Выбрать главу

Uśmiechnęła się nerwowo.

— Zaczął rozpakowywać walizkę — oświadczyła. — Chyba go polubię, Leo. Widzisz, myślałam, że Vornan jest zimny i nieprzystępny jak robot. A tymczasem zwraca się do mnie bardzo uprzejmie, prawdziwy dżentelmen na swój sposób.

— Tak, potrafi być czarujący.

Na jej policzkach dostrzegłem nieregularne plamy rumieńców.

— Myślisz, że źle zrobiliśmy zapraszając was w odwiedziny?

— Dlaczego miałbym tak uważać? Oblizała wargi.

— Nieważne, co ma się stać. I tak się stanie. On jest piękny, Leo. I pociągający.

— Boisz się, że nie powstrzymasz swych namiętności?

— Boję się, że skrzywdzę Jacka.

— Nie rób więc nic wbrew jego woli — poradziłem, czując się jak stary, dobry wujaszek. — To bardzo proste. Nie daj się ponieść emocjom.

— A jeśli wszystko zawiedzie, Leo. Kiedy byliśmy sami w tym pokoju… Vornan patrzył na mnie tak łakomie…

— On patrzy w ten sposób na wszystkie piękne kobiety. Ale przecież wiesz, jak się mówi „nie”.

— Nie jestem tylko pewna, czy będę miała ochotę odmówić. Wzruszyłem ramionami.

— Mam zadzwonić do Kralicka i powiedzieć, że kończymy wizytę?

— Nie!

— W takim razie musisz zostać własną przyzwoitką. Jesteś dorosła, Shirley. Powinnaś panować nad sobą i nie wchodzić do łóżka gościom twojego męża. Jak dotąd nie miałaś z tym większych problemów.

Zadrżała słysząc moje ostatnie słowa. Mimo mocnego makijażu spostrzegłem, że jej twarz znów nabrała rumieńców. Patrzyła wzrokiem, jakby po raz pierwszy ujrzała mnie wyraźnie. Przekląłem własną głupotę. Jednym słowem pogrążyłem dziesięcioletnią przyjaźń. Ale chwila przykrego milczenia minęła szybko. Shirley rozluźniła mięśnie twarzy, co ją musiało kosztować wiele wysiłku.

— Masz rację, Leo. Nie będę z tym miała żadnych problemów — odparła cicho.

Wieczór minął zaskakująco spokojnie. Shirley przygotowała wspaniałą kolację, a Vornan nie szczędził pochwał. Jak sam stwierdził, był to pierwszy posiłek, jaki miał okazję zjeść w prywatnym domu, a strawa smakowała wyśmienicie. Kiedy zaczęło świtać, poszliśmy na spacer. Jack szedł obok Vornana, ja pod rękę z Shirley. W pewnej chwili spod naszych stóp wyskoczył szczur i wielkimi susami popędził w głąb pustyni. Widzieliśmy także mysikróliki i małe jaszczurki. Vornan wciąż nie potrafił zrozumieć, jak zwierzęta mogą żyć na wolności. Później wróciliśmy do domu. Siedzieliśmy sącząc drinki i miło gawędziliśmy jak czwórka starych przyjaciół. Wydawało się, że Vornan doskonale czuje się w naszym gronie. Zacząłem powoli nabierać przekonania, że niepotrzebnie martwiłem się na wyrost.

Zwodniczy spokój trwał przez kilka następnych dni. Wstawaliśmy późno, chodziliśmy po pustyni wystawieni na osiemdziesięciostopniowy upał, rozmawialiśmy, jedliśmy wspólne posiłki, obserwowaliśmy gwiazdy. Vornan był opanowany, nawet ostrożny. Mówił zaskakująco dużo o swojej epoce. Patrząc w niebo próbował odnaleźć znajome konstelacje, ale bez skutku. Opowiadał o zwyczajach biesiadnych swojej epoki, o tym jakim to zuchwalstwem u nich byłoby siedzenie z gospodarzami przy wspólnym stole. Mówił też o dziesięciu miesiącach pobytu pośród nas. Jak podróżnik, który dobija już do kresu swej wędrówki i zaczyna wspominać najlepsze chwile.

Pilnowaliśmy, aby nie oglądać przypadkiem serwisów informacyjnych, kiedy w pobliżu kręcił się Vornan. Nie chciałem, aby wiedział, że w Ameryce Południowej wybuchły zamieszki na wieść o przesunięciu jego wizyty. Świat ogarnęła histeria, ludzie podążali za Vornanem oczekując jednoznacznego rozwiązania wszystkich zagadek wszechświata. W poprzednich wystąpieniach Vornan rozpalił ognik nadziei, że kiedyś dostarczy odpowiedzi i to wystarczyło. Nieważne, że jak dotąd sprowokował jedynie pytania. Dobrze się stało przynajmniej, iż Vornan gościł teraz u Bryantów, gdyż dzięki temu nie mógł, choćby mimowolnie, sterować tym całym szaleństwem.

