– Tak… unoszę… – powiedziała niskim głosem.
– Latawiec szybuje daleko w górze, a ty powoli, powoli poruszasz się, aby do niego dołączyć…
Mówiła jeszcze chwilę, a potem wróciła na swój fotel.
Jane osunęła się na oparcie, głowę przekrzywiła na bok, zamknęła oczy, twarz miała spokojną i rozluźnioną; oddychała cicho.
– Jesteś teraz pogrążona w bardzo głębokim śnie – powiedziała Carol. – To odprężający, bardzo głęboki sen. Rozumiesz?
– Tak – wymamrotała dziewczynka.
– Odpowiesz mi na kilka pytań.
– Dobrze.
– Pozostaniesz w tym głębokim śnie i będziesz odpowiadała na moje pytania, dopóki ci nie powiem, że już czas się obudzić. Rozumiesz?
– Tak.
– Dobrze. Bardzo dobrze. A teraz powiedz mi, jak się nazywasz.
Dziewczynka milczała.
– Jak się nazywasz, kochanie?
– Jane.
– Czy to twoje prawdziwe imię?
– Nie.
– Jak brzmi twoje prawdziwe imię?
Jane zmarszczyła brwi.
– Ja… nie pamiętam.
– Skąd pochodzisz?
– Ze szpitala.
– A przedtem?
– Znikąd.
Kropelka śliny błysnęła w kąciku jej ust. Zlizała ją ospale, zanim zdążyła spłynąć po policzku.
– Kochanie, przypominasz sobie zegar z Myszką Miki, który oglądałaś kilka minut temu? – spytała Carol.
– Tak.
– Biorę zatem ten zegar z półki – powiedziała Carol, nie poruszając się z miejsca. – A teraz kręcę jego wskazówkami do tyłu, dookoła cyferblatu, cały czas do tyłu. Czy widzisz wskazówki poruszające się do tyłu na zegarze z Myszką Miki?
– Tak.
– A teraz dzieje się coś zdumiewającego. Kiedy kręcę wskazówkami do tylu, czas zaczyna płynąć w odwrotnym kierunku. Nie ma już kwadransa po jedenastej. Teraz jest jedenasta. To magiczny zegar. Rządzi upływem czasu. A teraz jest dziesiąta rano… dziewiąta… ósma… Rozejrzyj się. Gdzie się teraz znajdujesz?
Dziewczynka otworzyła oczy. Utkwiła je w jakimś odległym punkcie. Powiedziała”
– Hmmm… w kuchni. Tak. Stolik śniadaniowy. O rany, boczek jest smaczny i chrupiący.
Stopniowo Carol przenosiła ją w czasie, cofając się do pobytu w szpitalu, wreszcie do wypadku w ubiegły czwartek rano. Dziewczynka skrzywiła się z bólu i krzyknęła, na nowo przeżywając moment zderzenia, a potem cofnęły się jeszcze o parę minut.
– Stoisz na chodniku – mówiła Carol. – Jesteś ubrana tylko w bluzkę i dżinsy. Pada deszcz. Jest chłodno.
Dziewczynka znów zamknęła oczy. Drżała.
– Jak się nazywasz? – spytała Carol.
Cisza.
– Jak się nazywasz, kochanie?
– Nie wiem.
– Skąd przyszłaś?
– Znikąd.
– Chcesz powiedzieć, że masz amnezję?
– Tak.
– Już przed wypadkiem?
– Tak.
Chociaż wciąż skoncentrowana na dziewczynce, Carol poczuła ulgę, słysząc, że nie ponosi odpowiedzialności za stan Jane. Przez chwilę czuła się jak niebieski latawiec, mogący szybować wysoko w górze. Kontynuowała”
– Dobrze. Masz właśnie wkroczyć na jezdnię. Czy chcesz tylko przejść przez nią, czy też zamierzasz rzucić się pod samochód?
– Ja… nie… wiem.
– A jak się czujesz? Wesoła? Przygnębiona? Zobojętniała?
– Przestraszona – dziewczynka odezwała się słabym, roztrzęsionym głosem.
– Co cię wystraszyło?
Cisza.
– Czym jesteś przestraszona?
– To nadchodzi.
– Co nadchodzi?
– Za mną!
