Westchnęła znowu, głębiej i bardziej dramatycznie.
— Ale nie mogę uczynić żadnej z tych rzeczy. Nie byłoby to Słuszne.
Zaśmiała się z wyższością. I gdyby niania Ogg ją słyszała, doszłaby pewnie do wniosku, że żaden obłąkany rechot niesławnej pamięci Czarnej Aliss, żaden groźny chichot oszalałego wampyra, który moralność ceni niżej niż ortografię, żadne zrywanie boków najbardziej pomysłowego z oprawców nie jest tak niepokojące, jak ten śmieszek pełen zadowolenia z siebie w wykonaniu babci Weatherwax zamierzającej zrobić to co najlepsze.
Wyjęła z kapelusza cienką jak papier maskę. Przedstawiała zwykłą twarz — gładką, białą, bez ozdób. Miała półokrągłe otwory na oczy. Nie była ani wesoła, ani smutna.
— Zwykła rzecz, prawda? — powiedziała. — Wygląda pięknie, ale w rzeczywistości to całkiem zwyczajna maska, jak każda inna. Magowie mogliby siedzieć nad nią latami i wciąż twierdzić, że nie ma w niej nic magicznego. Co tylko dowodzi, ile wiedzą, Walterze Plinge.
Rzuciła mu ją. Chwycił zachłannie i założył na twarz.
Potem się płynnie wyprostował. Poruszał się teraz jak tancerz.
— Nie wiem, kim jesteś, kiedy tkwisz za maską — rzekła. — Ale „upiór” to inna nazwa dla ducha, a „duch” to określenie duszy. Ruszaj, Walterze Plinge.
Zamaskowana postać nawet nie drgnęła.
— To znaczy… Ruszaj, Upiorze. Przedstawienie musi trwać.
Maska skinęła jej i Upiór ruszył biegiem.
Babcia klasnęła w ręce, jakby ogłaszała koniec świata.
— Dobrze! Pora na dobry uczynek! — oznajmiła, zwracając się do wszechświata jako całości.
Wszyscy na nią patrzyli.
To był ten moment, ten drobny punkt pomiędzy przeszłością a przyszłością, kiedy sekunda może trwać i trwać…
Agnes poczuła, że rumieniec znowu rusza. Kierował się ku jej twarzy niby zemsta boga wulkanów. Wiedziała, że kiedy tam dotrze, wszystko się skończy.
Przeprosisz, zadrwiła Perdita.
— Cisza! — zawołała Agnes.
Ruszyła naprzód, zanim echo zdążyło powrócić z dalszej części widowni. Szarpnęła za czerwoną maskę.
Cały chór krzyknął, jakby na dany znak. W końcu byli w operze. Przedstawienie się skończyło, ale opera trwała…
— Salzella!
Chwycił Agnes, zaciskając jej dłonią usta. Drugą ręką sięgnął do pasa i wydobył miecz.
To nie był rekwizyt sceniczny. Ostrze świsnęło, kiedy odwrócił się do chóru.
— Och jej, och jej, och jej — powiedział. — Jakże operowo się zachowałem. Teraz, obawiam się, muszę wziąć tę nieszczęsną dziewczynę jako zakładniczkę. To właściwe postępowanie, nieprawdaż?
Rozejrzał się z tryumfem. Publiczność obserwowała go w zafascynowanym milczeniu.
— Czy nikt nie powie „Nie ujdzie ci to bezkarnie”? — zapytał.
— Nie ujdzie ci to bezkarnie — odezwał się André zza kulisy.
— Budynek jest otoczony, nie wątpię? — upewnił się wesoło Salzella.
— Owszem, budynek jest otoczony.
Christine krzyknęła i zemdlała.
Salzella uśmiechnął się radośnie.
— Oto ktoś, kto myśli operowo — stwierdził. — Ale widzisz, mam zamiar ujść bezkarnie, ponieważ ja nie myślę operowo. Ja oraz ta młoda dama zejdziemy za chwilę do piwnic, gdzie możliwe, że zostawię ją całą i zdrową. Bardzo wątpię, żebyś zdołał otoczyć podziemia. Nawet ja nie wiem, dokąd prowadzą korytarze, a uważam, że zdobyłem sporą wiedzę…
Przerwał. Agnes spróbowała się wyrwać, ale mocniej ścisnął ją za szyję.
