— No cóż, wobec tego dawaj to, co masz. I tak nie zgadzam się z tobą, jeśli chodzi o siłę militarną obcych. To wbrew logice.
Uśmiechnął się słabo. Dlaczego obcy wydają się złem wcielonym nawet dla psychopatycznego mordercy? Problem ten niepokoił Charonejczyków, którzy nie potrafili sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. A on potrafił.
Ze. ziem mamy do czynienia wtedy, kiedy jedna rasa w sposób zimny i obojętny rozważa zagładę innej rasy, nie dlatego, że ta inna rasa stanowi dla niej zagrożenie, ale dlatego, iż jest ona po prostu z jakichś powodów niewygodna.
Zamierzał już rozpocząć składanie raportu, kiedy nagle coś mu przyszło do głowy.
— Tatuśku? Powiedz mi tylko jedną rzecz. Nasz główny agent tutaj, ten dr Dumonia. Kim on, do diabła, jest tak naprawdę?
— On? Byłym szefem Sekcji Psychiatrycznej Wydziału Kryminalnego Konfederacji. Naturalnie nie pod tym samym nazwiskiem. To on wymyślił wiele z tych technik które stosujemy w przypadku takich agentów, jak ty sam.
— I wybrał Cerbera na miejsce pobytu po przejściu na emeryturę?
— A dlaczegóż by nie? Jego profesja jest całkiem frustrująca. Taki psychoekspert ma praktycznie do czynienia tylko z chorymi umysłami. W końcu wszyscy mają tego dość i nie mogą dłużej pracować, bo albo się załamują, albo wręcz im odbija. W jego przypadku wystąpiło to wszystko naraz. Mogliśmy go więc zabić, pomimo jego nieocenionych usług, ale nie mogliśmy zastosować wobec niego psychomaszyny; jest tak świetnym fachowcem, że jest na nie całkowicie uodporniony. Daliśmy mu wobec tego całkowicie nową tożsamość, a on wybrał Cerbera, gdzie mógł otworzyć prywatną praktykę i pracować — jeśli tylko miał na to ochotę — z przestępcami i ze zwykłymi ludźmi, mającymi jakieś psychiczne problemy. Jest dość zgorzkniały i rozczarowany, jeśli chodzi o Konfederację, ale za Czterema Władcami również nie przepada. Ta sprawa z obcymi nieźle nim wstrząsnęła i dlatego zresztą przestał być emerytem i stworzył dla nas organizację.
— Cieszę się, że pozostał po naszej stronie. Teraz z kolei roześmiał się Krega.
— Dla niego tak też jest lepiej. Ma w sobie kilka urządzeń organicznych, podobnych do tych, jakie zastosowaliśmy u twoich ludzi, plus kilka nowszej generacji, o których nie ma najmniejszego pojęcia. Gdyby kiedykolwiek stał się dla nas zagrożeniem, odpowiedni sygnał przesłany z przelatującego statku rozbryzgałby go na przestrzeni od Cerbera do Konfederacji.
Nie było czego komentować. Po chwili ciszy Kontroler z Rombu przerzucił swoje notatki.
— Gotów do złożenia raportu.
— Gotów do rejestracji. Na mój sygnał… Zaczynaj!
2
Duża część informacji zawartej w tym raporcie jest wynikiem dedukcji, a nie bezpośredniej obserwacji. Muszę jednakże podkreślić, iż każdy wniosek wyprowadzony na podstawie tej dedukcji jest nie tylko logiczny w kontekście Rombu i naszej sytuacji, ale jest również prawdziwy dla wszystkich czterech światów. Dlatego też sądzę, że informacja przedstawiona tutaj jako fakt jest prawdziwa i poprawna, a uzyskana została poprzez zdalną, osobistą obserwację. Zacznijmy od problemów związanych z tą niezwykle złożoną i subtelną łamigłówką, jaką stanowi sam Romb Wardena.
Punkt 1: Jakkolwiek byśmy na tę sprawę patrzyli, jest rzeczą oczywistą, że cztery światy Rombu nie są tworami naturalnymi. Każdy z nich znajdował się niewątpliwie w „strefie życia”, zanim został przekształcony i zyskał stan obecny, ale przecież samo położenie w strefie życia nie jest wystarczające, by zapewnić warunki odpowiednie dla przetrwania istot żywych. Ten proces przekształcania całej czwórki w planety nadające się do życia zostałby bez trudu potwierdzony naukowo, gdyby wobec światów Rombu zastosowano naukową dokładność i precyzję; jednakże pojawienie się organizmu Wardena, z jego dziwacznymi cechami i skutkami ubocznymi, uniemożliwiło takie badania w pierwszych latach eksploracji, a obecnie jest ono wykorzystane w sposób pokrętny przez miejscowych. Niemniej z samej logicznej dedukcji wynika jednoznacznie, że światy te zostały w bardzo szerokim zakresie uformowane i jest na to olbrzymia liczba przykładów, z których podam kilka dla poparcia moich twierdzeń. Nie ma na przykład żadnych dowodów na to, że na którejś z tych planet zachodziły naturalne procesy ewolucyjne. I chociaż na każdej z nich mamy przykłady dominującej formy życia, to jednak nie sposób wyróżnić tam żadnej klasy, rzędu, gromady, grupy — każdy gatunek rośliny czy zwierzęcia jest jedynym i endemicznym.
