Skoro jednak zadali sobie aż tyle trudu, a jednocześnie nie zamieszkują — w szerokim znaczeniu tego słowa — żadnego z czterech światów, należałoby ustalić, po co w ogóle podjęli się tej operacji. Niewątpliwie posiada ona wszelkie cechy dokładnie zaplanowanego eksperymentu naukowego, ale jeśli tak jest, to dlaczego nie uczynili żadnej próby, by usunąć tę zmienną, którą sami wprowadzili — mianowicie ludzi — chociaż mogli tego dokonać bez najmniejszych trudności, i to w sposób tak zdecydowany i przekonujący, że nigdy nie przyszłoby nam do głowy, by powtórnie się tam osiedlić.
A skoro nie korzystają z tych światów w chwili obecnej, to albo korzystali z nich w przeszłości, a więc nie przejmowaliby się faktem, iż są tam teraz ludzie, albo będą z nich korzystać w przyszłości, a wówczas nasza obecność nie byłaby dla nich obojętna. Skoro więc najwyraźniej nie interesuje ich wykorzystanie planet teraz, ale kręcą się tutaj i angażują w akcję przeciwko Konfederacji, to jest oczywiste, że zamierzają wykorzystać Romb w przyszłości.
Od samego początku zastanawiałem się, skąd obcy, którzy nie mogli przecież przybrać naszych kształtów i nie mogli infiltrować Konfederacji bezpośrednio, posiadali taką wiedzę na temat naszej cywilizacji, wiedzę, która między innymi pozwoliła im udać się właśnie do Czterech Władców, jedynych ludzi, co do których istniało prawdopodobieństwo, że staną po ich stronie i wystąpią przeciw nam. Dlatego jest oczywiste, że przybyli specjalnie na Romb lub zostali wezwani przez tamtejszą stałą placówkę w momencie, kiedy wylądowaliśmy na tych planetach i że to wówczas nas odkryli. Tak więc istniała tam jakaś placówka obcych i nasze nagłe pojawienie zaskoczyło jej załogę. Możemy sobie wyobrazić problem, przed jakim ona stanęła. Raport na temat naszej obecności i ściągnięcie ekspertów z Altavara, gdziekolwiek on się znajduje, zajęłoby sporo czasu. Tymczasem naturalnie organizm Wardena usiłował poradzić sobie z tym nowym elementem, zagrażając pierwszej grupie eksploatacyjnej zniszczeniem lub transformacją. Gdybym to ja dowodził taką placówką czy taką bazą, to próbowałbym zyskać na czasie, a najlepszym sposobem gry na zwłokę byłoby zrobienie tego, co w danej chwili było możliwe, to znaczy utrzymanie na miejscu reprezentatywnej grupy przedstawicieli tej nowo napotkanej rasy dla celów badawczych, a jednocześnie zniechęcenie dalszych do ewentualnego osadnictwa czy choćby zbliżania się. I tak też uczynili, dodając po prostu czynnik ludzki do programu komputera centralnego, w efekcie czego „wardenki” stały się obcą chorobą, wywierającą fatalny wpływ nie tylko na „obce” formy życia, ale również na „obce” maszyny i urządzenia. Było to bardzo inteligentne zagranie, a my daliśmy się na nie nabrać.
Altavaryjczycy najwyraźniej byli zadowoleni z takiego układu i zadowoleni z jego skutków; nie czuli więc potrzeby, by pójść dalej. Podejrzewam, że byli oni jednak tak samo jak my zaskoczeni przedziwnymi i swoistymi skutkami ubocznymi, jakie organizm Wardena wywoływał u ludzi. Nie myślę bowiem, by te skutki uboczne, owe moce były przez nich uwzględnione we wspomnianym programie; w ich interesie byłoby raczej pozostawienie nas w pułapce bez wyjścia i to w nie zmienionej formie, łatwiejszej do badań i do kontrolowania. Możliwe, że po prostu układ bioelektryczny, dostarczający energii ciału ludzkiemu działa w tym samym zakresie co przekaźniki wardenowskie albo w zakresie bardzo do tamtego zbliżonym. To by tłumaczyło, dlaczego jedni ludzie dysponują większą mocą niż inni, a niektórzy mają jej bardzo niewiele lub nie posiadają jej w ogóle; w każdym razie na trzech spośród tych czterech światów. Można by powiedzieć, że zarówno nasze mózgi, jak i systemy nerwowe pracują na tych samych długościach fal, co ich quasi — organiczne maszyny.