— Teraz — rzekł — ktoś powinien zapytać: „Ale dlaczego, Salzella?”. Czy naprawdę sam muszę wszystkiego pilnować?
Kubeł uświadomił sobie, że ma otwarte usta.
— Ja właśnie chciałem zapytać! — zawołał.
— Aha, dobrze. Cóż, w takim razie powinienem powiedzieć coś w rodzaju: Bo chciałem. Bo widzicie, dosyć lubię pieniądze. Ale jest też coś więcej… — Nabrał tchu. — Naprawdę nie cierpię opery. Nie chciałbym, żebyście się niepotrzebnie unosili, lecz opera, niestety, jest absolutnie okropna. I miałem jej dosyć. Więc póki mam scenę dla siebie, pozwólcie sobie wyjaśnić, jakaż to nędzna, zapatrzona w siebie, totalnie nierealistyczna i bezwartościowa forma sztuki, jakie to marnotrawstwo pięknej muzyki, jakie…
Coś zafurczało z boku sceny. Zatrzepotały spódnice chórzystek. Wzniósł się kurz.
André odwrócił się… To zaczęła pracować maszyna do wiatru. Korba obracała się sama.
Salzella obejrzał się, by sprawdzić, na co wszyscy patrzą.
Upiór zeskoczył lekko na scenę. Jego operowa peleryna wzdymała się… operowo.
Skłonił się i wydobył miecz.
— Przecież jesteś mar… — zaczął Salzella. — Ach tak! Upiór Upiora! Całkowicie niewiarygodne i obrażające zdrowy rozsądek, zgodnie z najlepszymi tradycjami opery! Doprawdy, to więcej, niż się spodziewałem!
Odepchnął Agnes i radośnie pokiwał głową.
— Oto co opera robi z człowiekiem — stwierdził. — Wyżera mózg, jak widać, choć sądzę, że od początku nie miał go zbyt wiele. Opera doprowadza do obłędu! Obłędu, słyszycie, obłędu!! Ehm… ludzie zachowują się irracjonalnie. Myślicie, że nie obserwowałem was przez lata? To prawdziwa wylęgarnia szaleństwa!! Słyszycie? Szaleństwa!!
On i Upiór zaczęli krążyć wokół siebie.
— Nie wiecie, zapewniam, jakie to życie, być jedynym normalnym człowiekiem w domu wariatów!! Wierzycie we wszystko!! Wolicie uwierzyć, że Upiór może przebywać w dwóch miejscach równocześnie, niż w to, że to po prostu dwóch ludzi!! Nawet Pounder myślał, że może mnie szantażować!! Stale pchał się w miejsca, gdzie nie powinien włazić!! Oczywiście, musiałem go zabić, dla jego własnego dobra! Nawet szczurołapy tutaj wariują!! A Undershaft… dlaczego nie mógł jak zwykle zapomnieć swoich okularów? Co?
Pchnął mieczem. Upiór sparował.
— A teraz będę walczył z waszym Upiorem — rzekł, atakując gradem ciosów. — Zauważycie pewnie, że Upiór nie zna się na szermierce… bo opanował tylko walki sceniczne… gdzie cała zabawa polega na tym, by uderzyć w klingę przeciwnika z odpowiednio głośnym szczękiem… a potem skonać dramatycznie tylko dlatego, że tamten ostrożnie wsunął ci ostrze pod pachę…
Upiór odstępował przed natarciem, aż potknął się o nieprzytomną Christine. Upadł na wznak.
— Widzicie!! — zawołał Salzella. — Takie są skutki wiary w operę!!!
Schylił się szybko i zerwał maskę z twarzy Waltera Plinge.
— Doprawdy, Walterze!!! Jesteś bardzo niegrzeczny!!!!
— Przepraszam, panie Salzella!
— Spójrz, jak wszyscy patrzą!!!!
— Przepraszam!
Maska rozpadła się w palcach Salzelli. Pogniecione strzępy, wirując, opadły na podłogę.
Salzella szarpnięciem postawił Waltera na nogi.
— Widzicie wszyscy? To jest wasza maskotka!!! To jest wasz Upiór!!! Bez maski staje się zwykłym idiotą, który nawet butów zasznurować nie potrafi!!! Ahahaha!!!! Ehm… To wszystko twoja wina, Walterze Plinge…