W kwietniu 1944 roku, gdy Burgess jeszcze służył na Gibraltarze, jego żona w Londynie została w nocy napadnięta w celach rabunkowych i pobita do nieprzytomności przez czterech amerykańskich dezerterów, poroniła i długo chorowała. Umarła jednak nie dlatego, tylko w 24 lata później na marskość wątroby, skutek alkoholizmu, jaki przez wiele lat łączyła z dość rozwiązłym trybem życia: z czego nadzwyczaj szczery w tych sprawach Burgess nie czyni sekretu. A w Malezji ciągle zatruwała mu życie jak nie histerią i pijaństwem, to manifestacjami wstrętu do egzotycznych krajów, ludzi, kultury i języka, co nie przeszkadzało jej w eksperymentach z egzotycznymi kochankami i z kim popadło.
Nie tylko to znajdziemy, wprost albo w przełożeniu, opisane w bezlitosnej Trylogii malajskiej.
Trudno by znaleźć drugą powieść tak wielostronnie i nieraz perfidnie naświetlającą jakże złożone i niejednoznaczne zjawiska dekolonizacji kraju azjatyckiego. Jest bezcenna jako nie liczący się z niczym dokument z pierwszej ręki.
Pisał ją na żywo, przenosząc materiał i szczegóły niemal dosłownie ze swych bieżących doświadczeń. Jej trzy prędko następujące po sobie części, zarazem dość poczytne i kwaśno przyjęte, są niemalże dokumentem czasu i kraju, którego nic w piśmiennictwie naszych czasów nie zastąpi, a z którym da się porównać (co sam Burgess trafnie zauważył) tylko francuska powieść Henri Fauconniera Malaisie (1930, Malajska przygoda), wydana już po polsku w moim przekładzie. Nie obeszło się zresztą bez procesu o zniesławienie, który Burgessowi wytoczył pewien biały adwokat z Malajów. Oskarżyciel co prawda przegrał i więcej podobnych nie było, lecz nie brakowało pretensji: a gdy niebawem tak samo na gorąco Burgess opisał swe doświadczenia z Brunei w satyrycznej powieści Devil of a State (1961, Diabeł nie państewko), wydawca kazał mu ten kraj, przezwany Naraka od malajskiej nazwy Piekła, asekuracyjnie przenieść do Afryki Wschodniej. Daleko mniej ważki, utwór ten stanął jednak w szeregu takich jak Black Mischief (1912, Czarny wybryk) Evelyna Waugh, Burmese Days (1934, Birmańskie czasy) Orwella i poniekąd The Heart of the Matter (1948, Sedno sprawy) Grahama Greene, choć nie dorównuje ani żadnemu z nich, ani własnej Trylogii malajskiej Burgessa.
Ta mimo wszystko najściślej realistyczna i demaskatorska powieść z elementami egzotyki, wiwisekcji psychologicznej, sensacji, czarnego humoru i satyry politycznej da się tutaj przywołać w jeszcze jednej funkcji.
Bo wyliczenie to, przy zmieniających się proporcjach, może ujść za sumaryczny opis całej prozy Burgessa.
Występek i grzech jako mechanizm ludzkiej działalności to u niego problem kluczowy, główny, żeby nie powiedzieć: obsesyjny. Nie obeszło się przy tym bez jego irlandzkiego katolicyzmu w ciągłej i osobiście nieraz dotkliwej konfrontacji z wątpliwym protestantyzmem kościoła anglikańskiego. Dość powiedzieć, że na Malajach skłaniał się już Burgess do konwersji na islam: aż oblała go kubłem zimnej wody jakaś kolejna, typowo muzułmańska manifestacja organicznej sprzeczności między utrwaloną w praktyce islamu tradycją działań i ocen, publicznych i jednostkowych, a powszechnie uznanym systemem wartości ludzkich.
4
Zachybotała się makabrycznie biografia i wynikło z tego w szybkim następstwie pięć dalszych powieści.
Tych do 1961 roku.
Zaraz po swym powrocie z tropików zaburzenia psychiczne, jakim coraz dotkliwiej zaczął ulegać Burgess, doprowadziły go do pobytu na obserwacji w londyńskim szpitalu i wreszcie do diagnozy: rak mózgu.
Dano mu pół roku życia.
W tej sytuacji ostatecznej zaczął na gwałt pisać, głównie po to, aby wdowie zostawić trochę pieniędzy.
Jak to było z chorobą, można się względnie szczegółowo dowiedzieć z powieści The Doctor Is Sick (1960, Pan doktor jest chory). Coś z tej desperacji, pośpiechu, nie liczący się z niczym cynizm i naturalna skłonność do wiwisekcji pomogły ukształtować w tym krytycznym okresie specyfikę pisarską Burgessa. Odtąd i z późniejszych utworów niejeden, choć nie po kolei, wraca do podobnej genezy i efektów: aż bezwstydnie szczerego i drastycznego ulepku z motywów autobiograficznych, nieraz udziwnionego jeszcze na pokaz. Do tych należą One Hand Clapping (1961, Klaskać jedną dłonią) i mniej osobiste The Right to an Answer (1961, Prawo do odpowiedzi), Beard's Roman Women (1977, Babiarz Beard w Rzymie) i The Pianoplayers (1986, Klezmerzy), gdzie narrator przystroił się w postać i światopogląd kurtyzany w podeszłym wieku.
