Słuchałam go i się wstydziłam. Najnormalniej w świecie się wstydziłam. Swojego smutku i problemów, które nagle okazały się banalne.
Od tego obiadu w stołówce chodzimy z Remkiem do kina. Płaci zawsze on. Za wszystko. Za bilet, za popcorn i za mój przejazd autobusem do domu. Nie chcę go urazić, więc się zgadzam. l zawsze jest szczęśliwy, l przed filmem, i po filmie. Jak gdyby ktoś darował mu za 20 złotych dwie godziny pobytu w innym świecie.
Myślę, że Remek przeżywa każdy dzień swojego życia jak dziecko, które rodzice pierwszy raz wzięli do Disneylandu.
Od tego referatu z Hemingwaya jest jedynym mężczyzną – Magda twierdzi, że mam pójść najpierw do okulisty, a wracając wpaść do endokrynologa i zrobić sobie wyniki „na hormony” – któremu podałam numer mojego nowego telefonu komórkowego. Z pewnością nie wie, jak bardzo jego zachwyt życiem pomógł mi znaleźć nowy sens w moim.
Poniedziałek: Pójść się pomodlić
Magda nie ma racji.
To nieprawda, że religia jest tylko dla „pełnych panicznego lęku przed karą za grzechy po śmierci”. Powiedziałam jej to zaraz po powrocie z kościoła w poniedziałek wieczorem. Magda nie wierzy w Boga. Dlatego trzeba z nią rozmawiać o Bogu z najwyższym szacunkiem dla jej ateizmu. Tylko wtedy ma się szansę.
Miałyśmy znowu długą dyskusję, l znowu się na mnie obraziła. Ale tylko na osiemnaście minut. Magda wie to dokładnie, bo ona mierzy, jak długo wytrwa obrażona na mnie. Mówi, że im dłużej ze mną mieszka, tym bardziej skraca się ten czas.
Magda właśnie taka jest. Potrafi powiedzieć coś tak pięknego, jak „jesteś moją najlepszą przyjaciółką” w taki właśnie sposób: „Dzisiaj tylko osiemnaście minut, Martyna”, l potem mnie przytula.
Magda postrzega Kościół bardziej przez instytucję niż przez wiarę. Nie potrafi tego oddzielić. Uważa, że księża powinni być tak samo pełni czystości. Jak „ten biały okrągły wafel podawany do ust”. To właśnie przy tym „waflu” pokłóciłyśmy się. Ponieważ ja wiem, że Magda wie doskonale, jak nazywa się „ten wafel”, czuję się wtedy dotknięta. Ona z kolei myśli, że nazwanie tego „waflem” jest cool. Od zeszłego poniedziałku już tak nie myśli. Więc Magda myli Kościół z plebanią. Uważa, że pracownicy plebanii powinni być czymś zbliżonym do aniołów. A tymczasem te anioły przychodzą „po cywilnemu” do jej baru i rozglądają się po „biustach laseczek”, l to ją absolutnie „przekonująco dołuje”.
Mówiłam jej, że to są także ludzie. Że testosteron nie znika wraz z pojawieniem się powołania. Że kiedyś byli chłopcami i mieli polucję, a teraz są mężczyznami i z pewnością mają erotyczne sny. Zaczęła się śmiać. Magda nie lubi, gdy ona się śmieje, a ja nie. Nie śmiałam się. Więc opowiedziała mi dowcip:
Spotyka się dwóch księży. Jeden mówi do drugiego:
Słuchaj, przy naszym papieżu nie doczekamy chyba zniesienia celibatu.
Drugi, zasmucony, potakuje głową i odpowiada:
Nie. My chyba już nie. Ale może nasze dzieci…
I śmiałyśmy się razem. Tak jak lubi Magda.
Ja chodzę do kościoła tylko w poniedziałki. Nawet jeśli jest to tylko trzy razy w roku, to i wtedy są to trzy poniedziałki. Wieczorem. Gdy nie ma tam nikogo. Bóg jest już wtedy wypoczęty po tym całym tłumie z niedzieli. Można wtedy z Nim sobie spokojnie pogadać.
To znaczy, najpierw modlę się trochę do Niego, a potem sobie gadamy.
Tego ostatniego poniedziałku rozmawiałam z Bogiem o mężczyznach.
Jeśli nawet Bóg nie jest mężczyzną, to musi o nich dużo wiedzieć. Przecież to ich stworzył najpierw. Ale wiem także, że po ich stworzeniu czuł się niespełniony, l w tym niespełnieniu stworzył kobietę.
Więc pogadałam sobie o mężczyznach z Bogiem i teraz już wiem, że to dobrze, naprawdę dobrze, że mi mój ojciec kupił telefon komórkowy z nowym numerem.
