— A ile potrzebują czasu, by zyskać stuprocentową pewność sukcesu? Innymi słowy, o jakim okresie rozmawiamy?
— By przeprowadzić wszystko właściwie… potrzebne są całe dekady. Być może i stulecie. Wiem, o czym myślisz. Że to za długi okres. Alternatywą jednakże nie będzie katastrofa mojej strony, na co liczyłeś, a jedynie poważniejsze kłopoty.
Skinął ponuro głową.
— A jeśli sprawi się im te… kłopoty? Jaką cenę każą zapłacić Konfederacji?
— Straszliwą. Od początku mieliśmy nadzieję, że uda się uniknąć przelewu krwi na wielką skalę, chociaż przyznaję, iż perspektywa wywołania większego zamieszania w Konfederacji była dla nas wielce kusząca. Zamieszania, a może nawet — rozwalenia jej od wewnątrz, owszem, jednak nie wojny totalnej. Tego rodzaju perspektywa oczywiście nie pociągała nikogo rozsądnego, choć była podniecająca dla naiwniaków i psychopatów. — Zmarszczył ponownie brwi. — Zastanawiam się, jak dużą część prawdy faktycznie znasz.
Usiadł wygodnie w fotelu i podał Morahowi wszystkie podstawowe fakty, jednak nie bardzo potrafił przy tym zamaskować zadowolenia widocznego w głosie i wyrazie twarzy. Jego słowa zrobiły wrażenie na Szefie Ochrony.
— Twoja teoria nie jest pozbawiona luk — powiedział do mężczyzny na statku. — Ale mimo to zaimponowałeś mi. Niewątpliwie wiesz… sporo. Więcej niż sporo. Obawiam się, że was nie doceniliśmy. Nie tylko tych agentów tu na dole, na Rombie, ale również ich szefa. Szczególnie ich szefa.
— Co oznacza, że i wy macie jakieś luki w waszej wiedzy — odparł. — A jedną szczególnie poważną. Mogę wam ją wypełnić, i będzie to z mojej strony prezent… Wcześniej czy później i tak byście mogli na to wpaść, a w ten sposób może wam to być już teraz pomocne przy precyzowaniu drogi postępowania. Ci czterej… wszyscy czterej… nie są moimi agentami. Wszyscy czterej są mną w sensie jak najbardziej dosłownym. Przypomnij sobie tzw. proces Mertona.
Była to wielce złożona i skomplikowana intryga ze strony Konfederacji, mająca na celu przeciwstawienie się, przynajmniej częściowe, jeszcze bardziej złożonej i skomplikowanej intrydze uknutej przez jej wrogów. Konfederacja, obrosła w tłuszcz i samozadowolenie w ciągu wieków, została nagle skonfrontowana z dowodami na to, iż obca potęga, przewyższająca ją pod względem technologicznym, odkryła ją pierwsza i wyprodukowała tak doskonałe roboty mające zastąpić jej kluczowe osobistości, że nie dają się one wykryć żadnymi znanymi metodami i że tym samym Konfederacja w pewnym sensie już znalazła się w sytuacji zaatakowanego. Celem tego ataku stał się przede wszystkim Romb Wardena, cztery zamieszkałe planety pełniące rolę więzienia dla najbardziej błyskotliwych kryminalistów i politycznych renegatów. Więzienia doskonałego, wszystkie te cztery światy zarażone były bowiem organizmem, który w jakiś sposób odżywiał się energią dostępną jedynie w tym systemie, systemie Wardena. Organizm ten przedostawał się do wnętrza ciał lądujących tam ludzi, powodując ich mutację i dając im przedziwne moce; równocześnie jednakże więził ich tam na stałe, nie potrafił on bowiem przeżyć z dala od słońca systemu Wardena, a tym samym nie mógł z dala od tego słońca przeżyć nikt, w kim ów organizm zamieszkał.
Jednakże umieszczenie i najlepszych umysłów przestępczych, i politycznych odszczepieńców razem na czterech światach, gdzie mogli się ze sobą kontaktować, doprowadziło do powstania najpotężniejszego ośrodka przestępczego znanego w historii ludzkości — ośrodka, którego macki sięgały daleko poza system Wardena i który zdalnie kierował światkiem przestępczym na tysiącu planet, do tego znacznie skuteczniej niż jakikolwiek syndykat przed nim. Jednakże wszystkie te superumysły znajdowały się w pułapce i dlatego nienawidziły Konfederacji.
