Выбрать главу

— Zbyt wiele jest niewiadomych. Mogę powiedzieć tylko, że masz jakieś dziesięć procent szans na pozytywny wynik twoich wysiłków.

— Dziesięć procent — westchnął. — Chyba musi mi to wystarczyć. Obudź mnie, kiedy się z nami połączą. — Milczał przez chwilę. — Cóż, wygląda na to, że nie otrzymasz rozkazu, aby dokonać mojej likwidacji.

Komputer nie odpowiedział.

Uzyskanie pewnego rodzaju konsensusu zabrało im niemal pięć godzin, co, biorąc pod uwagę złożoność Konfederacji i jej biurokracji, graniczyło z cudem.

— Możemy zorganizować pełną łączność wizyjną — powiedział Krega. — Ale, niestety, musi ona być całkowicie otwarta. Nie ma to chyba jednak większego znaczenia, skoro oni i tak mają widzieć i słyszeć to wszystko, co dzieje się pomiędzy tobą i Bazą.

— Będą nalegać na jakieś daleko położone miejsce. — Skinął głową. — Spróbuję odwlekać tę sprawę tak długo, jak potrafię, by dać czas naszej flocie na zajęcie pozycji, muszę jednak mieć jedną bezpieczną linię, a ta jest jedyną, której jestem w miarę pewny. Komputer powiada, że mogę przekazywać informacje do tego modułu z każdego miejsca w Rombie, a on już wykona całą resztę. Rada będzie korzystać z pasma otwartego i wizualnego; ty pozostaniesz na tym, a jeśli ja będę musiał przekazać cokolwiek Radzie, powiem to tobie, a ty osobiście poinformujesz Radę.

— Zgoda. Hm… Wiesz, że jeśli tam się udasz, to znajdziesz się w takiej samej pułapce jak cała reszta.

— To mnie nie martwi. Poza tym nie wierzę, by było to tak do końca prawdziwe. Uważam, że obecnie posiadają już prawie całkowitą kontrolę nad organizmem Warde — na. Mamy teraz zresztą czas wyboru między czymś złym i czymś jeszcze gorszym, a ja mając do wyboru pewną śmierć w walce albo życie na którymś ze światów Rombu, nie mam wątpliwości, co dla mnie jest mniejszym złem. Komandorze, niezależnie od okoliczności, jestem przekonany, że po tym wszystkim, nic już nigdy nie będzie takie samo.

Wyłączył się i zwrócił do drugiej strony.

— Połączcie mnie z Morahem na satelicie Lilith.

Znalezienie mrocznego i niesamowitego Szefa Ochrony zajęło zaledwie kilka minut.

— Prawie już spisaliśmy cię na straty — odezwał się tamten.

— Te sprawy zabierają sporo czasu. Wasze działania wymierzone w Konfederację przynoszą katastrofalne skutki, ale chociaż bardzo ich one martwią, to jednak chcą rozmawiać.

Przedstawił krótko propozycję rozwiązania roboczego, w którym on sam miał być negocjatorem, Rada miała utrzymywać bezpośrednie połączenie, a miejsce spotkania miało być wspólnie wybrane.

Morah zastanawiał się przez chwilę.

— Czy nie jest to tylko sztuczka umożliwiająca sprowadzenie floty wojennej?

— Nie musielibyśmy robić czegoś takiego. Poważne siły już od tygodni znajdują się w niewielkiej odległości od Rombu i czekają na wiadomość ode mnie, by rozpocząć ewentualną akcję. Zamierzają się jeszcze bardziej zbliżyć, i to niezależnie od sytuacji, ale Rada dotrzyma danego słowa tak długo, jak długo będziemy rozmawiać. Wydaje mi się, że zwłoka jest teraz także i w interesie Altavaru, skoro my zajęliśmy już odpowiednie pozycje, a im potrzebny jest dodatkowy czas na rozmieszczenie swoich sił.

Morah wydawał się rozważać te informacje, po czym skinął obojętnie głową.

— W porządku. Jednak jakiekolwiek ruchy waszych sił w kierunku Rombu kończą natychmiast wszelkie układy. Rozumiesz?

— Rozumiem. Sam teraz wyznacz czas i miejsce.

— Boojum jest siódmym księżycem Momratha. Mamy tam uniwersalny ośrodek łączności, a w nim dość miejsca i niezbędnych wygód. Czy możesz się tam stawić jutro o 16.00 czasu standardowego?

