W znanym mi pokoiku obsługi technicznej zobaczyłem nie tylko mą własną komórkę w pełnym składzie, ale pięć różnych komórek, jakieś sześćdziesiąt osób, stłoczonych w pomieszczeniu, w którym z trudem mieściła się jedna trzecia tej liczby. Przygotowano ekran i urządzenie rejestrujące. W powietrzu wyczuwało się wielkie napięcie, jednak niewiele osób spekulowało na temat tego, co ma nastąpić, czy chociażby rozmawiało o tym z innymi. Członkowie komórek nie czuli się dobrze w tym tłoku i to nie tylko z czysto fizycznych powodów.
Wysoka kobieta należąca do jednej z tamtych innych komórek, jak zwykle w masce i w długiej szacie (nawet Ching była podobnie ubrana, choć ja konsekwentnie się wyłamywałem), rozejrzała się wokół, policzyła obecnych, po czym najwyraźniej usatysfakcjonowana rezultatem obliczeń poprosiła o ciszę. Zaniepokojony tłum uspokoił się natychmiast. Ching i ja wspięliśmy się na jakieś skrzynki pod ścianą, wydostając się w ten sposób ze ścisku i zyskując niezły widok na górną część ekranu.
— Nasi przywódcy polecili nam zebrać was tutaj i pokazać wam ten zarejestrowany zapis — powiedziała kobieta. — Nikt z nas nie zna jego treści. Dlatego obejrzymy go natychmiast. Powiedziano mi, że karta z nagraniem będzie ulegała samoczynnemu zniszczeniu w trakcie pokazu i dlatego nie będzie żadnych powtórek.
Włożyła kartę do odtwarzacza i ekran natychmiast zajaśniał.
Mogli sobie byli oszczędzić kłopotów z tym ekranem. Zobaczyliśmy bowiem na nim tylko jakiegoś mężczyznę, zamaskowanego i w długiej szacie, siedzącego za biurkiem. Nie można było zorientować się w scenerii, nie można było nawet ustalić, na jakiej planecie dokonano nagrania, a od początku było oczywiste, że głos został celowo zniekształcony.
— Drodzy współtowarzysze opozycji wobec Lordów Rombu — zaczai. — Przynoszę wam pozdrowienia. Jak już niektórzy z was się domyślili, jesteście częścią nie tylko organizacji planetarnej, ale należycie do działającej w całym naszym systemie grupy, której celem jest obalenie Czterech Władców Rombu.
Rozległy się szepty, a także odgłosy świadczące o zaskoczeniu.
— Wszyscy macie osobiste powody, by obalić system meduzyjski, powody, które dobrze rozumiemy. Tylko dlatego, że jesteście częścią większego planu, nie sądźcie, proszę, ani przez chwilę, iż wasze nadzieje i cele nie są jego częścią — ciągnął mężczyzna. — Wypadki jednak często wyprzedzają plany i tak też zdarzyło się teraz. Sama Konfederacja bierze aktywny udział w akcjach wymierzonych przeciwko Czterem Władcom i ma spore szansę sukcesu. Dlatego nadszedł czas, by wyjaśnić wam, o co w tym wszystkim chodzi.
— Obca rasa, obca nam pod każdym względem, odkryła ludzkość, nim ludzkości udało się odkryć ją. Rasa ta jest w jakiś sposób powiązana z naszym domem, z systemem Wardena, a jej przedstawiciele są bardzo inteligentni i doskonale rozumieją sposób działania ludzi. Zamiast więc toczyć z Konfederacją wojny, skontaktowali się oni z Czterema Władcami, którzy zaakceptowali układ prowadzący do zniszczenia ludzkości wszędzie… poza samym Rombem Wardena.
I znowu rozległy się szepty i pomruki, a ja w tym ogólnym szumie dosłyszałem tylko oderwane słowa, takie jak „szalony”, „zniewaga” i tym podobne. Było oczywiste, że ta odizolowana grupa, której większość członków nie znała niczego poza Rombem Wardena, albo nie wierzyła temu mężczyźnie, albo też nie przejmowała się zupełnie obcymi. Taka reakcja była zrozumiała i, jak się przekonałem, mówiący również ją przewidział. Albo więc był psychologiem, albo zatrudnił świetnych ekspertów do przygotowania tego przemówienia.
