Выбрать главу

— Próbowaliście już jakoś modelować ten wasz równoległy wszechświat?

— Jeszcze nie. Nie chcemy na razie nic zmieniać w tej przestrzeni, przynajmniej póki nie zyskamy pewności, że znaleźliśmy jakieś rozwiązanie. Musimy przeprowadzić więcej eksperymentów. Nie ma przecież sensu tworzyć wyrwy w czasoprzestrzeni, nie rozpatrzywszy uprzednio wszelkich możliwości i konsekwencji.

Jack podszedł i klepnął mnie lekko w ramię.

— Och, Leo, Leo, nie żałowałeś nigdy, że nie zostałeś fryzjerem?

— Nie. Ale są chwile, kiedy wolałbym, aby fizyka była choć ciut łatwiejsza.

— Wówczas każdy fryzjer mógłby zostać fizykiem. Wybuchnęliśmy śmiechem i ruszyliśmy razem na taras, gdzie Shirley leżała w słońcu czytając książkę. Było jasne, rześkie styczniowe popołudnie. Niebo miało kolor metalicznego błękitu, wielkie obłoki wisiały nad szczytami wzgórz, słońce było wielkie i gorące. Czułem się wypoczęty i spokojny. Podczas dwutygodniowego pobytu tutaj odrzuciłem precz nękające mnie problemy — stały się niejako udziałem innego człowieka. Gdyby udało mi się uwolnić umysł od wszelkich lęków i kłopotów, być może po powrocie do pracy odnalazłbym nowe siły do walki z przeciwnościami.

Cały kłopot w tym, że nie myślałem już o wytyczaniu nowych szlaków. Wciąż tkwiłem w starych schematach, a one już mi nie wystarczały. Chciałem, by człowiek z zewnątrz spojrzał na wszystko trzeźwym okiem i wskazał mi właściwą drogę. Potrzebowałem Jacka. Lecz Jack zerwał nić łączącą go niegdyś z fizyką. Postanowił, że jego błyskotliwy umysł pozostanie bezczynny.

Shirley, leżąca na tarasie przetoczyła się na plecy, usiadła i pokazała zęby w uśmiechu. Jej ciało lśniło kropelkami potu.

— Co was wyciągnęło na dwór?

— Desperacja — wyjaśniłem. — Maleje pole manewru.

— Usiądźcie i wystawcie twarze do słońca.

Nacisnęła przycisk, który wyłączył radio. Nie spostrzegłem, żeby grało, póki nie wygasły ostatnie dźwięki.

— Słuchałam właśnie najświeższych wiadomości o człowieku z przyszłości — oznajmiła Shirley.

— Kto to taki? — spytałem.

— Vornan-19. Przybywa do Stanów Zjednoczonych!

— Nie sądzę, abym słyszał cokolwiek…

Jack posłał Shirley ostrzegawcze spojrzenie. Pierwszy raz widziałem, aby ją strofował. Pobudziło to tylko moją ciekawość. Chcą przede mną coś ukryć?

— To czysta bzdura — zauważył Jack. — Shirley nie powinna zawracać ci tym głowy.

— Możesz wyjaśnić, co miałaś na myśli?

— Vornan-19 to żywa odpowiedź zesłana apokaliptystom — stwierdziła Shirley. — Twierdzi, że przybył z roku 2999 jako turysta. Pojawił się w Rzymie, zupełnie nagi wylądował na Hiszpańskich Schodach, a kiedy próbowano go aresztować, powalił policjanta dotknięciem palca. Od tego czasu uraczył nas najróżniejszymi niespodziankami i sensacjami.

— Głupi kawał — stwierdził Jack. — Pewnie jakiemuś wariatowi znudziła się opowiastka o świecie, który przestanie istnieć za rok i zaczął udawać przybysza z przyszłości. A ludzie mu wierzą. Takie to już czasy. Kiedy histeria jest sposobem na życie, tłum podąża za każdym świrusem.

— Przypuśćmy jednak, że Vornan-19 jest podróżnikiem w czasie! — nalegała Shirley.

— Jeśli jest nim istotnie, to chciałbym go spotkać — wtrąciłem. — Mógłby wyjaśnić mi parę kwestii dotyczących zjawiska odwrócenia czasu.

Zachichotałem, a potem nagle spoważniałem. To wcale nie było zabawne. Westchnąłem ciężko.

— Masz rację, Jack. To zwykły szarlatan. Po co tracimy w ogóle czas na dyskusję o takim wariacie?

— Ponieważ istnieje możliwość, że mówi prawdę. Shirley wstała i odrzuciła opadające na twarz pukle długich, złotych włosów.

— Wywiady przedstawiają go jako osobę niezwykle zagadkową. Opowiada o przyszłości w sposób bardzo przekonujący. Och, być może to tylko inteligentna maska, w każdym razie niewątpliwie jest intrygujący. To człowiek, którego chciałabym kiedyś spotkać.

