opłaciła już przepłakanymi nocami, domagały się większej zapłaty. Dlaczego?
Chciała o tym nie myśleć. Usiadła przy stoliku, zamówiła kawę. Nic się nie stało, on sobie poradzi, nie pozwoli przecież na to, by jakiś głupi szantaż zmarnował mu życie. Nie martwiła się o siebie, ona też nie zamierzała wypierać się tych zdjęć. Co się stanie z jego małżeństwem? Dziwne. Właśnie teraz po raz pierwszy zadała sobie to pytanie. Ogarnęło ją poczucie winy.
Próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie, ale jedyne co mogła zrobić, to czekać. Udawać, że nic się nie stało.
Magdę oczywiście cała sprawa niewiele obeszła. Przynajmniej robiła takie wrażenie.
Martyna, weź się obudź. Takie rzeczy zdarzają się w tanich romansach. On teraz powinien się upić, a ty otruć. Skąd on wytrzasnął tego doktoranta? Faceci są żałosni, wbij to sobie do głowy: Wiesz, co robią, gdy pewnego dnia zauważają, że te sztuczki, na które nas nabierali, przestają działać? Biorą nas na litość. Wiesz, tak mi jest bez ciebie źle, mam straszny problem i tylko ty możesz mi pomóc.
To nie tak. On niczego ode mnie nie chce. Po prostu musiał mi to powiedzieć.
Żałosne. Kogo tak naprawdę obchodzą wasze wspólne zdjęcia? Chyba tylko jego żonę. Ale to już nie twój problem. Jest przecież tak bardzo dorosły i cholernie mądry. Zdawał sobie sprawę z konsekwencji, nawet jeśli ty nie. Ten kawałek o tym, że się utożsamia z tymi zdjęciami, byt naprawdę dobry.
Wiesz co, Magda. Jako mój głos rozsądku potrafisz nieźle mnie wkurzyć.
I dlatego mnie kochasz.
Nie chciała do niego dzwonić, tłumaczyła sobie, że ta sprawa jej nie dotyczy. To nie uczucie do niej sprawiło, że teraz wyzna wszystko swojej żonie. Ale umierała z niepokoju, czuła się źle, wszystko ją drażniło. Przeanalizowała każdy możliwy wariant rozwoju sytuacji, każdy następny wydawał się gorszy od poprzedniego, nie umiała stwierdzić, czego pragnęła. A jeśli jego małżeństwo się rozpadnie i powie, że chce być ze mną? Bata się tego, a jednocześnie czuła, że nie umiałaby odmówić, gdyby ją o to poprosił. A przecież nie chciała go już kochać, była tego pewna. Przez tych kilka miesięcy prawie o nim zapomniała, już prawie nie płakała, gdy w bezsenne noce wspominała chwile z nim spędzone.
Następnego dnia po przyjściu do domu zastała Magdę siedzącą przed komputerem. Oglądała zdjęcia. Ich zdjęcia!
Jezus! Co to jest?
Strona internetowa kochanego szantażysty. Widać byt przygotowany na odpowiedź profesorka.
Magda! To są nasze zdjęcia…
Przecież widzę.
Ale to są zdjęcia, które sami sobie robiliśmy!
Zrobili sobie wtedy kilka zdjęć; pamiątka z najlepszych wakacji w życiu. Zdjęcia, które przechowywała w pamiętniku, powrót do wspomnień, które byty tylko ich. Nikomu ich nie pokazywała. A teraz były tutaj, dostępne dla całego świata, opatrzone komentarzem: „Wielce szanowny obrońca moralności i jego kolejna zdobycz, o której chętnie ci opowie za kolejkę Chivasa”.
Wyłącz to – poprosiła cicho.
Magda nic nie powiedziała, usiadła przy niej, objęła ją mocno. Nic nie mówiły. Płakały obie.
Zadzwoniła do niego rano. Chciała tylko usłyszeć, skąd się wzięły ich zdjęcia na WWW szantażysty.
Nie wiem Marty, nie wiem… Uwierz mi, nikomu ich nie pokazywałem, nikomu… – zawiesił głos, jakby sobie coś przypomniał. – Przepraszam Marty, ja nie… – odłożyła słuchawkę.
Znów to jej zrobił. Znów potłukł jej duszę, choć była pewna, że już nigdy o nim nie usłyszy Nie wiedziała nawet, dlaczego do niego zadzwoniła. Wcale nie chciała wiedzieć, w jaki sposób zdjęcia znalazły się w rękach doktoranta. Te zdjęcia miały być tylko dla nich. Oglądali je razem, gdy dzwonił do niej z daleka. Śmiali się ze swoich min, wkładali kwestie w usta przechodniów w tle. Czuła wtedy, że przy niej jest, że zawsze przy niej będzie, nawet jeśli dzwonił ze swojego domu tuż przed przyjściem żony.
Magda powiedziała, że strona zniknęła z serwera.
W piątek pojechała do Szczytna. Sama. Nie chciała z nikim rozmawiać, chciała przespać i przepłakać te dwa dni i wrócić całkowicie oczyszczona. Bez wspomnień, bez żalu, z radością w oczach. Nie była pewna, czy w ogóle jeszcze będzie miała radość w oczach. Nad jeziorami była mgła. Tony biegał szaleńczo wokół niej. Skakał za ptakami, ale nie oddalał się. Uśmiechała się, by sprawić mu przyjemność. Na mostku ktoś stał. To był Andrzej. Sam. Przystanęła, niepewna co ma zrobić. Nie widziała go od trzech miesięcy i widząc go teraz poczuta, że brakowało go jej. Może nawet nie jego fizycznej obecności, ale świadomości, że jest, że zawsze czeka. Ta świadomość dodawała jej sił i pewności siebie.