Выбрать главу

– Zdołają. – Poklepał ją po ręce, zbierając się do odejścia.

– Na czym opiera pan swoje przeświadczenie?

– Jej rodzice zgłoszą zaginięcie. Policja otrzyma od nich zdjęcie i skojarzy sprawę. To chyba brzmi logicznie.

Zmarszczyła brwi.

– A jeśli rodzice nie zgłoszą zaginięcia?

– Dlaczego mieliby tego nie zrobić?

– Cóż mogła na przykład uciec poza granice swojego stanu, a tutejsza policja nie musi o tym wiedzieć.

– Z tego, co wiem, dzieciaki najczęściej wybierają jako cel ucieczek Nowy Jork, Kalifornię i Florydę. Każde inne miejsce z wyjątkiem Harrisburga w stanie Pensylwania.

– Od każdej reguły są wyjątki.

Hannaport zaśmiał się cicho i potrząsnął głową.

– Gdyby pesymizm był konkurencją sportową, wygrałaby pani puchar świata.

Spojrzała zdumiona, a potem uśmiechnęła się.

– Przykro mi. Chyba jestem wyjątkowo ponura.

Zerknął na zegarek i podniósł się z krzesła.

– Tak, chyba tak. Zważywszy zwłaszcza na fakt, w jak dobrym stanie jest dziewczynka. Mogło być o wiele gorzej.

Carol też się podniosła. Pośpiesznie, połykając słowa, powiedziała”

– Proszę mnie zrozumieć, ale na co dzień mam do czynienia z trudnymi dziećmi, i moja praca polega na pomaganiu im. Zawsze chciałam to robić – pracować z chorymi dziećmi, uzdrawiać – a teraz jestem odpowiedzialna za ból, którego doświadcza ta biedna dziewczynka.

– Nie wolno pani tak mówić. Pani nie miała zamiaru jej krzywdzić.

Carol kiwnęła głową.

– Wiem, że nie zachowuję się całkiem racjonalnie, ale nic na to nie mogę poradzić.

– Czekają na mnie pacjenci – rzekł Hannaport, zerkając na zegarek. – Jeśli pani pozwoli, powiem coś, co powinno ostatecznie uwolnić panią od poczucia winy.

– Bardzo proszę.

– Dziewczynka odniosła jedynie niewielkie obrażenia fizyczne. Jeśli więc o to chodzi, nie powinna się pani obwiniać. A jeśli chodzi o jej amnezję… cóż, może ten wypadek nie ma z tym nic wspólnego.

– Nic wspólnego? Kiedy uderzyła głową w samochód albo o jezdnię…

– Jestem pewny, że uderzenie głową nie jest jedyną przyczyną amnezji. W takich sytuacjach nie jest to nawet decydujący czynnik. Stres, szok emocjonalny mogą w rezultacie spowodować utratę pamięci. Nie poznaliśmy ludzkiego umysłu na tyle, by stwierdzić z całą pewnością, co na ogół powoduje amnezję. Jeśli chodzi o tę dziewczynkę, wszystko wskazuje na to, że znajdowała się w tym stanie, zanim wpadła pod koła pani samochodu. – Każdy argument przemawiający za jego teorią Hannaport podkreślał, wyliczając na palcach. – Po pierwsze – nie miała żadnego dowodu tożsamości. Po drugie – wędrowała w ulewnym deszczu bez płaszcza czy parasolki, jak w zamroczeniu. Po trzecie – z tego, co mówią świadkowie, zrozumiałem, że zachowywała się bardzo dziwnie. – Wymachiwał trzema podniesionymi palcami. – Trzy poważne powody, dla których nie powinna pani tak pochopnie się obwiniać.

– Może ma pan rację, ale ja wciąż…

– Mam rację – stwierdził zdecydowanie. – Nie ma tu żadnego „może”. Proszę odpocząć, doktor Tracy.

Jakaś kobieta o ostrym, nosowym głosie poszukiwała doktora Hannaporta przez radiowęzeł szpitalny.

– Dziękuję, że poświęcił mi pan czas. Był pan nad wyraz uprzejmy.

– Proszę wrócić tu wieczorem i porozmawiać z dziewczynką, jeśli pani chce. Jestem pewny, że ona nie ma do pani żalu.

Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z barwnej poczekalni. Powiewały za nim poły białego fartucha.

Carol podeszła do automatu telefonicznego i zadzwoniła do swojego gabinetu. Wyjaśniła sytuację sekretarce, Thelmie, i poprosiła o umówienie dzisiejszych pacjentów na inny termin. Potem zadzwoniła do domu, a Paul odebrał po trzecim sygnale.