— Kiedy pojawił się po raz pierwszy?

— W dniu Bożego Narodzenia — odparła Shirley.

— A więc w czasie mego pobytu u was? I cały czas milczeliście?

Shirley wzruszyła ramionami.

— Sądziliśmy, że śledzisz na bieżąco wiadomości ze świata i po prostu nie uznałeś tego wydarzenia za godne uwagi.

— Nie zbliżyłem się nawet do ekranu, odkąd tu przyjechałem.

— Zatem najwyższy czas nadrobić zaległości — poradziła.

Jack sprawiał wrażenie poirytowanego. Ze zdziwieniem odebrałem ten spór między nimi. Gdy Shirley wyraziła ochotę na spotkanie z podróżnikiem w czasie, na twarzy jej męża zagościł gniewny grymas. Ciekawe, pomyślałem. Skoro tak wielkie zainteresowanie okazuje ruchowi apokaliptystów, dlaczego neguje możliwość istnienia innych nieprawdopodobnych zjawisk?

Osobiście, do człowieka z przyszłości zachowywałem stosunek raczej neutralny. Oczywiście ta historia z podróżowaniem w czasie nieźle mnie ubawiła. Strawiłem połowę życia, by dowieść fizycznej niemożliwości zaistnienia takiego procesu, więc podobne twierdzenia wywoływały u mnie jedynie gniew i zły humor. Pewnie właśnie dlatego Jack usiłował ukryć przede mną najświeższe wiadomości. Uważał, jak sądzę, że nie ma sensu dręczyć mnie opowieściami parodiującymi me własne badania i przypominać o problemach, od których pragnąłem przecież umknąć. Lecz ja zdążyłem otrząsnąć się z przygnębienia, kwestia cofnięcia czasu nie wywoływała już desperacji. Miałem ochotę przyjrzeć się nieco bliżej temu oszustowi. Facet najwyraźniej oczarował Shirley, a wszystko, co było zdolne oczarować Shirley, ciekawiło i mnie.

Wieczorem, w czasie największej oglądalności, jedna z sieci informacyjnych puściła program dokumentalny o Vornanie-19, zamiast zazwyczaj emitowanego o tej porze głupkowatego show. Świadczyło to o rozmiarach zainteresowania, jakim cieszyła się owa historia. Jak sądzę, program ten adresowany był do takich jak ja Robinsonów Crusoe, którzy zupełnie nie orientowali się w sytuacji. Nadrobiłem zaległości.

Zasiedliśmy na pneumofotelach przed ściennym ekranem i cierpliwie przeczekaliśmy porcję reklam. W końcu donośny głos oznajmił:

— To, co za chwilę obejrzycie, jest po części komputerową symulacją.

Na ekranie pojawił się Plac Hiszpański w dniu Bożego Narodzenia. Grupki ludzi zaludniały schody i sam plac, jak gdyby komputer symulujący całą sytuację został zaprogramowany przez Tiepolego. W zgrabnie zrekonstruowane tło przypadkowych przechodniów wdarł się symulowany obraz Vornana-19, który zstąpił prosto z nieba po świetlistym łuku. Komputery radzą sobie doskonale w takich sprawach. Nie ma najmniejszego znaczenia, że obiektyw kamery nie zdołał uchwycić jakichś niespodziewanych wydarzeń, gdyż zawsze można wydobyć je z otchłani czasu za pomocą sprytnego montażu i odpowiednich wstawek. Ciekawe, jak przyszłe pokolenia historyków ocenią te symulacje… jeśli oczywiście świat przetrwa dostatecznie długo.

Opadająca z nieba postać była naga, lecz programiści ominęli dość kłopotliwą sprawę zeznań zakonnic, ukazując przybysza jedynie od tyłu. Jestem pewien, że nie była to kwestia pruderii. Telewizja okazała bowiem sporą odwagę przy prezentacji zamieszek apokaliptystów, z których relację oglądaliśmy niedawno razem z Jackiem i Shirley. Sieci informacyjne z wyraźnym upodobaniem przedstawiają szczegóły anatomiczne ludzkiego ciała, gdy tylko podpada to pod decyzję sądu najwyższego, nakazującą dziennikarzom rzetelność w przedstawianiu faktów. Osobiście nie mam nic przeciwko takiemu przemycaniu nagości. Gołe ciało to tabu, które należało już dawno wyplenić z ludzkiej świadomości. Moim zdaniem, potrzeba więcej starań, by ośmielić w tej materii skostniałe społeczeństwo, nawet poprzez prezentacje gołych tyłków w serwisach informacyjnych. Jednak o milimetr za fasadą rzetelności kryje się zawsze tchórzostwo. W relacji nie pokazano lędźwi Vornana-19, gdyż trzy zakonnice przysięgły, że skrywał je mglisty obłok. Łatwiej ominąć sporną kwestię niż ryzykować urażeniem dewotów, zarzucając świętym siostrom składanie fałszywych zeznań.