Выбрать главу

Odepchnąłem moją zakładniczkę w kierunku jej towarzyszy, pozbywając się w ten sposób wszelkich fizycznych ograniczeń. Pocierała czoło i przyglądała mi się z mieszaniną strachu i niedowierzania.

— Lepiej będzie, jeśli mi to oddasz! Nie ma możliwości ucieczki. Cała twoja organizacja została rozbita.

Uśmiechnąłem się do niej, co jeszcze bardziej ją zdezorientowało.

— W porządku, członkowie opozycji, słuchajcie! — wrzasnąłem. — Wyłapują teraz naszych ludzi w całym mieście, a może i na całej planecie. Macie jedynie trzy wyjścia. Możecie popełnić samobójstwo, iść z agentami… albo pójść ze mną!

— Iść z tobą? Dokąd? — krzyknął ktoś nerwowym głosem.

— Na zewnątrz! W busz i w pustkowie! To jedyna droga ucieczki!

Na chwilę ich zamurowało. Pozwoliłem im przetrawić implikacje, ale nie dałem na to zbyt wiele czasu. Musieliśmy ruszać natychmiast, póki nie zorientują się, że kogoś im brakuje. Ta grupa agentów była typową bandą niekompetentnych zadufków, ale SM dysponowała też i lepszą kadrą, a tym ruszenie za nami w pościg zajmie pewnie bardzo niewiele czasu. Chciałem być jak najdalej stąd, kiedy to nastąpi.

— Czy któreś z was się orientuje, gdzie te ścieki są zrzucane poza miastem i jak dotrzeć stąd do tamtego miejsca?

— Ja znam nieźle rozkład kanałów — odpowiedziała jedna osoba z tamtej trójki, która zadziałała w odpowiednim momencie. — Myślę, że potrafię nas stąd wyprowadzić.

— Kto idzie? Muszę wiedzieć to teraz!

Nie zdziwiłem się, kiedy się okazało, że pójdzie tylko ta trójka, która już wcześniej wykazała się odwagą. Razem z Ching, ciągle przestraszoną i zdezorientowaną, i ze mną, to pięć osób, z prawie sześćdziesięciu! To ci dopiero buntownicy!

— Wobec tego wasza trójka idzie ze mną! — zawołałem, po czym zwróciłem się do Ching: — Idziesz?

Choć przerażona i wstrząśnięta wydarzeniami, pokiwała potwierdzająco głową.

— Idę z tobą.

— Dzielna dziewczynka! — Popatrzyłem na moją trójkę. Same kobiety, a jedna z nich wyglądała znajomo. — No proszę! Morphy! Domyślałem się, że jesteś odważna!

Nasza wymagająca szefowa zmiany patrzyła nieśmiałym wzrokiem. — Domyślałeś się?

— Niemal od samego początku. Zostawmy to jednak na później. — Nastawiłem strzelbę na szerszy zakres. — To nie wyrządzi nikomu krzywdy — powiedziałem na tyle głośno, żeby wszyscy mogli usłyszeć. — Co najwyżej pozbawi przytomności na kilka minut. Muszę jednak dodać, że zasługujecie na to, co otrzymacie z rąk SM. — Rozejrzałem się. — Ostatnia szansa. — Nikt nawet nie drgnął.

Wystrzeliłem w kierunku agentów i odwróciłem się, kiedy to całe towarzystwo po drugiej stronie wpadło w panikę. Wszyscy padli na deski pomostu, co w rezultacie musiało nam trochę utrudnić przejście tamtędy.

Popatrzyłem na swoją grupkę, czując się dziwnie pewnie ze strzelbą w ręku. Cztery kobiety i ja. W ten sposób na pewno łatwiej będzie wziąć w posiadanie to dzikie pustkowie.

— No, plemię, idziemy! — powiedziałem i po ciałach nieprzytomnych rozpoczęliśmy swoją wędrówkę wzdłuż kanału.

Rozdział ósmy

DZICY

Kiedy już znaleźliśmy się w pewnej odległości od tamtej leżącej pokotem hałastry, zatrzymałem się i zwróciłem do swoich towarzyszek. Byłem na tyle przewidujący, że kiedy przechodziłem obok martwego agenta, zabrałem i tę drugą strzelbę oraz zasobnik energii wiszący u jego pasa, jednak liczba ładunków była ograniczona, a ja byłem niewątpliwie jedynym, który potrafił uczynić z tego wszystkiego właściwy użytek.