Rankiem czwartego dnia słońce poraziło mnie jaskrawym światłem. Rozjaśniłem szyby w oknach i spostrzegłem, że Vornan leży już na tarasie. Był zupełnie nagi i opalał się na słońcu. Zastukałem w szybę. Uniósł wzrok i posłał mi promienny uśmiech. Kiedy wyszedłem na zewnątrz, on właśnie wstawał z piankowej leżanki. Jego szczupłe, zgrabne ciało przypominało wyglądem skorupę plastykowego manekina. Skórę miał idealnie gładką, bez najmniejszego nawet śladu owłosienia. Nie był muskularny, nie wyglądał też cherlawo. Sprawiał wrażenie człowieka pełnego siły a jednocześnie delikatnego. Jego męskość nie podlegała dyskusji.

— Mamy cudowną pogodę, Leo — zawołał. — Zdejmuj ciuchy.

Zwlekałem z decyzją. Nie opowiadałem Vornanowi o swobodzie panującej w tym domu, gospodarze również milczeli w tej kwestii. Ale dla Vornana nagość nie stanowiła tabu. Teraz, kiedy gość zrobił pierwszy krok, Shirley nie pozostała długo w tyle. Wyszła na taras, spostrzegła nagiego Vornana i mnie w piżamie.

— Tak, o to chodziło — powiedziała z uśmiechem. — Chciałam już wczoraj zaproponować coś podobnego. My tutaj nie wstydzimy się własnych ciał.

Po tej deklaracji pani domu zrzuciła strzęp materiału, który okrywał jej postać i wyciągnęła się na leżaku. Vornan obserwował z bardzo nikłym zainteresowaniem zgrabne, doskonale zbudowane ciało Shirley. Owszem, widziałem w jego oczach ciekawość — ciekawość badacza. Gdzieś zniknął wygłodniały Vornan, jakiego znałem. Za to Shirley zdradzała wewnętrzny niepokój. Aż po szyję zalała ją fala purpury. Jej ruchy nabrały niezwykłej gwałtowności. Błądziła przez chwilę wzrokiem po nagich udach Vornana, a potem szybko zamknęła oczy. Jej sutki wyraźnie stwardniały. Przekulnęła się na brzuch, aby zamaskować podniecenie, ale zdążyłem dostrzec, co się święci. Dotąd nasza nagość była niewinna. Teraz nabrała odcienia grzechu.

Chwilę później pojawił się Jack. Błyskawicznie ocenił sytuację. Shirley leży na brzuchu z napiętymi pośladkami. Vornan drzemie. Ja nerwowo przemierzam taras.

— Piękna dzisiaj pogoda — powiedział trochę zbyt entuzjastycznie. Miał na sobie krótkie spodenki i nie zamierzał ich ściągać. — Przygotować obiad, Shirl?

Vornan i Shirley chodzili przez cały dzień nago. Pani domu pragnęła za wszelką cenę osiągnąć ten sam stan bliskiej zażyłości, jaki towarzyszył każdorazowo moim wizytom. Kiedy minęły pierwsze chwile skrępowania, zaczęła z większą naturalnością odnajdywać się w sytuacji. Co najdziwniejsze, Vornan nie okazywał najmniejszego zainteresowania jej ciałem. Zauważyłem to dużo wcześniej niż sama Shirley. Cała kokieteria, zmysłowe ruchy talii, podrygiwanie kształtnych piersi nie robiły na nim żadnego wrażenia. Nie powinno to zbytnio dziwić, skoro Vornan pochodził ze świata, w którym nagość traktowano jako rzecz najzupełniej zwyczajną. Jednak mimo wszystko, jego oziębłość w stosunku do Shirley budziła spore wątpliwości, wziąwszy pod uwagę apetyt sprzed kilku miesięcy.

Dołączyłem do grona nudystów. Dlaczego nie? Chodzenie bez odzieży było wygodne i na czasie. Nie czułem się jednak swobodnie. Poprzednio wspólne kąpiele słoneczne z Shirley nie wywoływały u mnie niezdrowych emocji. Teraz w mojej głowie panował zamęt i musiałem skupić całą siłę woli, aby zachować zewnętrzny spokój.