– Właśnie wychodziłem – powiedział. – Muszę pojechać do biura O’Briana i wziąć nowy zestaw formularzy. Nasze dokumenty zginęły wczoraj w tym bałaganie. Jak na razie, zapowiada się taki dzień, że lepiej było nie wstawać.

– U mnie to samo.

– Co się stało?

Opowiedziała o wypadku i streściła rozmowę z doktorem Hannaportem.

– Mogło być gorzej – podsumował Paul. – Trzeba przynajmniej się cieszyć, że nikt nie został zabity lub okaleczony.

– Wszyscy mi to powtarzają: „Mogło być gorzej, Carol”, ale i tak czuję się okropnie.

– Nic ci się nie stało?

– Nie. Już ci mówiłam.

– Nie mam na myśli urazu fizycznego. Czy pozbierałaś się emocjonalnie? Słyszę, że jesteś roztrzęsiona.

– Bo tak jest. Ale tylko troszeczkę.

– Przyjadę do szpitala – zdecydował.

– Nie, nie. To niekonieczne.

– Jesteś pewna, że możesz prowadzić?

– Bez problemu przyjechałam tu po wypadku, a teraz czuję się lepiej niż wtedy. Nic mi nie będzie. Zamierzam teraz podjechać do Grace. Mam stąd bliżej niż do domu. Muszę wyczyścić, wysuszyć i wyprasować ubranie. Muszę też wziąć prysznic. Chyba zjem z nią wczesną kolację, a potem wrócę do szpitala w czasie odwiedzin.

– Kiedy będziesz w domu?

– Prawdopodobnie nie przed wpół do dziewiątej.

– Będę za tobą tęsknił.

– Ja za tobą też.

– Pozdrów ode mnie Grace – poprosił. – I powiedz jej, że uważam ją za nowego Nostradamusa.

– Co to ma znaczyć?

– Grace dzwoniła do mnie. Powiedziała, że miała ostatnio dwa koszmarne sny i ty występowałaś w obu. Obawiała się, że coś ci się może przydarzyć.

– Poważnie?

– Tak. Była tym zaniepokojona. Bała się, że uznam to za objaw starzenia się albo czegoś podobnego.

– Opowiedziałeś jej o wczorajszej burzy?

– Tak. Miała przeczucie, że jeszcze coś może się wydarzyć, coś złego.

– I stało się.

– Skóra cierpnie, co?

– Zdecydowanie – zgodziła się Carol. Przypomniała sobie własny koszmar senny: czarna próżnia, połyskujący, zbliżający się srebrzysty przedmiot.

– Jestem pewny, że Grace ci o tym opowie. A my zobaczymy się wieczorem.

– Kocham cię – powiedziała Carol.

– Ja też cię kocham.

Odłożyła słuchawkę i wyszła na parking.

Szaroczarne chmury kłębiły się na niebie, ale tylko mżyło. Wiatr wciąż był zimny i ostry; wygrywał na przewodach wysokiego napięcia coś, co brzmiało jak rój rozwścieczonych os.

W separatce stały dwa łóżka, ale drugie było wolne.

Dziewczynka leżała pod szeleszczącym prześcieradłem i kremowym kocem, wpatrując się w dźwiękochłonny sufit. Bolała ją głowa i czuła tępe pulsowanie, pieczenie każdego skaleczenia i otarcia; wiedziała jednak, że nie jest poważnie ranna.

Strach, a nie ból, był jej najgorszym wrogiem. Przerażało ją to, że nie może sobie przypomnieć, kim jest. Z drugiej strony opanowało ją niewytłumaczalne uczucie, że pamiętanie o przeszłości byłoby czymś głupim i niebezpiecznym. Nie wiedząc czemu, podejrzewała, iż całkowita pamięć oznacza dla niej śmierć; to osobliwe przeświadczenie przerażało ją bardziej niż cokolwiek.

Zdawała sobie sprawę, że amnezja nie była wynikiem wypadku. Pamiętała jak przez mgłę, że szła po ulicy w deszczu minutę lub dwie przed rzuceniem się pod koła volkswagena. Wtedy też była zdezorientowana, przestraszona, niezdolna przypomnieć sobie własnego nazwiska, całkiem obca w tym mieście i nieświadoma, jak się tu dostała. Nić jej pamięci zdecydowanie urywała się przed wypadkiem.

Zastanawiała się, czy to możliwe, aby jej amnezja pełniła funkcję tarczy chroniącej przed jakimś strasznym faktem z przeszłości. Czy zapomnienie jest w pewnym stopniu równoznaczne z bezpieczeństwem?

Dlaczego? Co mi może grozić? Od czego ja uciekam? – pytała siebie.