— Posłuchajcie… od tego miejsca będzie trochę nieprzyjemnie — powiedziałem. — Ich patrole będą przeczesywać cały kanał, a my, kiedy znajdą się obok nas, będziemy zmuszeni czołgać się w tych nieczystościach pod pomostami i siedzieć bardzo cicho. Rozumiecie?

Skinęły głowami. Zwróciłem się do tej, która powiedziała, że zna system kanałów; bardzo zresztą atrakcyjnej dziewczyny, mającej niewiele ponad dwadzieścia lat.

— Powiedziałaś, że znasz te kanały. Czy możemy wyjść gdzieś w pobliżu linii kolejowej?

Wyglądała na zaskoczoną.

— Wydawało mi się, że mieliśmy się znaleźć w miejscu zrzutu tych ścieków.

— Czas na dyskusje przyjdzie później. Powiem tylko, że tam właśnie będą nas szukać. Nie zapominajcie, że w tych kanałach mają też mnóstwo rozmaitych skanerów i że będą nas szukać za ich pomocą. Przyjrzałem się ich usytuowaniu i zauważyłem, że ponieważ są uzależnione od linii energetycznej, wszystkie znajdują się nad pomostami. Jeśli będziemy zachowywać się cicho i ostrożnie, nie zauważą nas w tych nieczystościach na dole. Czujniki mają ustawioną ostrość na stałe, tak więc wszystko, co znajduje się poniżej pomostów, jest dla nich zamazane. Ruszajmy… ty prowadzisz. Wiesz, co sobie myślę, Morphy?

— Możemy spróbować. — Skinęła głową.

— Świetnie. Idziemy za przewodniczką. Żadnych rozmów, chyba że pozwolę. Ruszamy, drużyno… Przez barierkę i w ten gnój.

Uczyniły to, co im poleciłem, jednak nie bez pewnego wahania. Ta breja była autentycznie obrzydliwa, bardziej gęsta niż można było przypuszczać i sięgała im do bioder.

Nie mogłem powstrzymać myśli, że zanurzyliśmy się w gównie, ale była to jedyna niepraktyczna myśl, na jaką sobie pozwoliłem, tym bardziej że sytuacja była zbyt prawdziwa, by być zabawną. Celowo wybrałem tę samą trasę, którą szliśmy w tę stronę z kawiarni, zakładając, że urządzenia monitorujące ciągle jeszcze nie działają, choć liczyć na to nie mogłem. Wyprawa ta była w dużym stopniu improwizacją i wpierw musieliśmy dotrzeć do punktu wyjścia, a w kanałach oznaczało to bardzo długą drogę.

Następne godziny były wielce nerwowe, mimo iż moje nadzieje i przypuszczenia związane z ciągłą blokadą monitorowania pierwszej części trasy sprawdziły się. Kilkakrotnie staliśmy tuż pod grupami agentów SM zgarniających członków opozycji, a jeszcze częściej zanurzaliśmy się po szyje w śmierdzącej brei, kiedy niewielkie, ale kompetentne, uzbrojone patrole po raz drugi przeszukiwały sprawdzoną już wcześniej trasę. Byliśmy pokryci tym obrzydli — stwem, ślizgaliśmy się w nim i potykaliśmy, i było dla nas oczywiste, iż nie możemy tak iść bez końca.

Jak do tej pory szczęście nam wyjątkowo dopisywało. Ucieczka i tak graniczyła z cudem, choć jednocześnie udowadniała, że kiedy ma się do czynienia z jednym chociażby potencjalnym wilkiem, nie wysyła się owiec, by schwytały inne owce, nawet jeśli te wysłane owce są aroganckimi i pewnymi siebie draniami. Po pierwszej udanej akcji zakończonej ucieczką jej dalsze fazy były łatwiejsze dzięki awarii ich systemu monitorującego i olbrzymiej złożoności systemu kanalizacji obsługującego liczące trzysta pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców miasto. Prawdopodobnie tunele miały kilka tysięcy kilometrów długości i SM nie była w stanie obstawić nawet ich ułamka. Byli oni zmuszeni czekać na nasz błąd; na to, że zdradzimy nasze położenie, tak żeby mogli wówczas skoncentrować większe siły w danej okolicy.