Sprawa ta ma jednak pewien pouczający, a zarazem niepokojący aspekt. Wniknięcie organizmu Wardena w ciało ludzkie w rezultacie uczyniło ludzi na Rombie tworami komputera centralnego, podobnie jak to było z roślinami, zwierzętami i niemal ze wszystkim. Wszystko bowiem, poczynając od najprostszych informacji biologicznych i biofizycznych, a na zawartości mózgów kończąc, przesyłane było do tego komputera. W ten sposób uzyskiwali oni całą potrzebną informację na temat ludzkiej natury, polityki, wierzeń i wreszcie historii naszego gatunku. Stąd dowiedzieli się tak wiele na nasz temat, i to bez potrzeby składania nam wizyty.
Oznacza to również, iż wiedzieli o naszych agentach już w momencie, gdy ci „włączeni” zostali do ich systemu komputerowego. W rzeczywistości wiedzieli więc o całej intrydze. Albo tedy nigdy nie wykorzystali tej informacji — co jest możliwe — albo uważają Czterech Władców i ich operację za czynniki zupełnie nieistotne. Na pewno nie powiedzieli Czterem Władcom nic na temat naszych planów ani też nie poinformowali ich o żadnej z naszych operacji. Nie poczynili też żadnych kroków, by ostrzec lub uratować Kreegana czy Matuze, i nie uczynili nic, by ostrzec La — roo czy uchronić go przed naszymi wpływami i kontrolą. W rzeczywistości musieli być świadomi jego zdrady, a przecież nie uczynili żadnego wysiłku, by zablokować przesłanie nam informacji pozwalającej przeprowadzić analizę tych ich cholernych robotów. Przysyłają na Cerbera specjalistów od robotów i nie przejmują się wcale, czy się o tym dowiemy, czy też uda nam się dokonać ewentualnego sabotażu wiadomego procesu. Wszystko to jest dla mnie wielce interesujące i niepokojące zarazem. Sugeruje bowiem, że posiadają oni takie środki obrony, które nie pozwolą na zaatakowanie ich interesów — w przeciwieństwie do interesów Czterech Władców i mieszkańców Rombu — i że cała ta wojna, cały ten sabotaż i kampania prowadzona przez roboty, nie została zapoczątkowana przez nich, lecz przez Czterech Władców.
Skoro jednak potrafią się bez trudu obronić, to po co w ogóle ta cała dziwna i diabelsko inteligentna kampania przeciwko nam; kampania, która bez wątpienia musiałaby zwrócić naszą uwagę na ich istnienie w momencie jej rozpoczęcia czy też w przypadku przedwczesnego ujawnienia zamiarów, co zresztą się stało?
Jedyną odpowiedzią może być fakt, że kilka lat wcześniej Altavaryjczycy doszli do wniosku, że właśnie zmuszeni są skorzystać z Rombu Wardena, a my możemy stanąć na ich drodze. Sądzę, iż podjęli wówczas decyzję o ataku na Konfederację, o prowadzeniu wojny totalnej, o brutalnej kampanii ludobójstwa, lecz Marek Kreegan odwiódł ich od tego, a przynajmniej spowodował, że odłożyli te plany na później. Dowodem na to są przeżycia mojego alter ego, które będzie można przeanalizować dokładniej w wolnej chwili, i dowód ten wydaje się niewątpliwy. Wynikałoby z tego, iż Kreegan jest w pewnym sensie bohaterem. W obawie przed eksterminacją naszego gatunku, w obawie przed całkowitym zniszczeniem mieszkańców naszych planet w wojnie obronnej prowadzonej przeciwko nieprzyjacielowi mającemu technologiczną przewagę, a poza tym praktycznie nam nie znanemu — nie znamy nawet lokalizacji ich cywilizacji czy floty bojowej — przekonał ich do prowadzenia innego rodzaju kampanii, takiej, która uderzyłaby w samo jądro politycznej i ekonomicznej jedności Konfederacji, powodując nasz zwrot ku wewnątrz, powodując niezdolność do utrzymania jedności, która przecież stanowiła naszą największą siłę. Ta kampania musiała naturalnie kosztować olbrzymią liczbę ludzkich istnień i musiała zepchnąć olbrzymie masy ludzkości z powrotem do prymitywu i barbarzyństwa, ale jednak pozwalała przetrwać naszemu gatunkowi. Pozostali Władcy zgodzili się na ten plan z zemsty, a także dlatego, że dawał nadzieję ucieczki, opuszczenia Rombu Wardena i zebrania resztek pozostałych po zdruzgotanej Konfederacji. Altavaryjczycy przyjęli go, ponieważ pozwalał im osiągnąć te same cele co wojna totalna, ale o wiele niższym kosztem. Wydaje się również oczywiste, iż nie wierzyli oni zbytnio w sukces tego planu, jednak skłonni byli, tak na wszelki wypadek, dać Czterem Władcom dość czasu i udzielić im takiego materialnego wsparcia, które by im pozwoliło ten plan przeprowadzić.