— Bo nie wiemy jak. Podejrzewam, że gdybyśmy znaleźli się na pustkowiu, umiejętność ta pojawiłaby się w sposób mniej więcej naturalny. Bo ona niewątpliwie istnieje. Widziałem gojące się błyskawicznie rany. Widziałem ludzi zmieniających płeć w sposób tak kompletny, iż można by przysiąc, że takimi się już urodzili. Jeśli można osiągnąć coś tak spektakularnego, pewien jestem, że można również dokonać zmian z twarzą czy też całą postacią.
— Możliwe, że tak jest — wtrąciła Siostra 657. — Jednakże nikt nie potrafi tych zmian kontrolować i tym samym nie możemy mieć z nich żadnych korzyści.
— Sądzę, że da się je kontrolować. Uważam, że harrar i ogon tubra dostarczają dowodów na to, iż jest to możliwe. U nich jest to prawdopodobnie sprawa instynktu, ale zdolność ta jest bardziej uniwersalna. Pozostaje nam jedynie odnaleźć odpowiedni sposób. Jestem przekonany, że rząd ten sposób zna. Rządzący zadali sobie wiele trudu, by ukryć fakt, iż taka możliwość w ogóle istnieje, ponieważ dobrze wiedzą, że tak właśnie jest. Ich system opiera się na inwigilacji wizualnej i na podsłuchu. Każdy, kto by wyglądał i mówił jak ktoś inny, mógłby używać karty tego, którego wygląd by przybrał. Upodobnij się do kogoś, kogokolwiek z grubsza twoich rozmiarów, a wejdziesz tam, gdzie on czy ona mogą wejść, i żadne monitory nie zauważą takiej zamiany. Na przykład wiele gabinetów SM pozbawionych jest monitorów. Inwigilujący nie lubią być inwigilowani, a czasami potrzebne im są miejsca, które są wolne od rejestratorów zdarzeń. Całkiem niewielka grupa ludzi posiadających takie zdolności plastycznej zmiany kształtów mogłaby wejść do kwatery SM w roli więźniów i zająć miejsca wszystkich najwyżej postawionych funkcjonariuszy. Taka skoordynowana akcja rozwaliłaby ten cały system, nie dając mu wielkich szans odbudowy.
— W jego ustach brzmi to tak prosto — mruknął jeden z mężczyzn.
Nie, nie będzie to łatwe i plan nie jest pozbawiony sporego ryzyka. Będą ofiary. Wiele się trzeba napracować, by zminimalizować ryzyko wykrycia. Jednak nasza grupa posiada dość ludzi na najwyższych szczeblach, by już teraz sfałszować zapisy. Stosują w nich tę samą zasadę, o której wspominałem, tyle że na bardziej ograniczoną skalę. Rozumieją oni, że rząd totalitarny uzależniony jest od technologii, jeśli chodzi o kontrolę nad ludnością, i bezpieczny jest jedynie tak długo, jak długo ta technologia działa i jak długo pozostaje pod ich kontrolą. Już zaczynają z lekka szaleć, że udało nam się przechytrzyć ich system, chociaż nie zrobiliśmy jeszcze nic takiego, co by naprawdę mogło im zagrozić. A jeśli odbierze im się wiarę w to, że system wie na pewno, iż osoba w jego rejestratorach jest rzeczywiście tą osobą, o którą chodzi, to rezultatem będzie wściekła, absolutna paranoja i lęk przywódców. Wstrząśnij systemem, a ten się zawali. Jest o wiele bardziej kruchy niż sądziliście.
Słowa te wywołały gwałtowną dyskusję, którą zakończyła uwaga Siostry 657:
— Wszystko to może być prawdą… jeśli taka kontrola nad ciałem jest rzeczywiście możliwa. A to „jeśli” jest bardzo, bardzo duże.
— Nie byłbym tego taki pewien — odparłem. — Zauważcie, iż my tutaj znajdujemy się dość nisko w hierarchii opozycji, ale jest ktoś na samym jej szczycie, kto nie tylko jest bardzo inteligentny, ale i świetnie usytuowany w hierarchii tego społeczeństwa. Jeśli uda nam się przekazać ten pomysł wyżej, to dopiero wtedy się przekonamy o jego wartości. Czy da się to załatwić?
— Spróbuję — zapewniła mnie Siostra 657. — Choć uważam, że to wyłącznie bajki.
Przebywałem już na Meduzie od ponad sześciu miesięcy, kiedy wreszcie uzyskałem odpowiedź. Muszę to przyznać — ktokolwiek znajdował się na samym szczycie, był wyjątkowo ostrożny. Informacja, która nadeszła, była jednocześnie i dobra, i zła, i nie nadawała się do natychmiastowego wykorzystania.
