– Pan Tracy?
– Tak. Jest pan z firmy „Bezpieczne domy”?
– Zgadza, się – odparł „szary” człowiek. – Nazywam się Bill Alsgood. „Bezpieczne domy” to ja. Założyłem tę firmę dwa lata temu.
Wymienili uścisk dłoni i Alsgood wszedł do przedpokoju, z zainteresowaniem rozglądając się po wnętrzu.
– Przyjemny domek. Miał pan szczęście, że mogłem przyjść już dzisiaj. Zwykle klienci czekają co najmniej trzy doby. Szczęśliwy zbieg okoliczności – ktoś odwołał wizytę.
– Jest pan inspektorem budowlanym? – spytał Paul, zamykając drzwi.
– Inżynierem budowlanym, jeśli mam być ścisły. Do zadań naszej firmy należy wycenianie i ekspertyza domów przed ich sprzedaniem; zwykle na polecenie kupującego. Staramy się uchronić go przed zrobieniem złego interesu. Oglądamy domy pod kątem przeciekających dachów, zalanych piwnic, rozpadających się fundamentów, wadliwej instalacji, złej kanalizacji i tak dalej. Pan sprzedaje czy kupuje?
– Ani to, ani to. Jesteśmy z żoną właścicielami tego domu i nie chcemy go sprzedawać. Jednak mamy z nim kłopot, a ja nie mogę sprecyzować, na czym on polega. Pomyślałem, że pan mógłby mi pomóc.
Alsgood podniósł jedną z siwych brwi.
– Jeśli wolno mi coś poradzić, to potrzebuje pan dobrego fachowca, który zlokalizuje usterkę i dokona naprawy. My nie zajmujemy się remontami, tylko robimy oględziny.
– Mam tego świadomość. Sam jestem dość dobrym fachowcem, ale to przekracza moje możliwości. Potrzebuję porady eksperta, jakiej żaden rzemieślnik mi nie udzieli.
– Pamięta pan, że bierzemy dwieście pięćdziesiąt dolarów za poradę?
– Oczywiście – przytaknął Paul. – Sprawa jest niezwykle denerwująca i obawiam się, że mogą wystąpić poważne uszkodzenia konstrukcyjne.
– A więc słucham pana.
Paul opowiedział o hałasach, które od czasu do czasu wstrząsały domem.
– Dziwne – powiedział Alsgood. – Nigdy nie słyszałem o podobnych kłopotach.
Przez moment zastanawiał się, potem powiedział”
– Gdzie znajduje się piec?
– W piwnicy.
– Może mamy do czynienia z uszkodzeniem przewodów grzewczych. Mało prawdopodobne, ale od czegoś trzeba zacząć i stopniowo przechodzić aż do dachu, aby znaleźć przyczynę.
Przez następne dwie godziny Alsgood zaglądał w każdą szczelinę domu, grzebał, sondował, opukiwał i badał wzrokiem całe wnętrze, aż do dachu, a Paul chodził za nim jak cień, pomagając w miarę możliwości. Kiedy byli na dachu, zaczęło mżyć i obaj przemokli do suchej nitki, zanim skończyli pracę. Schodząc z drabiny, Alsgood tak nieszczęśliwie stąpnął na zalany wodą trawnik, że boleśnie skręcił kostkę. Całe to ryzyko i uciążliwości na nic się nie zdały, ponieważ nie znaleźli tego, czego szukali.
Siedząc w kuchni i rozgrzewając się kawą, Alsgood pisał ekspertyzę. Mokry, zziębnięty wyglądał jeszcze biedniej niż wtedy, gdy Paul otworzył mu drzwi. Jego szare ubranie deszcz przeistoczył w coś przypominającego uniform roboczy.
– To zdecydowanie solidny dom, panie Tracy. Naprawdę w świetnym stanie.
– Więc skąd, do diabła, bierze się ten dźwięk? I dlaczego cały dom trząsł się od niego?
– Chciałbym to usłyszeć.
– Miałem nadzieję, że będzie się pan sam mógł przekonać.
Alsgood sączył kawę, ale ciepły napar nie dodał koloru jego policzkom.
– Konstrukcji pańskiego domu nic nie można zarzucić. I to napisałem w sprawozdaniu, dając gwarancję.
– Ja jednak wracam do punktu wyjścia – upierał się Paul.
– Przykro mi, że będzie pan musiał wydać tyle pieniędzy, nie uzyskując odpowiedzi na pytanie – odezwał się Alsgood. – Naprawdę jest mi głupio z tego powodu.