— Tak, wiem, że sprawa ta wydaje się was nie dotyczyć, jednak w rzeczywistości jest inaczej. Czterej Władcy zawarli ten układ i teraz są w trakcie jego wypełniania. Ich środki i metody nie są dla was istotne, ponieważ skierowane są przeciwko ludziom spoza Rombu, ale oparte są one na utrzymaniu tajemnicy aż do ostatniej chwili. A teraz ta tajemnica przestała być tajemnicą. Konfederacja wie. Wie, ale nie wie dostatecznie dużo. Pozostają jej dwie możliwości. Jedną stanowimy my. Czterej Władcy muszą odejść, a zastąpić ich mają bardziej uczciwi ludzie, dla których najważniejsza będzie praca dla Rombu, a nie jakaś totalna zemsta. Zapewniam was jednak, że nie jesteśmy narzędziem Konfederacji. Robimy to dla naszego własnego dobra.
A teraz czas na pełną dramatyzmu przerwę, pomyślałem sobie.
— Ta druga możliwość, będąca alternatywą obalenia Czterech Władców i w rezultacie pozbycia się tych obcych, jest bardzo prosta. Konfederacja, jeśli nie osiągnie tego pierwszego, nie zawaha się uczynić na wielką skalę tego, czego nie udało jej się na skalę niewielką. Proponuje ona obrócić w popiół cztery światy Rombu Wardena, zabijając przy tym wszystkich i wszystko, co tutaj żyje.
Nastąpiła jeszcze jedna przerwa, wielkie poruszenie wśród tłumu i rozległy się głośne komentarze. Słychać w nich było irytację i gniew.
— Mają wystarczającą siłę, by to uczynić. I mają środki. A ci obcy nas nie uratują. Gdyby byli do tego zdolni, niepotrzebni by im byli Czterej Władcy. Dlatego też ta organizacja skupiająca rozsądnych, poważnych mężczyzn i kobiety Rombu została stworzona nie po to, by ratować Konfederację, która niewiele dla nas znaczy, ale by ocalić nasze domy, nasze światy i nasze życie. Czterej Władcy nie zrezygnują. Będą walczyć do samego końca, tylko bowiem zwycięstwo obcych może ich uratować przed zagładą. A ponieważ sami wiemy o nich bardzo niewiele, nie mamy powodu, by sądzić, że nawet w przypadku mało prawdopodobnego zwycięstwa obcych i Czterech Władców, ci obcy okazaliby się wobec nas przyjaźni. Nie mamy więc wyboru.
— Jednakże każda planeta jest inna i należy stosować na każdej z nich odmienne metody, metody wybrane przez tubylców danej planety. Dlatego też członkowie Meduzyjskiej opozycji muszą usiąść, zastanowić się i przedyskutować sytuację we własnym gronie. Komórki proszone są o przygotowanie planów akcji w terminie nie przekraczającym dwu tygodni. Plany te zostaną przez nas zbadane i skoordynowane, a na ich podstawie zostanie ułożony jeden plan główny. Zwyciężymy. Musimy zwyciężyć. Zostawiam was teraz, abyście mogli przedyskutować sytuację w waszych komórkach. Z waszą pomaca, Meduza, zarówno SM, jak i monitory duszące wasz świat zostaną pokonane w ciągu roku.
Na tym zapis się skończył, a w pomieszczeniu zapanowało istne piekło. Trwało jakiś czas, zanim przywódczyni grupy udało się zredukować je do głuchego ryku. Wreszcie miała dość uciszania i ryknęła:
— Dyskusja ma się toczyć w poszczególnych komórkach. Ci, których numery rozpoczynają się czwórką, wyjdą pierwsi za swoim przywódcą, za nimi pójdą szóstki. Członkowie mojej komórki zostaną na miejscu! Wykonać!
Przez moment wszyscy stali bez ruchu, po czym mała grupa czwórek ruszyła do wyjścia, ciągle coś mrucząc. Jeśli chodzi o mnie, to wydarzenia te podnieciły mnie nieco, oznaczały one bowiem jakąś akcję w dającej się przewidzieć przyszłości. Już sobie wyobrażałem te pełne furii debaty, jakie się odbędą na następnych spotkaniach. Coś jednak ciągle mnie niepokoiło. Czyżby oni rzeczywiście nie posiadali żadnego planu, czy też wszystko to było tylko testem? I czy prawda jest w stanie dotrzeć do tych ludzi tutaj?
Popatrzyłem na Siostrę 657 i zwróciłem się do Ching:
— I co o tym sądzisz?
— Trudno w to wszystko uwierzyć. — Wzruszyła ramionami.
— Ale to prawda — powiedziałem. — Znałem ją jeszcze przed przybyciem na Meduzę.
Zastanawiała się przez chwilę nad moimi słowami. Wreszcie powiedziała:
— Ale czy tak naprawdę to nasza sprawa? Nie wiem nawet, co miał na myśli, mówiąc o obcych, a jeśli chodzi o Konfederację, to cały ten świat zewnętrzny i tak jest dla nas jedynie baśnią.