Tak, wszyscy ludzie na Meduzie byli plastyczni, zmiennokształtni, ale aby doprowadzić do zmiany, należało wpierw rozwinąć zmysł wardenowski, pozwalający wyczuwać organizmy Wardena i ich wzajemne usytuowanie. Kiedy się już posiadło ten zmysł — tę zdolność „mówienia” do własnych „wardenków”, można było za pośrednictwem hipnozy czy psychomaszyny dokonać tego, czego należało dokonać. Problem polegał na tym, że do tej pory nikt jeszcze nie odkrył, jak tego dokonać. Było to co prawda możliwe i byli tacy, którzy tego kiedyś dokonali, jednak nie potrafili oni wyjaśnić, jak to zrobić; nie potrafili nawet opisać towarzyszących temu przeżyciu wrażeń. Nie umieli też nauczyć tej umiejętności innych. I jeśli nie posiadało się tego „zmysłu komunikacji”, jak go nazywali, cała hipnoza świata i żadne psychomaszyny nie były nic warte.
Ogólnie sądziło się, iż ludzie, którzy posiadali tę zdolność, przyszli wraz z nią na świat; uważano, że była to umiejętność wrodzona, której nauczyć się nie można. Rząd przez jakiś czas poszukiwał takich ludzi, uprowadzał ich do zamkniętego ośrodka, daleko od wszystkiego i wszystkich. Miał nadzieję, że wyhoduje grupę osób przekazującą potomstwu tę zdolność, ale plan ten zawiódł. Istniały też doniesienia o dzikich, którzy potrafili to robić i którzy tego dokonywali, ale nie wiadomo, czy stanowiło to działanie celowe, czy jedynie automatyczną reakcję na surowe warunki, w jakich żyli.
Bodziec — reakcja, to była odpowiedź, ale co stanowiło bodziec włączający ten „zmysł”? Znaleźć bodziec to znaleźć klucz, jednak opozycji nie udało się go odkryć i nawet w niego nie wierzyła, przynajmniej oficjalnie. Z drugiej strony, jeśli pewne warunki społeczne i psychologiczne mogły spowodować zmianę płci, to musiał istnieć sposób, by dokonać zmiany całej reszty.
Bez wątpienia ten sam „zmysł” był odpowiedzialny za osławioną moc przywódców Lilith, choć również i tam ta moc nie była dostępna masom i nie można jej było nabyć. Albo sieją miało, albo nie. Myśl taka była wielce przygnębiająca, gdyby sytuacja tutaj miałaby wyglądać podobnie. Możliwe że ani ja, ani żadna ze znanych mi osób nie posiada tej zdolności.
Jednak zarówno na Charonie, jak i na Cerberze wszyscy ją mieli, przynajmniej do pewnego stopnia. Na Charonie niezbędne było specjalne szkolenie; na Cerberze zdolność ta była niezależna od woli, automatyczna i uniwersalna. Brak jednolitych reguł na tych trzech planetach nie ułatwiał zadania, jakim było znalezienie klucza Meduzyjskiego.
Chociaż mnie wcześniej ostrzeżono, to jednak pierwsze doświadczenie związane ze sprawą zmiany płci stanowiło dla mnie ogromny szok. Nie był to bowiem proces stopniowy, odbywał się dramatycznie w ciągu zaledwie kilku dni. Społeczeństwo meduzyjskie charakteryzowało się najdalej posuniętą równością płci ze wszystkich mi znanych społeczności. Och, naturalnie, w światach cywilizowanych istniało całkowite równouprawnienie, jednak dwie płci różniły się pod względem fizycznym i hormonalnym, i tak naprawdę jedna płeć nie była w stanie do końca zrozumieć tej drugiej. Nigdy jedna płeć nie była tą drugą. Na Meduzie mogłeś należeć do jednej lub drugiej albo zgodnie z jakąś dziwną wardenowską zasadą, albo, jeśli sam tego chciałeś, poprzez specjalne sesje psychologiczno — psychiatryczne, i właśnie to ostatnie było kluczem do mojej teorii, czynnikiem rozstrzygającym. Jeśli bowiem można wywołać coś tak drastycznego jak zmiana płci, to można wywołać każdą zmianę, o ile tylko posiada się właściwy klucz. To zawiodło mnie do dzikich. Tak naprawdę nie wiedziano o nich praktycznie nic, z wyjątkiem tego, że stanowili prymitywną, plemienną społeczność myśliwsko — zbieracką. Nie istniały na ich temat żadne romantyczne legendy; sama myśl o życiu z dala od źródeł energii i środków transportu przerażała nawet najbardziej odważnych Meduzyjczyków. Choć bardzo irytujące, było to jednak zrozumiałe. Mniej zrozumiałym natomiast był fakt, że rząd meduzyjski pozwalał im w ogóle istnieć. Nie służyli żadnym konkretnym celom, nie wnosili żadnego wkładu w życie społeczeństwa, chociaż prawdą było i to, iż nic od niego nie brali. Pozostawali niezależni, całkowicie poza wszelką kontrolą. Zajmowali wszystkie tereny dziewicze tego świata, a to oznaczało kontrolę nad większą częścią planety.