– To nie pana wina. Jestem przekonany, że wykonał pan pracę sumiennie. A jeśli kiedyś będę kupował inny dom, na pewno zgłoszę się do pana po ekspertyzę. Teraz przynajmniej wiem, że problem nie leży w konstrukcji, co eliminuje wiele przypuszczeń i ogranicza pole poszukiwań.
– Może pan już nic nie usłyszy. Może to skończy się tak szybko, jak się zaczęło.
– Mam niejasne podejrzenia, że się pan myli.
Później, żegnając się, Alsgood nagle powiedział”
– Przyszła mi do głowy pewna myśl, ale waham się, czy w ogóle o niej wspominać.
– Dlaczego?
– Nie wiem, co by pan o mnie pomyślał.
– Panie Alsgood, jestem u kresu wytrzymałości. Pragnę wyjaśnienia, nieważne, jak dziwacznie będzie brzmieć.
Alsgood spojrzał na sufit, potem na podłogę, potem na korytarz za Paulem i na własne stopy.
– Duch – szepnął.
Paul spojrzał na niego zdumiony.
Alsgood nerwowo odchrząknął, przeniósł wzrok na podłogę, potem podniósł oczy i napotkał wzrok Paula.
– Pan może nie wierzy w duchy.
– A pan? – spytał Paul.
– Wierzę. Już od bardzo dawna interesuje mnie to zagadnienie. Mamy pokaźny zbiór publikacji dotyczących spirytyzmu. Widziałem także domy nawiedzane przez duchy.
– Widział pan ducha?
– Myślę, że tak. Cztery razy. Widma ektoplazmatyczne. Niematerialne, zbliżone kształtami do ludzkich, unoszące się w powietrzu. Dwa razy byłem też świadkiem działalności poltergeistów. A jeśli chodzi o ten dom… – Głos mu się załamał i Alsgood nerwowo oblizał wargi. – Jeśli pan uważa to za nudne albo niedorzeczne, nie chciałbym zajmować czasu.
– Mówiąc całkiem szczerze, nie sądzę, aby był tu potrzebny egzorcysta. Ciężko mi zaakceptować, że w grę wchodzą duchy, lecz chciałbym pana posłuchać.
– Dość rozsądnie – ocenił Alsgood. Po raz pierwszy na jego bladej twarzy pojawiły się rumieńce, a w wodnistych oczach iskierka entuzjazmu. – W porządku. Trzeba zwrócić uwagę na parę rzeczy. Z tego, co pan mi powiedział, wnioskuję, że możemy mieć do czynienia z poltergeistem. Co prawda nie był pan świadkiem przemieszczania się czy niszczenia rzeczy, ale wstrząsy i uderzanie o siebie naczyń to wystarczające dowody na obecność poltergeista. Zaczyna wypróbowywać swoją moc. Jeśli to z nim mamy do czynienia, może pan oczekiwać najgorszego: poruszających się mebli, spadających ze ścian obrazów, urywających się i rozbijających lamp, fruwających półmisków. – Jego blade oblicze płonęło z podniecenia, kiedy wyliczał kolejne zniszczenia. – A do tego lewitacja ciężkich przedmiotów, takich jak kanapy, łóżka i lodówki. Myślę, że mamy tu do czynienia z działaniem łagodnych poltergeistów, które co prawda niewiele niszczą, ale nękają częstą obecnością. Jeśli oczywiście one są powodem pańskich zmartwień. – Coraz bardziej zapalał się do tematu. – Nawet najłagodniejszy poltergeist może całkiem zdezorganizować gospodarstwo domowe, zakłócać sen i trzymać w ciągłym napięciu.
Przerażony tym, co usłyszał od Alsgooda, i osobliwym blaskiem w jego oczach, Paul powiedział”
– Cóż… hm… w rzeczywistości nie jest tak źle. Wcale nie tak źle. Tylko odgłos stukania i…
– Jeszcze nie tak źle – rzekł Alsgood posępnie. – Jeśli jednak mamy do czynienia z poltergeistem, sytuacja może się raptownie pogorszyć. Nie widział pan żadnego poltergeista w akcji, panie Tracy, więc nie jest pan w stanie uświadomić sobie powagi sytuacji.
Paul był zaniepokojony zmianą, jaka dokonała się w tym człowieku. Miał uczucie, jakby otworzył drzwi do prawdziwej osobowości pozornie zdrowo wyglądającego osobnika, która okazała się wylęgarnią świrowatych pomysłów.
– A jeśli okaże się, że to poltergeist – ciągnął Alsgood – i sprawy przyjmą poważny obrót, proszę natychmiast mnie wezwać. Miałem już to szczęście być świadkiem obecności dwóch poltergeistów, jak panu wspomniałem. Niczego bardziej nie pragnę, niż zobaczyć trzeciego. Nieczęsto zdarza się taka okazja.