— Nie — odpowiedziałem szczerze. — Przynajmniej nikt spoza kręgu związanego z moim normalnym życiem i pracą. O co tu chodzi, pani major?
— Z niektórymi spośród tych, którzy przybyli wraz z tobą, skontaktowali się spiskowcy — dywersanci — oświadczyła, jeszcze bardziej mnie zaskakując tym stwierdzeniem. — Z wyjątkiem ciebie żadnego z nich nie ma już teraz w Gray Basin, a moim zadaniem jest odkrycie, czy ci wrogowie ludu dotarli do nas. Gdyby dotarli, byłoby rzeczą logiczną, iż nawiążą także kontakt z tobą.
— Nic o nich nie słyszałem — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie musiałem dodawać, że dostrzegam, jaki to musi być wstydliwy i żenujący problem dla wszechpotężnej SM. Dywersanci oznaczali opozycję wobec Ypsira, SM i naturalnie systemu, a w społeczeństwie tak zatomizowanym i kontrolowanym, i z założenia doskonałym, jeśli chodzi o stosowanie przymusu, jakakolwiek najmniejsza nawet skaza czy słaby punkt musiały stać się powodem niezwykłej troski. Najwyraźniej ktoś odkrył taki słaby punkt. Przynajmniej na poziomie werbalnym ten ktoś działał przeciwko meduzyjskiemu rządowi i udało mu się w jakiś sposób uniknąć tych wszystkich wymyślnych komputerów, monitorów, sygnalizatorów i rejestratorów. Oznaczało to coś więcej niż jedynie działalność genialnego elektronika… oznaczało to istnienie kogoś z wewnątrz. Oznaczało to, że przywódca tego ruchu musi być albo wysoko postawioną osobistością z kręgów rządowych, albo też kimś ze szczytów hierarchii SM.
— Nazywają się po prostu opozycją — powiedziała. — Nie sądzimy, by było ich wielu, lecz im mniejsza dana organizacja i im bardziej oparta jest na komórkowej strukturze, tym trudniej ją zniszczyć. Skoro się z tobą nie skontaktowali, musimy założyć, że w Gray Basin ich nie ma. — Przerwała na chwilę, dla większego efektu. Jak już powiedziałem, prawdziwa profesjonalistka. — A co byś powiedział na awans dla siebie i dla swojej partnerki, Bul?
Niespodzianka za niespodzianką. Z trudem ukrywałem podniecenie. Przynajmniej jakieś większe pole do manewru. Prawie się domyślałem, co będzie dalej.
— Dobrze pani wie, że bylibyśmy zachwyceni — powiedziałem. — Ale jaka jest cena?
I znów ten delikatny uśmieszek.
— Cena może rzeczywiście być wysoka, Bul. Dwóch spośród tych, którzy przybyli z tobą, już nie żyje. Jeden z nich przyłączył się do tamtych, ale nie okazał się dość sprytny. Drugi odrzucił ich ofertę… i jak sądzimy, dokonano na nim egzekucji. Trzecia przyłączyła się, popełniła błąd, próbowała wywinąć się za pomocą blefu. Przekazaliśmy ją naszym psychoekspertom. Była zacięta i miała bardzo silną wolę… I walczyła do samego, smutnego zresztą, końca. Udało nam się wyciągnąć od niej nieco informacji, ale kosztem jej własnego mózgu. Jest teraz Rozrywkową Dziewczyną pracującą dla władz miasta. Ciągle się uśmiecha i robi, co jej każą, skoczyłaby z dachu biurowca, gdyby ją o to poprosić, ale tak naprawdę to nie jest już zdolna do myślenia.
Obawiam się, że szorstkość mego głosu nie była w tym momencie udawana. Mówiąc szczerze, śmierć byłbym w stanie znieść. W końcu była to część ryzyka, która łączyła się z moją profesją, i to ta część, którą wszyscy akceptowaliśmy. Nie lękałem się również rutynowych sond psychicznych czy nawet tortur. Wyszkolono mnie dobrze i przygotowano na takie ewentualności. Przyznaję jednak, że atak na mój umysł, atak tak silny, iż mógłby go złamać, był teoretycznie możliwy. I chociaż nie uzyskaliby ode mnie żadnych informacji, to jednak mogliby mnie zniszczyć psychicznie. Istniała taka możliwość i robiło mi się niedobrze na samą myśl o niej.
— Czy chcesz zostać Rozrywkową Dziewczyną, Bul? — spytała, wyczuwając mój niepokój.
— Nie. Naturalnie, że nie — odpowiedziałem słabym głosem.
