— Chwileczkę! — zawołałem, czując się autentycznie nieswojo. Nie byłem naturalnie pruderyjny, ale wszystkie społeczności mają swoje zasady, a ta, z której ja pochodziłem, nie była aż tak libertyńska.
Lekko zaskoczona, przestała się rozbierać.
— O co chodzi?
I nie udawała, zadając mi to pytanie.
— Hmm… rozbierasz się w obecności obcego.
Moje słowa najwyraźniej ją rozbawiły.
— Ty też powinieneś się rozebrać. Monitor powinien był cię o tym poinformować. Chyba dyżurujący przy tablicy rozdzielczej zdrzemnął się dzisiaj. — Skończyła się rozbierać, zwinęła ubranie w kłębek, otworzyła szufladę, wyjęła plastikową torbę i wepchnęła do niej wszystkie części garderoby. — Nikomu poniżej kategorii Kontrolera nie wolno nosić munduru w domu. Czy ty tego nie wiesz?
Pokręciłem przecząco głową, zastanawiając się jednocześnie, czy mnie przypadkiem nie nabiera. Ponieważ zdolność logicznego rozumowania zaczęła do mnie powracać, uzmysłowiłem sobie, że to, co mówi, z punktu widzenia SM jest jak najbardziej sensowne. Nie mogłem przecież przynieść czegoś i wyjąć niepostrzeżenie z ubrania, a poza tym całkowita nagość była w jakimś sensie najwyższym stopniem pogwałcenia czyjejś prywatności. Nie raz zdarzało mi się chodzić nago — i to w mieszanym towarzystwie — zwykle jednak działo się to w eleganckich kurortach na planetach wypoczynkowych, gdzie wille położone są tuż nad morzem. Wówczas nic sobie z tego nie robiłem. Tym razem było to jednak całkowicie odmienne doświadczenie i należało jakoś do tego przywyknąć.
— No, ruszaj się, zanim monitor cię dostrzeże — podała mi plastikowy worek. — Zdejmuj to wszystko i pakuj do worka.
Westchnąłem i pomyślałem sobie, że zupełnie nie pasowałoby do mojej roli, gdybym się poddał zbyt łatwo.
— Ale… przecież ty jesteś dziewczyną! — Nagle wewnętrznie stałem się bardzo ostrożny. Sam fakt, że nie zwrócono mi uwagi w związku z takim wykroczeniem, wskazywał na to, że obserwowano moje zachowanie i sprawdzano, jak przebiega moja społeczna adaptacja. Również fakt, iż miałem ledwie czternaście lat, był pewną ochroną, ale na pewno nie całkowitą. Musiałem bowiem założyć, że każdy rząd zdolny do umieszczenia superrobota w najbardziej tajnych pomieszczeniach Dowództwa Systemów Militarnych, jest także zdolny do dowiedzenia się szczegółów o tzw. procesie Mertona i do wydedukowania prawdy, jeśli tylko będzie miał choć odrobinę ochoty.
Wyprostowała się i potrząsnęła w zdumieniu głową.
— Czy wszyscy ludzie z zewnątrz są tak wstydliwi i wyprowadza ich z równowagi tak prosta sprawa?
Jej pytanie od razu poinformowało mnie o dwóch faktach, o ile naturalnie ona była tym, kim się wydawała. Po pierwsze, była tu autochtonką, a po drugie, byłem pierwszą osobą z „zewnątrz” — to znaczy spoza Rombu Wardena, a może nawet spoza Meduzy — pierwszą, którą w życiu spotkała. Normalnie tego rodzaju wiedza dałaby mi jakąś przewagę, nie mogłem jednak założyć, że osoba monitorująca jest równie niedoświadczona czy naiwna, jak ona.
Westchnąłem i poddałem się. Zdjąłem ubranie i wrzuciłem je do wspólnego worka. Ona go zawiązała i zostawiła na podłodze.
— Nazywam się Ching Lu Kor — przedstawiła się. — Aha… A czy ty na pewno jesteś Tarin Bul?
— Aha… — Kiwałem nerwowo głową.
Przyjrzała mi się drwiąco i krytycznie zarazem. — Nie wyglądasz tak źle. Zawsze słyszałam, że ludzie z zewnątrz są miękcy i sflaczali, a ty wyglądasz zupełnie dobrze.
Przebierałem nerwowo nogami, tworząc w ten sposób swoją osobowość na użytek zewnętrzny.
— Eee… nie ćwiczyłem już od dłuższego czasu.
— Co zrobiłeś, że cię tu zesłano? — Usiadła na rogu łóżka. — A może nie powinnam o to pytać?
Wzruszyłem ramionami i usiadłem na swoim łóżku.
