Podróżnicy wyswobodzili się z kabiny i sprawdzili najpierw całość swych własnych osób. Stwierdziwszy, że nic im się nie stało, poczęli przeglądać statek.
Impet upadku nie wpłynął, oczywiście, dobrze na pojazd. Radio i aparat automatycznego sterowania były zupełnie zrujnowane. W tym ostatnim zwłaszcza uległo zniszczeniu kilka bardzo delikatnych części.
— No, mieliśmy dużo szczęścia — powiedział Arnold.
— Tak — odrzekł bez przekonania Gregor. — Ale następnym razem lądujemy z radarem.
— W pewnym sensie jestem zadowolony z tego, co się stało — powiedział Arnold. — Teraz zobaczysz, jakie usługi może nam oddać konfigurator. Zabieramy się do roboty.
Sporządzili spis wszystkich uszkodzonych części. Arnold podszedł do Konfiguratora, nacisnął guzik i powiedział: — Płytka, powierzchnia cztery cale kwadratowe, grubość pół cala, stop stalowy numer 342.
Maszyna momentalnie dostarczyła żądaną płytkę.
— Potrzebujemy takich dziesięć — powiedział Gregor. — Wiem. — Arnold znów nacisnął guzik. — Jeszcze jedną proszę.
Maszyna nie zareagowała.
— Pewnie trzeba powtórzyć całe polecenie — powiedział Arnold. Nacisnął guzik jeszcze raz i rzekł: — Płytka, powierzchnia cztery cale kwadratowe, grubość pół cala, stop stalowy numer 342.
Maszyna milczała.
— To dziwne — powiedział Arnold.
— Prawda? — Gregor poczuł przykre gniecenie w dołku.
Arnold spróbował jeszcze raz — bez skutku. Chwilę zastanawiał się głęboko, po czym nacisnął guzik i powiedział:
— Plastikowy kubek do mycia zębów.
Maszyna wyrzuciła piękny kubek w jasnoniebieskim kolorze.
— Jeszcze jeden — rozkazał Arnold. Gdy konfigurator stał spokojnie, Arnold zażądał woskowej kredki. Maszyna wyrzuciła żądany przedmiot. — Jeszcze jedną woskową kredkę. — Maszyna milczała.
— To ciekawe. Zdaje mi się, że ktoś powinien był pomyśleć o takiej ewentualności.
— O jakiej ewentualności?
— Najwidoczniej konfigurator potrafi wykonać wszystko — powiedział Arnold. — Ale tylko raz.
— A to doskonale. Potrzebujemy jeszcze dziewięciu płytek. A automatyczne sterowanie wymaga czterech identycznych części. Co teraz poczniemy?
— Trzeba będzie coś wymyślić.
— Mam nadzieję — powiedział Gregor.
Spadła kolejna ulewa. Podróżnicy poczęli się intensywnie zastanawiać.
— Jest tylko jedno wytłumaczenie — powiedział Arnold po kilku godzinach. — Zasada przyjemności i nudy.
— Co? — zapytał Gregor. Słowa Arnolda obudziły go z drzemki.
— Ta maszyna musi mieć rodzaj inteligencji — rzekł Arnold. — Otrzymuje bodźce, sama je przetwarza w polecenia wytwórcze i wykonuje przedmioty z czegoś, co nazwałbym intelektualnym rysunkiem technicznym.
— Tak jest. Wszystko racja. Ale tylko raz.
— Tak. A dlaczego tylko raz? To jest klucz do naszych trudności. Mam wrażenie, że chodzi tu o jakieś ograniczenie połączone z pędem do zaspokojenia przyjemności.
— Nie bardzo rozumiem.
— Słuchaj uważnie. Konstruktorzy na pewno umyślnie nie ograniczyliby aparatu w ten sposób. Nasuwa się jedyne wyjaśnienie: gdy maszyna jest skonstruowana w sposób tak skomplikowany, nabiera częściowo ludzkich cech. Uzyskuje jakiś rodzaj mechanicznej przyjemności z wyprodukowania nowego przedmiotu. Lecz przedmiot jest nowy tylko raz. Potem konfigurator chce robić coś nowego.
Gregor zapadł ponownie w apatyczny półsen.
Arnold mówił dalej:
— Pełne zadowolenie, pełne wykorzystanie potencjalnych możliwości — oto czego pragnie maszyna. Pragnieniem konfiguratora jest tworzenie wszystkiego co możliwe. Z tego punktu widzenia powtórzenie jest stratą czasu i powoduje nudę.
