Выбрать главу

Grace powiedziała”

– Nie uwierzysz w to, co mam ci do powiedzenia, ale mogę cię zrozumieć.

– Po tym, co mi się dziś przydarzyło – odparł Paul – gotów jestem uwierzyć we wszystko.

A może właśnie poltergeistowi o to chodziło? – pomyślał. – Może chciał mnie przygotować na opowieść Grace? Właściwie, gdyby mnie nie zatrzymał, wyszedłbym z domu, zanim się zjawiła.

– Postaram się mówić jak najbardziej zrozumiale – powiedziała Grace. – Ale to wcale nie jest prosta i jasna sprawa. – Tuliła swoją rozoraną lewą dłoń w prawej; krwawienie ustało, a rany zasklepiły się, zakrzepły.

– Zaczyna się to wszystko w 1865 roku, w Shippensburgu, w rodzinie Havenswoodów.

Paul rzucił jej przestraszone spojrzenie.

Patrzyła prosto przed siebie na rozmokłą od deszczu okolicę.

– Matka nazywała się Willa Havenswood, a córka miała na imię Laura. Nie lubiły się specjalnie. Właściwie wcale się nie lubiły. Wina leżała po obu stronach, a powody ich skłócenia nie są ważne. W przeciwieństwie do tego, że pewnego wiosennego dnia Willa posłała Laurę do piwnicy, żeby zrobiła wiosenne porządki, aczkolwiek świetnie wiedziała, że dziewczynka śmiertelnie boi się tam wchodzić. Rozumiesz, taka kara. I kiedy Laura była w piwnicy na dole, na piętrze wybuchł pożar. Znalazła się w potrzasku i spaliła. Umierając, musiała obwiniać matkę za to, że wpędziła ją w pułapkę. Może nawet podejrzewała Willę o zaprószenie ognia, co nie było zgodne z prawdą. Pożar spowodowała przypadkowo Rachael Adams, ciotka Laury. Zarówno dziecko, jak i matka miały zaburzenia emocjonalne, co sprzyjało tego typu melodramatycznym wyobrażeniom. W każdym razie Laura poniosła śmierć w płomieniach i możemy niemal mieć pewność, że jej ostatnią myślą było żarliwe pragnienie zemsty. Nie mogła przecież wiedzieć, że jej matka także spłonęła!

A zatem dlatego nie potwierdzono tożsamości Laury Havenswood, kiedy Carol zgłosiła to policji – pomyślał Paul. – Nie przyszło im do głowy, aby cofnąć się do dziewiętnastego wieku w poszukiwaniu rodziny Havenswoodów. Akta lokalnych urzędów z tego okresu prawdopodobnie już nawet nie istniały.

Naprzeciwko nich z mgły wynurzyła się wolno jadąca ciężarówka i Paul minął ją. Przez chwilę brudna zawiesina rozpryskiwana przez wielkie opony dudniła o tył maski pontiaca, a hałas był tak wielki, że Grace nie mogła go przekrzyczeć.

Po chwili jednak ciągnęła”

– Od 1865 roku Laura szukała zemsty co najmniej w dwóch różnych wcieleniach. Reinkarnacja, Paul. Uwierzyłbyś? Uwierzyłbyś, że w 1943 roku Laura Havenswood, jako piętnastoletnia dziewczynka, Linda Bektermann, w wieczór poprzedzający jej szesnaste urodziny próbowała zabić swoją matkę? Linda Bektermann wpadła w szał i rzuciła się na nią z siekierą, ale matka w obronie własnej zabiła dziewczynkę. Laura się nie zemściła. I czy uwierzysz, że Willa znów ożyła i jest naszą Carol? I że Laura także żyje?

– Jane?

– Tak.

Carol i Jane w ciągu godziny zrobiły porządki. Carol była zachwycona, widząc, z jaką przyjemnością, entuzjazmem i sumiennością dziewczynka wykonuje jej polecenia.

Kiedy skończyły, w nagrodę nalały sobie po szklance pepsi i usiadły w dwóch potężnych fotelach naprzeciwko kominka.