— Dokonałem egzekucji na mordercy mojego ojca — odpowiedziałem. — Nikt inny nie zamierzał tego zrobić.
Zmarszczyła brwi i wydawała się nieco wstrząśnięta. Najwyraźniej przestępstwo tego kalibru trudne było do wyobrażenia dla kogoś wychowanego w świecie tak totalitarnie rządzonym jak Meduza. Niewątpliwie rozumiała jednak implikacje takiego czynu, choć sam czyn wydawał się jej niemożliwym. Imponował jej w jakiś sposób. Doszedłem do wniosku, że jest romantyczką.
— Czy jesteś głodny? — spytała nagle, zmieniając temat. — Boja umieram z głodu… Dopiero co zeszłam ze zmiany. Ty to masz dobrze, żadnej pracy aż do godziny 16.00 jutro. — Zerwała się z łóżka. — Chodźmy. I tak musimy odnieść te rzeczy do prania. Będziesz mógł mi opowiedzieć, jak to jest na zewnątrz, a ja ci opowiem, jak jest tutaj.
Wyglądało to na sprawiedliwą wymianę informacji, ja jednakże zdecydowałem, że znów należy wykazać pewne wahanie i wątpliwości.
— Mamy iść na posiłek… w takim stroju?
— Ty naprawdę jesteś zbyt spięty. — Roześmiała się. Jeśli się nie rozluźnisz, zajmie się tobą psychoekspert. — Odwróciła się i omiotła pokój ramieniem. — Poza tym i tak ktoś ciągle na ciebie patrzy. Cóż to więc za różnica?
Nie można było odmówić logiki temu rozumowaniu. Pozwoliłem więc, żeby wzięła ten worek, i poszedłem za nią do drzwi. Tam się jednak zatrzymałem.
— Hej… a co z kartami?
Najwyraźniej znów powiedziałem coś śmiesznego.
— We własnym domu nie musisz mieć karty — odparła, idąc w kierunku schodów.
Miała rację, jeśli chodzi o nagość. Starzy, młodzi, mężczyźni, kobiety — wszyscy — chodzili, siedzieli i rozmawiali bez najmniejszych zahamowań. Tu i ówdzie można było dostrzec jakichś ludzi w mundurach; albo wyższych rangą, którzy chcieli, by inni o tym nie zapominali, albo wychodzących do pracy lub z niej właśnie powracających. Najwyraźniej w celu zmniejszenia obciążenia transportu czas rozpoczęcia zmian był różny, jednak zawsze mieścił się w obrębie wyznaczonych dwóch godzin.
Jadalnia była wypełniona w połowie. Panował tam typowy dla takich miejsc ruch i szum rozmów. Nie było menu i możliwości wyboru dań, podchodziło się, naciskało guzik, otrzymywało przykrytą tacę, szło do stolika i siadało. Jedyny wybór dotyczył wody i trzech innych płynów, które można było sobie wziąć z punktu samoobsługowego znajdującego się pośrodku sali.
Potrawy były mi zupełnie nie znane, ale smakowały nieźle. Nigdy nie byłem zresztą zbyt wybredny, jeśli chodzi o jedzenie, i na pewno nie byłem smakoszem, tak więc przystosowałem się bez trudu do tej nowej sytuacji. Po ohydnym więziennym żarciu i po brei bez smaku w ośrodku przyjęć, posiłek, w którym bez trudu można odróżnić mięso, jarzyny i deser, stanowił prawdziwą przyjemność. Mięso robiło wrażenie standardowego syntetyku, natomiast owoce i jarzyny wyglądały na świeże. Pamiętałem, że Meduza importuje żywność ze światów o cieplejszym klimacie. Trzeba utrzymywać ludność w zadowoleniu, pomyślałem sobie, nawet jeśli potrafi ona jeść korę z drzew.
Kiedy tam siedziałem, uderzyło mnie wiele rzeczy, a jeden fakt wręcz mnie zadziwił. Miałem przed sobą ludzi żyjących w najbardziej totalitarnym ze znanych mi systemów, a przecież siedzą sobie tutaj odprężeni, rozmawiają, rozglądają się i w ogóle robią wrażenie takiego samego tłumu, jaki spotyka się w każdej jadalni… z wyjątkiem naturalnie nagości. Spostrzeżenie, iż oto mam przed sobą społeczeństwo totalitarne, które działa, działa tak dobrze, że całe pokolenia w nim urodzone i wychowane czują się całkowicie swobodnie, zamiast mnie zrelaksować, wywołało moją tylko zwiększoną nerwowość. Musiałem przyznać, że Talant Ypsir może i jest osobnikiem niesympatycznym, ale na pewno jest człowiekiem diabelnie inteligentnym.