— Będę tam. — Skinął głową. — I przywiozę ze sobą kody łączności, niezbędne do podłączenia wszystkich zainteresowanych. Chciałbym jednak, aby były też obecne pewne osoby z samego Rombu.

— Tak? Kto mianowicie?

— Przede wszystkim jakiś wyższy rangą Altavaryjczyk wyposażony przez swoich w pełnomocnictwa. Rada na to nalega. Po drugie, sytuacja polityczna na Rombie nie jest dla mnie zbyt jasna. Kto będzie reprezentował Charona?

— Ja sam, jako osoba pełniąca obowiązki Władcy — odparł Morah. — Kobe będzie reprezentował Lilith, a dwóch pozostałych Lordów swoje planety.

— Potrzebna też będzie obecność psychoeksperta z Cerbera o imieniu Dumonia.

— Czyżby? A niby dlaczego? I któż to taki?

— Jeden z asów w moim rękawie. Dumonia jest Władcą Cerbera, ale ani ty, ani Laroo, nie jesteście nawet tego świadomi. Laroo jest w tej chwili tylko bezsilną i niepotrzebną marionetką. — Szok i zaskoczenie na twarzy Moraha sprawiły mu ogromną uciechę. „Punkt dla mnie — pomyślał z satysfakcją — teraz Morah nie może już być niczego w stu procentach pewny”. — Chciałbym również, o ile to możliwe, by obecni tam byli: Park Lacoch z Charona, Cal Tremon z Lilith i Qwin Zhang z Cerbera.

Słowa te rozbawiły Moraha.

— Naprawdę? A którą niby stronę mają oni reprezentować?

— Dobrą wolę — odparł. — I tak przecież zamierzałeś sprowadzić Lacocha, to dlaczego nie mielibyśmy mieć ich wszystkich? Któż lepiej od nich oceni moją szczerość i moje zachowanie?

— Zgoda.

— Nie wydajesz się zaskoczony faktem, że z Meduzy nie chcę nikogo poza Ypsirem?

Morah odchrząknął i robił wrażenie zażenowanego.

— Wszyscy wiemy, co wydarzyło się na Meduzie. Obawiam się, że Ypsir do tej pory nie przestał wywrzaskiwać na ten temat wszem wobec i każdemu z osobna. Wybitny i bezwzględny, ale i bardzo nieprzyjemny typ; z tych, co to dawnymi czasy buntowali nas przeciwko Konfederacji. — Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś. — Hm… nie da się uniknąć twojego spotkania z Ypsirem i z jego… „ulubionym stworzeniem”. Mam nadzieję, że nie dojdzie do żadnych osobistych porachunków podczas trwania negocjacji?

— Tak. Nic takiego się nie wydarzy tak długo, jak długo nie zakończymy tej sprawy. Stawka bowiem jest zbyt wysoka, bym pozwolił sobie w tej chwili na luksus osobistej zemsty.

Morah patrzył w ekran swoim przeszywającym, nieludzkim wzrokiem.

— Odnoszę dziwne uczucie, że nie mówisz mi wszystkiego.

Uśmiechnął się.

— Powiedz mi, jeśli naturalnie nie masz nic przeciwko temu, skąd masz te interesujące oczy?

Morah milczał przez chwilę, a potem powiedział cicho:

— Poszedłem do tej Góry o jeden raz za dużo.

Ustalono, że uda się na Momrath niewielkim statkiem patrolowym. Stateczek miał być całkowicie automatyczny, z wyjątkiem pasażera, i miał powrócić pusty, i zostać poddany dokładnej i pełnej sterylizacji. Zapewniono go, że zostanie przejęty w późniejszym terminie, o ile w ogóle będzie zdolny do opuszczenia Rombu.

Dziwne, ale odczuwał niechęć na myśl o opuszczeniu miejsca, które jeszcze dzień wcześniej uważał za swój grobowiec.

— Będziemy w stałym kontakcie — zapewnił go komputer.

Skinął obojętnie głową, sprawdzając po raz kolejny małą torbę podróżną.

— Hm, jeśli nie masz nic przeciwko temu, czy mógłbyś mi odpowiedzieć na jedno pytanie? — spytał komputer. — Ód jakiegoś czasu zastanawiam się nad tą sprawą.

— Słucham. Myślałem, że wiesz już wszystko.

— Skąd wiedziałeś, że flota wojenna znajduje się w pobliżu Rombu? Ja naturalnie o tym wiedziałem, ale ta informacja celowo była ukryta przed tobą. Czy doszedłeś do tego drogą dedukcji?