– Co jest za tobą?
Dziewczynka znów otworzyła oczy. Wciąż gapiła się na jakiś odległy punkt.
– Co jest za tobą? – spytała ponownie Carol.
– O Boże – jęknęła Jane.
– Co to jest?
– Nie, nie. – Potrząsnęła głową.
Carol pochyliła się do przodu.
– Odpręż się, kochanie. Odprężysz się i uspokoisz. Zamknij oczy. Spokojna… jak latawiec… daleko ponad wszystkim… unosisz się… ciepło.
Napięcie zniknęło z twarzy Jane.
– W porządku – rzekła Carol. – Jesteś spokojna, odprężona i spokojna. Powiesz mi, czego się boisz?
Dziewczynka nie odpowiedziała.
– Kochanie, co cię wystraszyło? Co jest za tobą?
– Coś…
– Co?
– Coś…
– Wyrażaj się ściśle.
– Nie wiem… co to… ale nadchodzi… i mnie przeraża.
– Dobrze. Cofnijmy się jeszcze trochę.
Odwołując się do obracających się wstecz wskazówek zegarka z Myszką Miki, przesunęła wydarzenia o cały dzień do tyłu.
– Teraz się rozejrzyj. Gdzie się znajdujesz?
– Nigdzie.
– Co widzisz?
– Nic.
– Musisz coś widzieć, kochanie.
– Ciemność.
– Jesteś w ciemnym pokoju?
– Nie.
– Jesteś w nocy na dworze?
– Nie.
Cofnęła dziewczynkę o jeszcze jeden dzień.
– A co teraz widzisz?
– Tylko ciemność.
– Musi tam być coś jeszcze.
– Nie.
– Otwórz oczy, kochanie.
Dziewczynka posłuchała. Jej niebieskie oczy były puste, szkliste.
– Nic.
Carol zmarszczyła brwi.
– Siedzisz czy stoisz w tym ciemnym miejscu?
– Nie wiem.
– A co czujesz pod sobą? Krzesło? Podłogę? Łóżko?
– Nic.
– Sięgnij. Dotknij podłogi.
– Tu nie ma żadnej podłogi.
Zaniepokojona obrotem sprawy, Carol uniosła się na krześle i wpatrywała przez chwilę w Jane, zastanawiając się, czego teraz spróbować. Wreszcie się odezwała.
– W porządku. Znów obracam wskazówki w przeciwnym kierunku. Czas płynie wstecz, godzina za godziną, dzień za dniem, szybciej i szybciej. Chcę, żebyś mnie zatrzymała, ale dopiero wtedy, gdy wyjdziesz z ciemności i będziesz potrafiła powiedzieć, gdzie się znajdujesz. Obracam teraz wskazówki. Do tyłu… do tyłu…
Mijały sekundy. Dwadzieścia, trzydzieści.
Po minucie Carol spytała”
– Gdzie się znajdujesz?
– Jeszcze nigdzie.
– Idziemy dalej. Do tyłu… do tyłu w czasie…
Po następnej minucie Carol zaczęła się niepokoić, że straciła kontrolę nad sytuacją i sprawa może przybrać nieoczekiwany obrót. Już miała zaprzestać eksperymentowania, gdy Jane wreszcie przemówiła”
– Niech mi ktoś pomoże! Mamo! Ciociu Rachael! Na litość boską, pomóżcie mi! – Zerwała się z krzesła, wymachując ramionami.
To nie był głos Jane. Wydobywał się z jej ust, przez jej wargi i język, ale brzmiał inaczej. Miał inny tembr, akcent i brzmienie.
– Ja tu umrę! Na pomoc! Wydostańcie mnie stąd!
Carol zerwała się na nogi.
– Kochanie, przestań. Uspokój się.
– Ja się palę! Ja się palę! – krzyczała, wykonując ruchy, jakby chciała strząsnąć ogień z ubrania.
– Nie! – ostro powiedziała Carol. Schwyciła Jane za ramię, jednocześnie dokonując gorączkowej analizy wydarzeń.
Jane biła na oślep i próbowała się uwolnić.
Carol, nie puszczając jej ręki, zaczęła mówić cichym, monotonnym, spokojnym głosem. Jane przestała walczyć, ale jej oddech stał się urywany i charczący.