Przestępcy sądzeni byli przez tajne sądy SM — wyglądało na to, że błyskawicznie — i otrzymywali wyroki, których zakres był dość szeroki: od zdegradowania do przekazania psychiatrom, często przestępcom i sadystom zesłanym tutaj przez Konfederację, którzy mogli czynić z ich umysłami, co im się żywnie podobało. Kara najwyższa — za zdradę — znana była pod nazwą Ostatecznej Degradacji i oznaczała podróż w jedną stronę do kopalń na księżycach Momratha. Był to bardzo nieprzyjemny system i wyjątkowo trudno byłoby z nim walczyć, chyba że znałoby się dokładnie usytuowanie urządzeń monitorujących i elementy wywołujące „sygnalizowanie”. Dla dzieciaka, którego historia sugerowała, że nie powinien być dopuszczany w pobliże jakichkolwiek przywódców światowych, było to wyzwanie na granicy niemożliwości. W pewnym sensie ta sytuacja mi odpowiadała. Nie tylko wyzwanie było realne, być może największe w mojej karierze, na dodatek Meduza była tego rodzaju światem, który mi odpowiadał — zorientowanym technologicznie i od technologii uzależnionym. Gdybym tylko znalazł sposób, to sam system pomógłby mi w moich działaniach. SM, a tym samym Talant Ypsir, muszą być bardzo pewni siebie i czuć się całkowicie bezpiecznie.
Im bardziej złożone wyzwanie, tym więcej muszę się dowiedzieć i nauczyć. Nie mogło to być łatwe i system nie tolerowałby żadnych moich błędów. Zajęłoby to trochę czasu, być może nawet bardzo dużo, nim dowiedziałbym się wystarczająco wiele, by zacząć działać.
Po wizycie Kabayego rozmowy były przyciszone i delikatnie to określając — melancholijne. Próbowano też wykryć usytuowanie urządzeń monitorujących w różnych pomieszczeniach, ale tego wieczoru nie udało się tego dokonać.
Lekcje, które pobraliśmy trzeciego dnia, okazały się wielce pouczające: nasze ciche i najbardziej prywatne szepty z poprzedniego dnia zostały powtórzone słowo w słowo przez naszych gospodarzy. Dobitnie nam zademonstrowano skuteczność tego systemu. Potrafił on wybrać jeden szept spośród wielu, nie mówiąc naturalnie o dźwiękach głośniejszych. Najbardziej interesowały mnie obrazy, na podstawie których — uwzględniając kąty, itp. — mógłbym zlokalizować kamery, ale nie pokazano nam żadnych. Doszliśmy do wspólnego wniosku, że znaleźliśmy się w piekielnej celi więziennej na skalę całej planety i że nic na to nie możemy poradzić, przynajmniej na razie.
Czwartego dnia poddano nas testom i przeprowadzono z nami indywidualne rozmowy. Wszystko to wykonywane było przez oficjalnie wyglądających urzędników, ubranych w takie same mundury jak Gorn i Sugra. Rozmowy indywidualne były ostatnim punktem programu.
Każdego z nas zabrano do osobnego pokoiku. Przeprowadzająca ze mną rozmowę przedstawiła się jako dr Crouda, a ja, wnioskując z jej białego stroju i insygniów medycznych, zorientowałem się natychmiast, że jest psychoekspertem. Nie przeszkadzało mi to zupełnie; nie tylko byłem bowiem odpowiednio wyszkolony i zabezpieczony przeciw ogólnie stosowanym trikom psychologiczno — psychiatrycznym, ale sam stanowiłem rezultat psychiatrycznych zabiegów zastosowanych przez najlepszych fachowców Konfederacji w tej dziedzinie. Chodziło jedynie o to, bym dobrze odegrał swą rolę.
Wskazała mi krzesło, a sama usiadła za małym biurkiem i przeglądała przez chwilę moją kartotekę.
— Jesteś Tarin Bul?
Powierciłem się przez moment na krześle w typowy dla nastolatka sposób i odpowiedziałem:
— Tak, psze pani.
— I masz czternaście lat?
— Skończyłem kilka miesięcy temu. — Skinąłem głową.
— Nie wiem dokładnie. Straciłem rachubę czasu. Od dawna pamiętam wyłącznie więzienia i psychiatrów… O, bardzo panią przepraszam.
Skinęła głową, jednak nie była w stanie powstrzymać uśmiechu.
— Doskonale rozumiem. Czy wiesz, że z tego, co wiemy, jesteś najmłodszą osobą zesłaną kiedykolwiek na Romb Wardena?
— Tak się domyślałem — odpowiedziałem szczerze.