— To najdziwniejszy sposób rozumowania, jaki kiedykolwiek słyszałem — powiedział Gregor. — Ale przypuśćmy, że masz rację, cóż możemy począć?
— Nie mam pojęcia.
— Tak właśnie myślałem.
Na kolację tego wieczoru Konfigurator wyprodukował bardzo przyzwoity kawałek rostbefu. Na deser podróżnicy zjedli szarlotkę i kawałek ostrego francuskiego sera. Posiłek bardzo podniósł ich samopoczucie.
— Materiały zastępcze — rzekł Gregor puszczając dym z konfigoratorowego cygara. — Tego powinniśmy spróbować. Stop numer 342 nie jest jedynym materiałem, jakiego możemy używać do tych płytek. Istnieje całe mnóstwo innych surowców, które wytrzymują podróż na Ziemię.
Jednak nie można było nabrać konfiguratora na to, by wyprodukował płytkę z żelaza czy też jakiejkolwiek stali. Zażądali i otrzymali płytkę z brązu. Lecz maszyna odmówiła potem wykonania płytki z miedzi lub cyny. Następnie zamówili płytki z aluminium, z kadmu, platyny, złota i srebra. Potem przypomnieli sobie tungsten. Arnold był ciekaw, w jaki sposób maszyna wykonała to zamówienie. Gregor sprzeciwił się plutonowi i zaczynało im już brakować materiałów. Arnoldowi przypomniało się, że niezłym materiałem zastępczym będzie twarda płytka ceramiczna. Wreszcie ostatnią płytkę zamówili z czystego cynku.
Wprawdzie szlachetne metale będą miały tendencje do topienia się podczas podróży, lecz przy zastosowaniu odpowiedniego chłodzenia mogą wytrwać aż do powrotu na Ziemię. W sumie odwalili tej nocy kawał roboty. Toteż z nową nadzieją wznieśli toasty kielichami z doskonałym sherry, zatrącającym lekko olejem.
Następnego dnia wspólnicy zamocowali płytki na miejscu i przyjrzeli się swojej pracy. Rufa okrętu przypominała pocerowaną pończochę.
— Wygląda dosyć ładnie — zauważył Arnold.
— Mam nadzieję, że wytrzyma — powiedział Gregor. No, a teraz trzeba dorobić części do aparatu automatycznego sterowania.
Ale to była już zupełnie inna sprawa. Brak było czterech jednakowych, delikatnych, precyzyjnie wykonanych przyrządów ze szkła i cieniutkiego drutu. Tu nie można było stosować materiałów zastępczych.
Konfigurator wykonał pierwszą część bez wahania. Ale to było wszystko. Około południa podróżnicy stracili ochotę do dalszych prób.
— Masz jakiś pomysł? — zapytał Gregor.
— Nie w tej chwili. Zróbmy przerwę obiadową.
Zdecydowali, że najchętniej zjedzą sałatkę z krabów i wydali odpowiedni rozkaz maszynie. Konfigurator pomruczał przez chwilę, lecz nie wyprodukował nic.
— O co chodzi? — Gregor spojrzał pytająco na maszynę.
— Tego się bałem — powiedział Arnold.
— Czego? Przecież nie zamawialiśmy do tej pory krabów. — Nie. Ale żądaliśmy raków. Obawiam się, że konfigurator podejmuje decyzje zależnie od klas i gatunków. — No to trzeba otworzyć kilka puszek.
Arnold uśmiechnął się niewyraźnie.
— Gdy już kupiłem konfigurator, sądziłem, że nie będziemy musieli…
— Nie ma konserw? — Nie.
Powrócili do maszyny i zażądali łososia, tuńczyka i węgorza — bez rezultatu. Następnie spróbowali pieczonej wieprzowiny, baraniny i cielęciny. Nic.
— Boję się, że nasz konfigurator uważa rostbef za reprezentatywny dla wszystkich ssaków — powiedział Arnold.
— To ciekawe. Będziemy mogli tu rozwinąć całą nową teorię gatunków…
— Umierając z głodu — przerwał Gregor. Spróbował zamówić pieczoną kurę — i tym razem konfigurator wykonał polecenie natychmiast.
— Eureka! — wykrzyknął Arnold.
— Do diabła! — zaklął Gregor. — Powinienem był zażądać indyka, dużego indyka.
Deszcz padał dalej i woda ściekała po wielokolorowej rufie statku. Arnold usiadł w kącie i długo coś kombinował. Gregor dopił sherry, spróbował bez powodzenia zamówić butelkę szkockiej whisky i począł rozkładać pasjansa. Podczas tego zajęcia najlepiej mu się myślało.