W takiej właśnie sytuacji pojawili się obcy. Posiadali oni przewagę technologiczną nad Konfederacją, ponieważ jednak ich liczba była znacznie mniejsza i tak bardzo różnili się oni od ludzi, nie byli w stanie ani otwarcie, ani skrycie rzucić człowiekowi wyzwania i wygrać. Wówczas napotkali Romb Wardena i zorientowali się, kto zamieszkuje te cztery planety. Zawarto układ. Przywódcom czterech światów, najpotężniejszym i najbardziej bezwzględnym przestępczym umysłom, jakie w ogóle istniały — Czterem Lordom Rombu — przedstawiono propozycję. Mają oni użyć swej potęgi i, wykorzystując technologię obcych, a także własną wiedzę na temat ludzkości i Konfederacji, rozbić tę ostatnią od wewnątrz. Mają wywołać tak wiele kłopotów, tak wielki nieład, by Konfederacja, zajęta własnymi problemami, nie była nawet w stanie myśleć o Rombie Wardena.
Marek Kreegan, władca Lilith, były agent Konfederacji, opracował szczegółowy plan zastępowania kluczowych osób na terenie Konfederacji przez nieprawdopodobnie wręcz wyrafinowane roboty. Za pośrednictwem Waganta Laroo z Cerbera roboty wyposażano w umysły ludzi, których miały one zastąpić. Cerberyjczycy bowiem potrafili dokonywać wymiany umysłów, co stanowiło zresztą efekt uboczny działania tamtejszego organizmu Wardena, ale mieli także u siebie dr Merton, twórczynię procesu „mechanicznej wymiany umysłów”, który to proces został już eksperymentalnie zastosowany przez samą Konfederację. Aeolia Matuze z Charona rządziła światem, na którym można było ukryć praktycznie wszystko; służył on więc jako miejsce spotkań agentów i obcych, a także jako baza operacyjna Moraha. Wreszcie Talant Ypsir, władca Meduzy, który dostarczał maszyny, surowce i zapewniał wewnątrzsystemowy transport dla obcej technologi, a być może także dla nich samych. Poza tym każdy z władców kontrolował organizacje przestępcze na terenie samej Konfederacji.
Kreegan miał nadzieję uniknięcia potwornej wojny, zamierzał jednak złamać potęgę Konfederacji i doprowadzić do jej rozczłonkowania i osłabienia, co pozwoliłoby jemu i pozostałym lordom przejąć kontrolę nad podzielonymi światami. Obcy obiecali im także — w zamian za zlikwidowanie zagrożenia ze strony Konfederacji — zapewnienie sposobu ucieczki z Rombu Wardena, to znaczy ucieczki przed jego podstępnym „organizmem”.
Kiedy jednak sprawa robotów o nieprawdopodobnych wręcz możliwościach wyszła na jaw, Konfederacja szybko wpadła na trop intrygi i przeciwstawiła jej swą własną. Wysłanie agenta na światy Wardena nie było jednak posunięciem wystarczającym. Lordowie kontrolowali swe światy; poza tym każdy wysłany tam agent automatycznie wpadał w pułapkę organizmu Wardena i dość wcześnie decydował się, z którą stroną opłaca mu się związać swą przyszłość.
Jednakże dzięki zastosowaniu tzw. procesu Mertona umieszczono umysł najlepszego agenta Konfederacji w ciałach czterech skazanych kryminalistów z długą przestępczą historią; każdego z nich wysłano na jeden ze światów Rombu Wardena. W mózg każdego wszczepiono małe urządzenie pozwalające przesłać wszystko, co widzą i słyszą, do oryginalnego agenta, pozostającego na orbitującym statku wartowniczym. Żywiono nadzieję, iż ów agent, wspomagany wyrafinowanym komputerem analitycznym, będzie w stanie ułożyć elementy łamigłówki, jaką przedstawiał w chwili obecnej Romb Wardena. Jednocześnie jego osobowość miała wspomóc psychologicznie, wydany agentom na dole, rozkaz zabicia czterech władców, zniszczenia harmonogramu ich działań i tym samym zyskania nieco czasu dla Konfederacji.
Kiedy jednak agent główny obserwował, a nawet doświadczał osobiście przeżyć swych odpowiedników na Lilith, Cerberze i Charonie, zauważył, jak jego odpowiednicy — on sam — odrzucają podstawowe wartości, które dotąd wyznawali: lojalność, zasady Konfederacji, to wszystko, co on/oni zaakceptowali i czemu poświęcili swe całe życie. Teraz zaś, przekonany, iż wykrył już całą intrygę — a znajdując się pod naciskiem własnego komputera i swych przełożonych — opowiadał to wszystko Morahowi. Przekazywanie tego sekretu tajemniczemu Szefowi Ochrony obcych nie wynikało z pewności siebie agenta; miało ono raczej dać szansę do nawiązania pewnego rodzaju wzajemnego zaufania. Morah znał osobiście i miał w swoim pobliżu co najmniej jednego z jego „sobowtórów”, Parka Lacocha z Charona. Wiedział więc, z kim ma w tej chwili do czynienia. Szef Ochrony był wyraźnie poruszony.