— Twoje wykształcenie, wyszkolenie i inklinacje genetyczne wskazują na możliwości wykorzystania cię w pracy administracyjnej. Jesteś jednak na to za młody. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Ponownie skinąłem głową.
— Tak, rozumiem. — W normalnej sytuacji Tarin Bul chodziłby jeszcze do szkoły.
Westchnęła i przeglądała moje papiery. Autentyczne, zapisane kartki papieru. Coś niesamowitego.
— Testy wskazują, iż masz uzdolnienia matematyczne i rozumiesz dobrze zasady działania komputerów. Czy zastanawiałeś się kiedyś, kim chciałbyś być?
Myślałem przez chwilę nad odpowiedzią i nad właściwą taktyką. Wreszcie wybrałem tę, która najbardziej odpowiadała roli, jaką tu odgrywałem.
— Lordem Diamentu — odpowiedziałem. Znów się uśmiechnęła.
— No cóż, jestem w stanie to zrozumieć. Jednak patrząc na sprawy bardziej realistycznie i uwzględniając twoją krótką edukację, twoje upodobania… czy jest coś, co cię naprawdę pociąga?
Zastanawiałem się przez chwilę.
— Tak, psze pani. Chciałbym być pilotem samolotu transportowego. — Nie było to stwierdzenie nazbyt ryzykowne i doskonale mieściło się w charakterze mojej roli… Jednak naprawdę jakże chciałbym właśnie takim pilotem zostać! Pieniądze, podróże, status społeczny i wiele, wiele więcej.
— To całkiem rozsądne — powiedziała, zastanawiając się nad moją odpowiedzią. Ale brakuje ci sporo lat nawet do tego, żeby w ogóle rozpocząć tego rodzaju szkolenie. — Przerwała i rzuciła typowe dla psychiatrów i psychologów pytanie. — Czy masz jakieś doświadczenia seksualne z dziewczętami czy z chłopcami?
Udałem wstrząśniętego tym pytaniem. — Nie, psze pani!
— Co sądzisz o dziewczętach?
Wzruszyłem ramionami.
— Są w porządku.
Skinęła głową, coś zanotowała i zadała następne pytanie.
— Co sądzisz o swoim tutaj pobycie?… To znaczy o fakcie zesłania?
Ponownie wzruszyłem ramionami.
— Chyba to lepsze niż śmierć. Za mało jeszcze widziałem tego świata, żeby powiedzieć coś więcej.
I znów skinięcie głową i notatka.
— To chyba na razie wystarczy… Tarin, prawda? Możesz już iść. Jutro ktoś z tobą porozmawia i wówczas będziemy wiedzieć, dokąd się udasz.
Zabrzmiało to dla mnie nie najgorzej. Wstałem i wyszedłem.
Z testami, które przeszedłem wcześniej, nie miałem żadnych problemów. Znałem je i wiedziałem, jak są oceniane i punktowane. W pewnych szczególnych dziedzinach, takich jak elektronika, mechanika i komputery celowo wykazałem się większymi zdolnościami, utrzymując resztę odpowiedzi na poziomie, jakiego oczekiwano po kimś z moim wykształceniem i wychowaniem. Rozumiałem doskonale problemy, jakie mają z kimś takim jak ja. Byłem już za stary, by wpasować mnie w tutejszy system edukacyjny, a za młody, by dobrze pracować. Najlepiej więc było zaprezentować siebie jako przypadek młodocianego geniusza i mieć nadzieję, że jakoś to będzie.
Czwartego dnia moja skóra zmieniła barwę na pomarańczowobrązową i podobne zjawisko dotknęło cztery inne osoby z pozostałych ośmiu. Zmiana ta wywołała u mnie pewne podniecenie, po raz pierwszy bowiem przekonałem się dosłownie na własnej skórze, że coś istotnego dzieje się w mym wnętrzu; jednocześnie jednak odczułem także coś nieprzyjemnie lodowatego.
Gorn i Sugra byli bardzo zadowoleni z przebiegu zdarzeń i wzięli rankiem naszą piątkę na specjalne badania. Pierwsze było dość podstawowe i proste. Ubranego jedynie w króciutki strój szpitalny wyprowadzono mnie na ten zimny korytarz i sprowadzono na pierwszą kondygnację budynku. Przez moment myślałem, że robią sobie jakieś dowcipy — poczułem bowiem zimno, kiedy drzwi się otworzyły i wyszliśmy z pomieszczenia, jednakże zimno to bardzo szybko ustąpiło miejsca uczuciu miłego ciepła i wkrótce już ponownie czułem się całkiem normalnie.