Usłyszałem trzaski, po czym z głośnika, o którego istnieniu w ogóle nie wiedziałem, popłynęły słowa.
— Uwaga wszyscy więźniowie! — Zabrzmiał metaliczny głos, parodia męskiego barytonu. — Znajdujemy się na orbicie planety Meduza, w systemie Wardena. — Nie mówił nic, czego bym nie wiedział, ale prawdopodobnie informował innych więźniów — ilu ich tam było — po raz pierwszy o tym, gdzie się znajdują.
Domyślałem się, co przeżywają w tej chwili, chociaż ja sam szedłem tutaj z szeroko otwartymi oczyma, nawet jeśli niezupełnie na ochotnika.
— Za chwilę — ciągnął głos — drzwi waszych cel otworzą się i będziecie mogli wyjść. Radzimy zrobić to szybko, ponieważ drzwi zamkną się ponownie po upływie trzydziestu sekund, a pompa próżniowa rozpocznie sterylizację cel. Pozostanie na miejscu mogłoby okazać się fatalne w skutkach.
Subtelne zagranie, pomyślałem sobie. Stosowana metoda nie tylko zapobiegała próbom ucieczki podczas transportu, ale zmuszała cię także do poruszania się zgodnie z ich harmonogramem. Alternatywą była bowiem śmierć. Zastanawiałem się, czy byli tacy, którzy ją w tej chwili wybrali.
— Kiedy tylko znajdziecie się na korytarzu głównym — ciągnął głos — zatrzymacie się i będziecie stać nieruchomo, dopóki drzwi do cel nie zostaną zamknięte. Nie próbujcie oddalać się sprzed waszych cel, bo w takim razie automatyczne urządzenia wartownicze rozpylą was na atomy. Nie wolno rozmawiać. Nieposłuszni zostaną ukarani na miejscu. Dalsze instrukcje otrzymacie po zamknięciu drzwi. Przygotować się do wyjścia… Ruszać!
Nie zwlekałem ani chwili, kiedy drzwi się otworzyły. Na zewnątrz biała płyta z wymalowanymi konturami stóp wskazywała jednoznacznie, gdzie należy stanąć. Zrobiłem, co mi polecono, choć było to bardzo irytujące. Całkowita nagość i osamotnienie na statku kontrolowanym jedynie przez komputer upokarzało człowieka, powodowało uczucie totalnej bezradności.
Rozejrzałem się i stwierdziłem, iż miałem rację. Staliśmy w długim, zamkniętym z obu końców korytarzu, po bokach którego znajdowały się malutkie cele. Popatrzyłem w prawo i w lewo i zorientowałem się, że jest nas jakiś tuzin, na pewno nie więcej. Sama śmietanka, pomyślałem kwaśno. Garstka mężczyzn i kobiet, nagich i sponiewieranych, których trzeba przetransportować i pozostawić swojemu losowi. Zastanawiałem się, dlaczego akurat ich zdecydowano się zesłać, pomimo związanych z tym kosztów, zamiast po prostu poddać praniu mózgów. Cóż takiego komputery i kolesie psychoeksperci znaleźli w tych przygnębiających okazach, co zadecydowało, iż powinny one żyć? Oni sami tego nie wiedzieli, to pewne. Ciekaw byłem, kto wiedział.
Drzwi się zamknęły. Czekałem w napięciu na krzyk kogoś, kto nie ruszał się dość szybko i być może zaskoczyło go nagłe wypompowywanie powietrza, ale nic nie usłyszałem. Jeśli nawet ktoś wybrał takie rozwiązanie, nie było to w żaden sposób widoczne.
— Na mój rozkaz — szczeknął głos z głośników pod sufitem — wykonacie zwrot w prawo i pójdziecie powoli gęsiego tak daleko, jak się da. Dojdziecie w ten sposób do specjalnego promu, który przewiezie was na powierzchnię planety. Zajmiecie miejsca, poczynając od przodu statku, nie zostawiając wolnych. Pasy macie zapiąć natychmiast po zajęciu miejsc.
Usłyszałem jakieś pomruki z ust moich towarzyszy niedoli. Natychmiast rozległ się syk i krótki, ale ostry promień światła uderzył w podłogę obok tych, którzy ośmielili się wyrażać jakieś niezadowolenie. Podskoczyli, reagując w ten sposób na tę demonstrację siły, wszelkie jednak pomruki i szepty ucichły.
Głos przerwał, ale po krótkiej chwili podjął przekazywanie poleceń, nie wspominając ani słowem o incydencie.