– Za wcześnie, by zająć się kolacją – rzekła Jane. – I za mokro, żeby wyjść na spacer, więc w jaką grę chciałaby pani zagrać?

– Zgadzam się na wszystko, co wybierzesz. Przejrzyj gry i zadecyduj. Sądzę jednak, że przedtem powinnyśmy przeprowadzić seans terapeutyczny.

– Czy musimy to robić nawet podczas urlopu? – spytała dziewczynka wyraźnie zaniepokojona.

– Oczywiście, nie możemy przerywać leczenia – oznajmiła Carol. – Teraz, kiedy mamy już jakieś osiągnięcia, musimy próbować nadal.

– Cóż… w porządku.

– Dobrze. Obróćmy fotele.

Płomienie w kominku tworzyły tańczące cienie na ścianach paleniska.

Na dworze deszcz nieustannie stukał o dach i konary drzew, a Carol musiała przyznać, że te odgłosy rzeczywiście przypominają trzask palących się szczap.

Zaledwie parę sekund wprowadzała Jane w trans, ale minęły prawie dwie minuty, zanim cofnęła się do momentu, od którego zaczynały się jej wspomnienia. Tym razem Carol cierpliwie czekała, aż dziewczynka przemówi.

– Mamo? To ty? To ty, mamo? – powiedziała głosem Laury.

– Laura?

– To ty? To ty, mamo? Tak?

– Odpręż się – poleciła Carol.

Nie reagując na polecenie, Jane zgarbiła ramiona, zacisnęła pięści na kolanach. Pojawiły się zmarszczki na czole i w kącikach ust. Pochyliła się w stronę Carol.

– Chcę, żebyś odpowiedziała na parę pytań. Musisz się najpierw uspokoić i odprężyć. A teraz zrób dokładnie tak, jak mówię. Rozewrzyj pięści…

– Nie!

Dziewczynka otworzyła oczy, zerwała się z fotela i stanęła przed Carol, dygocząc.

– Usiądź, kochanie.

– Nie będę robić tego, co mi każesz! Mam już dosyć twoich kar.

– Siadaj. – Carol mówiła cicho, lecz stanowczo.

Mała spojrzała na nią.

– Ty mi to zrobiłaś – powiedziała. – Ty mnie wsadziłaś w to okropne miejsce.

Carol zawahała się, a potem zdecydowała podążać tym tropem.

– O jakim miejscu mówisz?

– Sama wiesz. – W głosie dziewczynki brzmiało oskarżenie. – Nienawidzę cię.

– Gdzie jest to okropne miejsce, o którym mówisz? – nalegała Carol.

– W piwnicy.

– A cóż w niej jest takiego okropnego?

Jane patrzyła z nienawiścią, rozciągając wargi w dzikim grymasie.

– Lauro? Odpowiadaj. Co jest okropnego w piwnicy?

Dziewczynka uderzyła ją w twarz.

Tego się nie spodziewała. Ostre, bolesne uderzenie. Przez chwilę po prostu nie mogła uwierzyć, że właśnie dostała w twarz.

Wtedy Jane uderzyła jeszcze raz. Otwartą dłonią.

I znowu. Jeszcze mocniej.

Carol chwyciła ją za wiotkie nadgarstki, ale mała się wywinęła. Kopnęła Carol w goleń, a kiedy ta krzyknęła i przez chwilę rozcierała bolące miejsce, przyskoczyła i chwyciła ją za gardło. Carol broniła się z trudem, usiłując wstać z fotela. Jane pchnęła ją z powrotem i opadła na nią całym ciężarem. Carol poczuła, że dziewczynka gryzie ją w ramię i nagle jej szok i zdumienie zmieniły się w strach. Fotel przewrócił się i obie, walcząc, potoczyły się po podłodze.

Równina, przez którą jechali, zaczynała się wznosić i układać w łagodne, zaokrąglone wzgórza.