Umrzeć na haju I na waleta
Wczoraj z DS – u na campusie karetka nie zabrała ćpuna.
Nie zabrała, bo karetki nie zabierają trupów. Przyjechał taki przerobiony mercedes ze srebrzystymi brudnymi firankami podwieszonymi na szybach.
Trup to student. Mieszkał w DS – ie na waleta.
Znaleźli go w toalecie segmentu pokoi 205/206 oraz 207/208. Miał strzykawkę w żyle. Studiował marketing. Dostawał stypendium za dobre wyniki w nauce. Był z dobrego domu. Cokolwiek to znaczy. Mógł wynająć za pieniądze rodziców całą willę w Konstancinie lub Wilanowie. Ale jeśli kupuje się regularnie „substancje”, to może zabraknąć na czynsz. Zawsze można waletować. Tak było, gdy studiował mój ojciec, i tak jest teraz. Tylko że wtedy, gdy studiował mój ojciec, „substancją” był poczciwy bimber. Teraz jest to acid, czyli kwas. Kwas można kupić wszędzie. Nawet portierki w DS – ach wiedzą, kto sprzedaje kwas. Zresztą łatwo się zorientować. Wystarczy zauważyć, kto co jakiś czas parkuje „niemiecką bryczkę z pełnym wypasem' na parkingu lub trawniku przed DS – em.
Magda znała trupa. Bywał u niej w barze. Zamawiał najbardziej kolorowe koktajle. Siedział nad nimi zawsze sam, w milczeniu. Zostawiał napiwki wyższe niż rachunek. Ostatnim razem płacąc dotknął jej dłoni. Tak zupełnie bez powodu. Nigdy nic nie mówił. Magda nawet nie wie, jaki miał głos.
Za granicą nadziei
Prezerwatywy można kupić w każdym Realu, a gdy ktoś nie lubi lub nie ufa Niemcom, w Geancie. Malinowe, truskawkowe, ekstracienkie lub z „wygodnym zbiorniczkiem na ejakulat”,. Nie ma tylko jeszcze czarnych prezerwatyw. „Bo czarny wyszczupla” – mówi Magda.
Poza tym prawie każdy niewyznaniowy ginekolog przepisze pigułki, l to takie wyznaniowe poprawne. To znaczy „nieporonne”. Mimo to studentki ciągle zachodzą w niepożądaną ciążę. Nawet w tych miastach, gdzie są Reale i Geanty, i gabinety ginekologów. Potem, gdy już trudno zakryć brzuch obszernym swetrem, jadą na wieś, skąd przyjechały, i na rodzinnym konsylium ustala się. że urodzą. Dziadek się wstydzi, ale pomoże. Babcia płacze, ale pomoże tym bardziej. Przecież ona ciągle jeszcze dobrze pamięta swoją niepożądaną. Cieszą się przy tym, że wieś się nie dowie, bo córka nie musi chodzić do kościoła w niedzielę. Jest przecież w mieście na studiach.
Anita byta na czwartym roku biologii i w czwartym miesiącu ciąży, gdy w czarnym obszernym swetrze pojechała na wieś na konsylium. Najgorsze jest to, że Bartek jest odpowiedzialny i był przed poczęciem w supermarkecie Geant. Tylko że im pękła prezerwatywa. Pękają opony, to może pęknąć i „gumka”. Anita jest oczytana, więc wiedziała o tych tabletkach na het day after. Pojechali do sąsiedniego miasta – bo w swoim Anita się wstydziła – i chodzili po aptekach. To była niedziela. W jednej pani magister spojrzała na nią jak na prostytutkę, w innej powiedziała, że „to legalna apteka i tego nie prowadzą”. W trzeciej, na dużym robotniczym osiedlu, dowiedzieli się, że muszą mieć receptę od ginekologa. Nie znali żadnego ginekologa, który przyjmuje w niedzielę. Szczególnie w tym obcym mieście. Zresztą wydal prawie wszystkie pieniądze na bilet kolejowy. Przed tą trzecią apteką Anita policzyła, że tak naprawdę to i tak musiała mieć dni niepłodne, więc wrócili na dworzec.
Dwa miesiące temu Anita urodziła. Dziewczynkę. Na imię dali jej Julia. Jest zdrowym, radosnym dzieckiem, tyle że nie ma gałek ocznych. Anita, tak twierdzi ginekolog, musiała najprawdopodobniej zetknąć się w czasie ciąży z kimś chorym na różyczkę. Często właśnie to powoduje zmiany genetyczne prowadzące do „niewykształcenia pewnych organów”. Czasami gałek ocznych. W akademiku człowiek styka się z chorymi na wszystko. Także na różyczkę.