Выбрать главу

Kontynenty w zasadzie nie były zbyt istotne, skoro morza poza terenami zamieszkanymi zamarznięte były przez okrągły rok, a te, które sięgały równika, przez połowę roku. Na mojej mapie widziałem trzy nadające się do zamieszkania masy lądowe, które można by nazwać trzema obszernymi, ale bardzo wąskimi kontynentami. Na szerokościach zamieszkanych występowały pasma górskie, które na pewno nie wpływały na złagodzenie klimatu, i olbrzymie lasy, złożone głównie z wiecznie zielonych drzew, typowych dla klimatów zimnych.

Skalisty, potwornie zimny, wrogi człowiekowi świat. Nazywanie go nadającym się do życia było lekką przesadą, niezależnie od tego, jaką atmosferą się tam oddychało. Jedyną ciekawostką w przypadku Meduzy był fakt, iż była ona jedyną planetą Rombu Wardena z wyraźnymi oznakami działalności wulkanicznej. Wulkanów co prawda nie było, tego już nie dałoby się chyba znieść, ale istniały tam jeziorka termiczne, gorące źródła, a nawet gejzery w samym środku pustkowia, niektóre wręcz na terenach o najniższych temperaturach. Najwyraźniej pod niektórymi partiami powierzchni znajdowało się coś bardzo gorącego.

Istniało też życie zwierzęce, złożone w większości z wielkiej różnorodności ssaków. To by się zgadzało; wyłącznie ssaki były w stanie przeżyć w tym klimacie. Jedne były groźne, inne nie, a niektóre i takie, i takie, jednak w tym niegościnnym miejscu, gdzie samo przetrwanie wymagało olbrzymiego wysiłku, nie wolno było lekceważyć nikogo i niczego.

No cóż, chyba dobrze zrobię, jeśli polubię to miejsce, powiedziałem sobie. Jedynym bowiem sposobem, żeby nie stało się ono moim domem, byłoby samobójstwo. A przecież był to rzekomo nowoczesny i uprzemysłowiony świat, nie pozbawiony zapewne odrobiny komfortu.

— Meduza rządzona jest żelazną ręką Talanta Ypsira, byłego członka Rady Konfederacji. Przeszło trzydzieści pięć lat temu usiłował on przeprowadzić zamach stanu. Sprawę zatuszowano, a on sam zniknął gdzieś i przestał być obiektem zainteresowania mediów. Celem jego zamachu miało być przeprowadzenie fundamentalnych zmian w sposobie organizacji życia i w administrowaniu światami cywilizowanymi, a nawet pograniczem. Stworzony przez niego system okazał się jednak tak brutalny i charakteryzował się takim dążeniem do władzy za wszelką cenę, że wstrząsnął nawet jego najżarliwszymi zwolennikami, którzy Ypsira zdradzili i opuścili. W przeciwieństwie do Aeolii Matuze z Charona, która również kiedyś zasiadała w Radzie, Ypsir nigdy nie był zbyt popularny i nigdy nie był darzony zbytnim zaufaniem; był natomiast geniuszem w sprawach biurokratyczno — organizacyjnych i stał kiedyś na czele wszystkich służb państwowych. Ostrzegani cię, że zarówno on, jak i jego podwładni rządzą Meduzą, stosując ten sam brutalny i metodyczny system, który kiedyś miał ochotę narzucić całej ludzkości, i że tamtejsze miasta są wzorem skuteczności, tak jak i zresztą cała znajdująca się pod jego absolutną kontrolą gospodarka. Rząd jednakże kontroluje tylko zorganizowane osady, choć trzeba przyznać, że zamieszkuje je większość z ocenianej obecnie na dwanaście milionów ludności. Ponieważ przemysł oparty jest na dostawach z kopalń księżyców Momratha, gazowego giganta leżącego poza orbitą Meduzy, a na pustkowiach planety są tylko drzewa i woda, nie czyni on żadnego wysiłku, by rozciągnąć swą władzę na te dzikie tereny.

Matuze pamiętałem dobrze, jednak muszę przyznać, iż nigdy przedtem nie słyszałem o tym Ypsirze. No cóż, było to dawno temu, a Rada posiadała wielu członków. Poza tym, czy kto kiedykolwiek zapamiętuje osobę stojącą na czele służb państwowych?