Jeśli w ciągu ostatniej półgodziny pogoda się zmieniła, to na gorsze. Padał ulewny deszcz; ciężkie, napęczniałe krople wody rozbijały się o jezdnię jak szklane kule i rozpryskiwały wysoko. Paul utrzymał wskazówkę szybkościomierza na stałej prędkości.

– Reinkarnacja – odezwał się zamyślony. – Jeszcze parę minut temu powiedziałem ci, że dziś uwierzyłbym we wszystko, ale tego już za wiele. Reinkarnacja? Jak, do diabła, natrafiłaś na tę teorię?

Grace opowiedziała mu o telefonach od Leonarda, o wizycie dawno zmarłego reportera, o proroczych snach i bitwie z Arystofanesem.

– Jestem Rachael Adams, Paul. Uświadomiono mi to, abym przerwała ten morderczy krąg. Willa nie zaprószyła ognia. Ja to zrobiłam przez przypadek. Nie ma powodu, żeby dziewczynka się mściła. To tragiczne nieporozumienie. Muszę z nią porozmawiać, kiedy wcieli się w postać Laury, i wyjaśnić, jak było naprawdę. Wiem, że mogłabym. Mogę ją powstrzymać raz na zawsze. Myślisz, że świruję? Że to skleroza? Ja w to wierzę. I podejrzewam, że ty też, po tym, czego sam doświadczyłeś.

– Zgoda, trafiłaś w dziesiątkę.

Jednak reinkarnacja, odrodzenie w nowym ciele, to rzecz oszałamiająca, zbyt wstrząsająca, by ją przyjąć, o wiele trudniejsza do zaakceptowania niż istnienie poltergeistów.

– Wiesz o Millicent Parker? – spytał.

– Nigdy nie słyszałam tego nazwiska – odparła Grace.

– W 1905 roku Millie Parker usiłowała zabić matkę w przeddzień swoich szesnastych urodzin. Tak jak w przypadku Lindy Bektermann, skończyło się śmiercią Millie. Klasyczna samoobrona. I oto z czego nie zdawaliśmy sobie sprawy: zahipnotyzowana Jane twierdziła, że jest Laurą, Millie, a potem Lindą Bektermann. Ale te nazwiska nic dla nas nie znaczyły.

– A więc i w przypadku Millicent Parker – podjęła Grace – niezaspokojona chęć zemsty spowodowała frustrację. Tak. Wiedziałam, że musi być jeszcze jakieś życie pomiędzy Laurą i Lindą.

– Ale dlaczego zawsze dzieje się to w wieczór przed urodzinami?

– Laura wyczekiwała swoich szesnastych urodzin z wielką niecierpliwością – powiedziała Grace-Rachael. – Mówiła, że to będzie najwspanialszy dzień w jej życiu. Wiązała z nim wiele planów. Sądzę, że miała nadzieję na zmianę w sposobie traktowania jej przez matkę. Zginęła jednak w pożarze przed urodzinami.

– Jane, jak i jej poprzedniczki, w których ciała wcielała się Laura, w ten dzień silniej odczuwała lęk i nienawiść do matki.

Grace kiwnęła głową.

Jechali przez chwilę w milczeniu.

Ręce Paula lepiły się od potu na kierownicy.

W myślach rozważał historię, którą opowiedziała mu Grace, i ogarniało go dawno minione uczucie, że balansuje na linie rozpiętej wysoko nad otchłanią.

– Ale Carol nie jest matką Jane – powiedziała w końcu.

– Zapomniałeś o czymś.

– O czym?

– Carol miała panieńskie dziecko, kiedy była nastolatką. Wiem, że ci o tym opowiadała. Nie wyjawiam żadnej tajemnicy.

Paul poczuł ścisk w żołądku. Przeszył go chłód aż do szpiku kości.

– Mój Boże. Chcesz powiedzieć… Jane jest dzieckiem, które Carol oddała do adopcji.

– Nie mam na to dowodów – odrzekła Grace. – Założę się jednak, że kiedy policja rozszerzy zasięg poszukiwań na inne stany i wreszcie znajdą się rodzice dziewczynki, dowiemy się, że jest dzieckiem adoptowanym. I że Carol jest jej naturalną matką.