— W prawo zwrot, ruszaj! — rozkazał, a my wypełniliśmy ten rozkaz. — Maszerować powoli do wahadłowca, zgodnie z moją instrukcją.
Szliśmy w milczeniu, bez pośpiechu. Metalowa podłoga była cholernie zimna, co przemawiało na korzyść promu w porównaniu z tą lodówką. Okazał się on zresztą rzeczywiście zaskakująco wygodny i nowoczesny, chociaż jego siedzenia nie były dostosowane do nagich ciał. Znalazłem miejsce jakieś cztery rzędy od końca, założyłem pasy bezpieczeństwa i czekałem na pozostałych. Zauważyłem, iż moja wstępna ocena dotycząca liczby więźniów była bliska rzeczywistości. Prom mógł pomieścić dwadzieścia cztery osoby, nas było ledwie dziewięcioro: sześciu mężczyzn i trzy kobiety.
Klapa wejściowa zamknęła się automatycznie i rozległ się syk świadczący o wyrównywaniu ciśnienia. Potem nastąpiło gwałtowne szarpnięcie, znak, że odcumowaliśmy od statku i znajdujemy się w drodze na powierzchnię.
Prom był zbyt komfortowy i nowoczesny, by służyć wyłącznie jako transportowiec dla więźniów. Musiał więc być jednym z tych statków, które utrzymują regularną łączność pomiędzy planetami Rombu Wardena.
Głośniki nad naszymi głowami zatrzeszczały i rozległ się z nich o wiele przyjemniejszy od tamtego barytonu głos kobiecy. To kolejna wyraźna zmiana na lepsze.
— Witamy na Meduzie — powiedziała, używając tonu profesjonalnej przewodniczki. — Jak wam już, bez wątpienia, wyjaśniono, Meduza jest ostatecznym celem waszej podróży i waszym nowym domem. I chociaż nie będziecie już mogli opuścić systemu Wardena, przestaniecie tutaj automatycznie być więźniami, a staniecie się jego obywatelami. Władza Konfederacji skończyła się w momencie waszego wejścia na prom, który jest wspólną własnością światów Wardena i częścią floty powietrznej, złożonej z czterech promów i szesnastu transportowców. Rada Systemu jest uznawana przez Konfederację za ciało niezależne i ma nawet swoje miejsce w Kongresie Konfederacji. Każdy z czterech światów posiada osobną administrację, a rząd każdej planety jest niezawisły i niezależny. Bez względu na to, kim byliście i co robiliście w przeszłości, teraz jesteście obywatelami Meduzy i nikim więcej. Nie jesteście już więźniami. Wasze czyny należą do przeszłości, której nikt wam nie będzie pamiętał i która nigdzie nie zostanie zarejestrowana. Istotne będzie jedynie to, co będziecie robić teraz jako obywatele Meduzy, w systemie Wardena.
Tak, tak, na pewno. A ja ciągle jeszcze wierzę w krasnoludki. Jeśli spodziewali się, iż uwierzę, że władze Meduzy nie wiedziały nic o naszej przeszłości i nie posiadały odpowiedniej na ten temat dokumentacji, to uważali mnie za głupszego niż byłem.
— Wylądujemy w porcie kosmicznym w Gray Basin za około pięć minut — kontynuował głos. — Czekać tam na was będą przedstawiciele rządu, otrzymacie ubrania i zostaniecie przewiezieni do ośrodka, gdzie uzyskacie odpowiedzi na wszelkie pytania. Proszę przygotować się na mróz; Gray Basin leży na półkuli północnej, gdzie panuje teraz zima i warunki są wyjątkowo ciężkie. Proszę trzymać się przewodników i nie wychodzić na własną rękę. Klimat o tej porze roku dla nowo przybyłych może bowiem okazać się zabójczy. Choć Meduza jest rozwinięta technologicznie, pozostaje jednak planetą prymitywną w porównaniu z tak zwanymi światami cywilizowanymi i wymagania Meduzyjczyków różnią się od wymagań ludzi tamte światy zamieszkujących. Dlatego nie dziwcie się, iż wnętrza budynków okażą się całkiem zimne. Dla was przygotowano specjalne miejsce i zostaniecie tam przewiezieni. Nasz rząd jest wręcz modelowym przykładem kompetencji i skuteczności, niezbędnych w tak surowym świecie; proszę traktować serio jego władzę. Ponownie witam was wszystkich na Meduzie.