Jeśli zaś chodzi o to, kim ja byłem, to pierwszą informację na ten temat uzyskałem już podczas tej zdalnej odprawy i muszę powiedzieć, że stanowiła ona dla mnie pewien wstrząs. Czułem, że jestem młody, to prawda, jednakże ciało, które teraz należało do mnie, miało ledwie ponad czternaście lat i dopiero co weszło w okres dojrzewania. Było ciałem odpowiadającym wszelkim normom światów cywilizowanych, co samo w sobie było istotną jego zaletą, chociaż pochodziło z Halstasir, z planety, o której w ogóle nie słyszałem. Mogłem wyciągnąć jednakże pewne wnioski na podstawie wyglądu skóry, ogólnej budowy i rysów twarzy. Byłem obecnie w miarę wysoki i szczupły, cerę miałem w kolorze opalonej pomarańczy, chłopięcą twarz z kruczoczarnymi włosami, choć bez śladu zarostu, czarne oczy w kształcie migdałów i dość szeroki, płaski nos nad pełnymi wargami. Całkiem przystojna twarz i całkiem przystojne ciało… Ale bardzo, bardzo młode.

Co też ten czternastolatek tutaj robił, w drodze na Romb? No cóż, Tarin Bul z Halstansiru był młodzieńcem raczej wyjątkowym. Syn lokalnego administratora, wychowany był w dobrobycie. Jednakże przedstawiciel Halstansiru w Radzie, człowiek o imieniu Daca Kra najwyraźniej uczynił z ojca chłopca kozła ofiarnego w jakimś pomniejszym skandalu, narażając go na pośmiewisko i doprowadzając do ruiny. Bul senior nie mógł znieść tej sytuacji i odmówiwszy proponowanej mu pomocy psychologiczno — psychiatrycznej, popełnił samobójstwo. Takie rzeczy zdarzały się od czasu do czasu, szczególnie w wyższych sferach politycznych. Co się natomiast nie zdarzało, to to, co uczynił ten uwielbiający swego ojca chłopiec. Wykorzystując całkiem naturalną w takich okolicznościach sympatię pierwszych rodzin Halstansiru, Tarin Bul intrygował, planował, kombinował i trenował, by tylko znaleźć się na przyjęciu wydanym na cześć tamtego człowieka… Następnie zabił Radcę, kiedy ściskali sobie dłonie, raczej dziwnym i dość brzydkim sposobem, polegającym na wypruciu mu wnętrzności mieczem używanym do ćwiczeń fizycznych. W tym czasie chłopiec miał zaledwie dwanaście lat i nie osiągnął jeszcze wieku dojrzewania, co spowodowało więcej problemów niż samo — nie posiadające praktycznie precedensów — zabójstwo.

Naturalnie aresztowano go i wywieziono z planety, po czym poddano badaniom psychiatrycznym. On jednakże po dokonaniu krwawego czynu zamknął się w sobie, wycofując się z tego świata do świata lepszego, stworzonego we własnej wyobraźni. Psychiatrzy nie byli w stanie nawiązać z nim kontaktu, choć bardzo się starali. W normalnej sytuacji dokonano by całkowitego wymazania pamięci i zbudowano by nową osobowość, tym razem jednak rodzina Kra, wykorzystując własne, dość spore wpływy, przeciwstawiła się temu. Tak tedy Tarin Bul, wydobyty ze swojej skorupy, znajdował się w drodze na Meduzę… Choć niezupełnie. Bul umarł w momencie, w którym mój umysł zajął miejsce jego umysłu. J a byłem teraz Tarinem Bulem i zastanawiałem się, jak też były członek Rady ustosunkuje się do chłopca, który zabił jednego z jego kolegów. To jednak nastąpi za ileś tam dni.

Dostrzegałem też zalety tego nowego ciała — na pewno nie najmniejszą z nich był fakt, iż dzięki niemu pożyję jakieś trzydzieści lat dłużej. Są także minusy. Będą próbowali traktować mnie jak dziecko, a ponieważ tak właśnie została zamaskowana moja prawdziwa tożsamość, w jakimś stopniu będę się musiał na to godzić. I chociaż dzieciom pozwala się na nieco więcej niż dorosłym w nieskomplikowanych, sytuacjach społecznych, to z drugiej strony podlegają one ściślejszej kontroli społeczno — towarzyskiej. Uświadomienie sobie tego faktu doprowadziło mnie do ustalenia i przyjęcia ewentualnie najlepszej i najbardziej skutecznej osobowości. To, że Bul był płci męskiej, pochodził ze światów cywilizowanych i z rodziny należącej do sfer politycznych, oznaczało, iż jego iloraz inteligencji, a także wykształcenie ogólne były prawdopodobnie o wiele powyżej przeciętnej. Fakt natomiast, iż udało mu się dokonać zabójstwa i przeżyć, a nawet to, że zesłano go na Romb Wardena, stanowił jeszcze jeden plus. Nie będę bowiem miał większych trudności z przekonaniem kogo trzeba, iż jestem w rzeczywistości starszy niż świadczyłby o tym mój oficjalny wiek, co niewątpliwie złagodzi moje problemy. Odgrywanie roli twardego, inteligentnego dzieciaka może okazać się wielce użyteczne.