Pomimo faktu, że każde ewoluujące w sposób naturalny życie na tych czterech planetach musiałoby mieć wspólne korzenie; rośliny przykładowo są zbyt sobie bliskie i zbyt podobne do tych, które znamy skądinąd, dominujący typ zwierzęcy na każdej z nich istnieje bez żadnej poważniejszej konkurencji i bez jakichkolwiek oznak, że te trzy pozostałe gatunki w ogóle kiedyś istniały, chyba że jako zupełnie nie liczące się gromady. I tak zimnokrwisty gad dominuje na planecie najcieplejszej, owad jest praktycznie jedynym zwierzęciem na najbujniejszej, oddychające w wodzie stworzenie na pokrytej morzem, a duży ssak na planecie najzimniejszej jest gatunkiem dominującym zarówno na lądzie, jak i w oceanie. Innymi słowy, pomimo pewnego wspólnego pochodzenia cztery różne formy dominują na czterech różnych światach, a pozostałe gatunki są albo wyeliminowane, albo zepchnięte na zupełny margines. Szczerze mówiąc, cała ta sprawa przypomina raczej jakiś eksperyment niż proces przypadkowy; być może eksperyment polegający na sprawdzeniu, jaka forma najbardziej odpowiada danym warunkom. Zaakceptowanie tego, co istnieje na tych czterech planetach, jako wyniku naturalnych procesów biologicznych nie mieści się w żaden sposób w skali mojej łatwowierności.
Punkt 2: Cała flora i fauna tych czterech światów całkiem logicznie zgodna jest z systemem życia opartym na węglu i cała też jest zintegrowana i biologicznie zrównoważona; cała, z wyjątkiem wszechobecnego organizmu Wardena, który jest unikatowy sam w sobie. Mamy tu bowiem do czynienia z całkowicie odmienną formą życia, nie posiadającą mikrobiologicznych krewnych, a jednocześnie na tyle statyczną, że jej właściwości i zachowanie na każdym ze światów jest jednolite i przewidywalne. Należałoby więc oczekiwać, iż „organizm” tego rodzaju będzie się mutował z błyskawiczną szybkością — jakkolwiek by było, dla tych czterech planet (wyjąwszy Lilith) przyjęliśmy teorię mówiącą, że to my sami rozprzestrzeniliśmy ten „organizm”, a on uległ natychmiastowej mutacji w celu dostosowania się do różnych warunków. Żąda się więc, bym zaakceptował „organizm”, który błyskawicznie i doskonale przystosowuje się do innych planet, a jednocześnie nie przejawia żadnych oznak świadczących o mutacji czy odejściu od normy na tychże planetach. Jest to dla mnie sytuacja w sensie biologicznym niewyobrażalna. Dlatego też jestem zmuszony do wyciągnięcia wniosku, iż organizm Wardena jest formą życia utworzoną w sposób sztuczny i narzuconą wszystkim czterem światom przez jakieś istoty rozumne.
Organizm Wardena jest stworzeniem zbyt prostym, by czynić coś więcej niż wywoływać jedynie jakąś chorobę czy choroby, a przecież stanowi on integralny składnik wszystkich czterech światów i jest do nich symbiotycznie dopasowany. Na Lilith organizm Wardena spełnia rolę pewnego rodzaju zarządcy na skalę planetarną, utrzymującego ekosystem w stanie stabilnym i statycznym; ta jego właściwość zadecydowała o ogólnie przyjętym poglądzie na temat jego pochodzenia z jednego źródła. Twierdzę, iż istnieją dowody na to, że jest on również podobnego typu zarządcą na pozostałych trzech planetach i że odpowiednio przeprowadzone badania potwierdzą, że tak właśnie jest. Nasze pierwotne wnioski na jego temat oparte były na bardzo różnorodnym wpływie, jaki wywierał on na ludzi, na ludzkie postrzeganie i na ludzkie zdolności. Jednak organizmu Wardena nie stworzono z myślą o człowieku; istnieje on po to, by utrzymywać ekosystemy tych czterech planet w pewnych granicach stabilności i by wyeliminować tak wiele zmiennych, jak to tylko jest możliwe.