Jednak to nie Anthony Burgess wtedy umarł, lecz jego żona w pijackim rozpadzie umysłowym i fizycznym. A wlokło się to w coraz gorszej udręce i obrzydliwości jeszcze do 1968 roku.
Zaraz po jej śmierci zawarł drugie, szczęśliwe i trwałe małżeństwo z włoską hrabianką; dużo młodsza od niego Liliana (rzadko nazywana inaczej niż Liana) Macellari wniosła w ten układ również swe kompetencje zawodowe jako lingwistka. Odtąd i twórczość Burgessa, nie tracąc na ostrości, wyklarowała się intelektualnie.
Tymczasem prawdziwą i światową karierę zrobiła A Clockwork Orange (1962, Nakręcana pomarańcza).
5
Ta przerażająca dystopia czyni chwilami wrażenie prawie rozhisteryzowane. Nie bardzo wiadomo: czy ganić jej plakatowe uproszczenia? czy zachwycać się ich konstrukcja?
Burgess ją sam kiedyś określił jako ”zbyt dydaktyczną, zbyt ekshibicjonistyczną językowo”. U mnie w pierwszej lekturze tak się pomieszały podziw i sprzeciw, że z jednej strony porwałem się od razu na karkołomny trud przełożenia dwóch pierwszych rozdziałów, a z drugiej napisałem i ogłosiłem w „Literaturze na Świecie” pamflet na nią zatytułowany: Horrorshow! czyli bój się Pan jeża. Skąd ów tytuł? Jest anegdota o poniewieranym przez długie lata drobnym urzędniku, który wreszcie odchodząc postanowił się zemścić na znienawidzonym szefie. Wybrawszy odpowiedni moment narobił mu na biurko, po czym nawtykał w to zapałek i zostawił kartkę z napisem: Bój się Pan jeża! Za podobne straszenie uznałem wówczas tę powieść.
W kolejnych czytaniach i w trudzie przekładu stopniowo złagodziłem i wreszcie zmieniłem sąd o Nakręcanej pomarańczy na jej korzyść. A co pozostało z wątpliwości, to przytoczę z grubsza według tamtego artykułu.
Kiedy skóra nam cierpnie przy wyczynach 15-letniego Alexa i jego młodocianych zwyrodnialców, otrząsnąwszy się nieco zadajemy sobie pytanie:
Czy to jest nowe? i jak dalece realne?
Otóż do stałego repertuaru science fiction zaliczają się opisy terroru) i zdziczenia obyczajów, następujące zwykle po kataklizmie atomowym lub nadwyrężeniu ludzkości przez inwazję międzyplanetarną. Mógłbym tu przytoczyć (ale nie chcę przeciążać omówienia dokumentacją) dziesiątki nazwisk i tytułów, powieści i opowiadań, często wcześniejszych, opartych jota w jotę na podobnych założeniach, sytuacjach i postaciach oraz efektach, jakimi tu straszy czytelników Burgess prezentując im swego Alexa i miasto, nie mogące sobie poradzić z bandami mordujących i gwałcących wyrostków.
Pełno tegoż schematu w westernach.
Nowością (choć nie całkowitą) i zasługą Burgessa jest wyprowadzenie tej inwazji potworów z wewnątrz. Z ludzkiego wnętrza i ze społecznego.
A czy do zasług tej fikcji należy też jej realność?
Że degenerująca się na wiele sposobów młodzież i przestępczość nieletnich zaliczają się do najgroźniejszych koszmarów naszej epoki: to wiadomo. A czy aż tak demoniczna eskalacja zjawiska? Pojedynczy przypadek, jakkolwiek potworny może być dla ofiar i świadków, tej skali jeszcze nie stwarza. Może ona wyniknąć dopiero z głębszego uszkodzenia mechanizmów i norm społecznych. Bo jak wiadomo, człowiek broniący swego życia i podstawowych dóbr (choćby ze względu na bardziej dotkliwe zagrożenie i silniejsze wydzielanie adrenaliny) rozporządza taką samą, a zwykle większą sprawnością niż napastnik powodowany motywacją nie aż tak istotną: jak zabawa czy pusta złośliwość. I jak wiadomo, w społeczności choć trochę zintegrowanej ta zdolność samoobrony kolosalnie wzrasta. Również i z fizjologicznego punktu widzenia na przykład siła mięśni jest tą cechą, która się późno rozwija i długo trwa, dzięki czemu (statystycznie rzecz biorąc) nawet dosyć silny piętnastolatek nie ma wielkich szans w starciu z przeciętnym mężczyzną w wieku średnim albo i podeszłym. Nie wdając się w szczegółowe obliczanie innych czynników modyfikujących, takich jak stopień agresywności, zaskoczenie, brzytwa w ręku zwyrodniałego smarkacza lub większa zdolność przewidywania u dorosłych, jedno można stwierdzić na pewno: opisane przez Burgessa rządy nocnego terroru piętnastolatków, wobec których bezradne jest całe społeczeństwo dorosłych wraz z policją, to całkowita fikcja. Chyba żeby aparat państwowy nie istniał: ale wtedy, jak wiemy, społeczeństwo samorzutnie tworzy własne instytucje obronne i już po chwili walka staje się w najgorszym razie równorzędna. Potwierdzają to niezliczone przykłady choćby i z najnowszej historii: szeryfowie na Dzikim Zachodzie, samoobrona w kibucach izraelskich i wyrosła na jej gruncie Hagana, prywatna policja w Ameryce itd.