— Wobec tego zrobimy tak: dwoje z tamtych ludzi było w mieście Rochande, leżącym tysiąc sześćset kilometrów na południowy zachód od nas. Przypadkiem pomiędzy Gray Basin a Rochande kursują trzy pociągi, dwa z nich towarowe. Interesuje nas pociąg pasażersko — towarowy, wiemy bowiem, że przynajmniej jeden kontakt odbył się właśnie w tym pociągu. Zamierzamy w ramach normalnego awansu wyznaczyć cię tam na pracownika obsługi. Ponieważ podróż wraz z przygotowaniem i sprzątaniem składu trwa pełną zmianę, będziesz miał dwa miejsca zamieszkania — jedno tu i jedno tam — i każdego dnia będziesz jeździł na tej samej trasie, tyle że w odwrotnym kierunku. Jesteśmy przekonani, że wcześniej czy później, albo w tym pociągu, albo w samym Rochande, ktoś się z tobą skontaktuje.
Wszystko się zgadzało. Przynęta. Samo jednak zadanie wyglądało interesująco i dawało mi jakąś pierwszą szansę w mojej małej kampanii.
— A kiedy… jeśli… ktoś ten kontakt nawiąże?
— Przyłączysz się do nich. Będziesz robił to, o co cię poproszą. Nie chcemy, byś jedynie zgłosił raport o tym kontakcie. Chcemy, byś przyłączył się do tej organizacji, być może nawet na jakiś dłuższy okres. Chcemy, byś się dowiedział, kim są ci ludzie… ta komórka. Chcemy dostać ich przywódczynię, bo tylko ona może posiadać takie informacje, które pozwolą nam poczynić większe postępy.
Kiwałem głową, podczas gdy w czaszce aż kłębiło mi się od pytań.
— Pani major, może i nie jestem jeszcze dorosły, jednak wyszkolono mnie w sprawach organizacji i administracji. Wiem, jak działają takie polityczne grupy. Przede wszystkim nigdy najprawdopodobniej nie poznam ich prawdziwych nazwisk, a tylko jedno z nich będzie znało moje własne, chyba że przypadkiem wpadniemy na siebie na ulicy czy w miejscu pracy.
— Ale będziesz znał ich wygląd, a jesteś przecież bystrym chłopcem. Będziesz w stanie uzyskać sporo informacji na ich temat. W najgorszym przypadku komuś wymknie się coś na temat rodziny, ktoś inny powie coś, po czym można będzie określić jego czy jej przynależność do Gildii. Wreszcie z twoich opisów uzyskamy portrety pamięciowe, a komputery pomogą ustalić tożsamość tych Osób. Nie przejmuj się… Lepiej od ciebie rozumiemy ograniczenia tej pracy.
— W porządku. Zgadzam się. Martwię się jedynie tym, że oni zabijają. Oznacza to bowiem, że mają jakiś sposób na sprawdzanie prawdomówności. Jedno z nich musi być psy — choekspertem albo technikiem z laboratorium psychologii i psychiatrii. A prawdomówność trudno będzie udawać.
Ponownie się uśmiechnęła.
— Jesteś rzeczywiście inteligentnym chłopcem. Twoje obiekcje bardzo łatwo jednak usunąć. Urządzenia przez nich używane muszą być przecież bardzo nieskomplikowane i przenośne. Nie mogą cię przeto zanalizować zbyt dokładnie. Rozwiązanie jest więc bardzo proste: masz im powiedzieć wszystko o tym spotkaniu i o mnie.
— Że co?
— Powiesz im, że z nami prowadzisz jedynie grę, a naprawdę sympatyzujesz z nimi. Będzie to zresztą prawda… Nie zaprzeczaj. Nasi psychologowie zapewniają, że dwuznaczność tej sytuacji zdezorientuje ich urządzenia. Jesteś na tyle młody i na tyle tu świeży, by nie spowodować w tym zakresie większych problemów.
Zmarszczyłem brwi i robiłem wrażenie zdenerwowanego, chociaż ona naturalnie miała całkowitą rację, a ja i tak planowałem przeprowadzić to dokładnie w ten sposób.
— Czy to pewne?
— W zupełności — zapewniła mnie. — Wierz mi, mamy tu najlepszych fachowców. A poza tym zdawało to już egzamin i wcześniej. Ta trzecia, ta, do której umysłu się dobraliśmy, była jedną z naszych. Na nieszczęście dla niej, zbyt daleko przeszła na tamtą stronę i usiłowała nas oszukać. W takim przypadku to, co przydarzyło się jej, spotka i ciebie, Bul. Pamiętaj o tym.
Wzdrygnąłem się.
— Nie zapomnę — zapewniłem ją. — Jednak wcześniej czy później wymyślą coś, by móc przeprowadzić ostateczny, decydujący test, i to za pomocą najlepszych urządzeń. Będę to musiał przejść, zanim się jeszcze dowiem, kim oni są.