— Wiemy to wszystko — odparł Soog i w jego elektronicznym głosie wydawał się pobrzmiewać autentyczny smutek i żal. — Od dawna to wiemy. Dlatego właśnie na ogół wybieramy strategię totalnego ataku. Kosztuje on naszą stronę o wiele mniej, a skutki są przecież takie same.
— Skoro przez cały czas wiedzieliście o tym wszystkim, dlaczego nie zaatakowaliście? — spytał ostro Luge sądząc, że zyskuje tym jakiś punkt w tej rozgrywce.
— A gdybyście to wy stanęli wobec takiej sytuacji i gdyby istniało pięć procent szansy, że da się uniknąć ostateczności, to czy nie czynilibyście żadnych prób? — spytał go Altavaryjczyk. — Dostrzegliśmy tę jedyną szansę i pozwoliliśmy sobie dać się przekonać, że ona istnieje. Był to błąd i z jego powodu ofiar będzie znacznie więcej, jednak nie żałujemy, że go popełniliśmy. Niewykorzystanie tej możliwości na zawsze zostawiłoby otwartym pytanie: czy unicestwiliśmy tak wiele inteligentnych istot na próżno i bez potrzeby?
— Przykro mi bardzo — odezwał się senator Luge głosem, który zaprzeczał jego słowom — ale nie możemy przyjąć waszych niczym nie popartych gróźb. Jeśli jesteście w stanie powstrzymać nas od zniszczenia jednego ze światów, uczyńcie to. Jeśli nie potraficie, wycofajcie swoją propozycję i zgódźcie się na nasze warunki, zanim my sami się wycofamy.
Morah włączył się do obrad nerwowym i trzęsącym się głosem.
— Ile czasu zostało do waszego ewentualnego uderzenia? Altavaryjczycy muszą mieć czas, by przedyskutować tę sprawę i podjąć decyzję.
To było zupełnie zrozumiałe dla Rady. Sami mieliby te same problemy, a przecież Altavar musiał prawdopodobnie uwzględnić większe odległości i, być może, bardziej powolny system łączności. — Poczynając od godziny 24.00 tej nocy dajemy wam dokładnie siedem standardowych dni na rozważania i podjęcie decyzji — odpowiedział Luge. — Po tym terminie albo dojdzie do porozumienia, albo rozpoczniemy działania ofensywne… Chyba że tymczasem Altavar wyjdzie z taką kontrpropozycją, którą my będziemy mogli zaakceptować. Ten kanał będzie otwarty przez cały czas, a nasi agenci pozostaną na miejscu, na wypadek gdyby należało nam cokolwiek przekazać.
— Siedem dni! — zagrzmiał Morah powstając. — Przecież nie jesteśmy w stanie ewakuować całej planety w ciągu siedmiu dni! Nawet za pomocą całej wardenowskiej floty i wykorzystując napełnione powietrzem kontenery, nie mielibyśmy szans na ewakuację jednej dziesiątej mieszkańców najmniejszego z tych światów!
Luge skinął głową.
— To tylko demonstracja siły, a nie celowa, krwawa łaźnia. Mamy wiele pretensji do Czterech Władców, ale nie chcemy zabijać niewinnych ludzi. Działamy zgodnie z planami przygotowanymi na taką wyjątkową sytuację, jaką stanowi wysłanie naszej grupy specjalnej, i dlatego posiadamy pewne potrzebne środki. Dysponujemy szesnastoma zestawami transportowymi, z których każdy zdolny jest zabrać dwadzieścia tysięcy osób, wyposażonymi w napęd pozwalający pokonać trasę międzyplanetarną w godzinę czy dwie. Jeśli zdecydujecie się jedynie na transport ludzi — i to z najwyższą szybkością — powinniście dokonać czterech przelotów na dobę, nawet uwzględniając załadunek i wyładunek. Wszystkie statki są zautomatyzowane i skomputeryzowane, jednak mogą być dowodzone przez każdego, kogo tylko wyznaczycie. Statki te znajdą się za kilka godzin na orbicie Meduzy… O ile naturalnie nie zostaną zestrzelone przez obronę Altavaru. Jeśli zaczniecie działać natychmiast, zmobilizujecie resztę floty Rombu i wykorzystacie ją w maksymalnym stopniu, będziecie w stanie ewakuować całą planetę.
Talant Ypsir zerwał się z krzykiem w momencie, w którym usłyszał, co ma być celem ataku.
— Nie możecie tego zrobić! Dranie! Wieprze! Pomiot diabelski! Mówicie o moim świecie! Moim! Nie Altavaru! On jest mój i nie pozwolę go sobie odebrać!
Połączony efekt wynikający z jego prawdziwej natury i z meduzyjskiej odmiany organizmu Wardena zaczął zmieniać jego zewnętrzny wygląd. W jednym momencie stał się czymś okropnym, potwornym, ohydnym; stał się jakimś monstrualnym wyobrażeniem wcielonego zła. Potwór ten zwrócił się do agenta, który siedział nieporuszony po przeciwnej stronie stołu, podczas gdy Dumonia obserwował przemianę z fascynacją pomieszaną ze wstrętem.
— Ty! — wrzasnął Ypsir, wskazując agenta gnijącym palcem — To ty ich do tego namówiłeś! Zabiję cię, zabiję, zabiję… — Rzucił się na drugą stronę stołu.
W tym samym momencie Yatek Morah obrócił się ku niemu z laserowym pistoletem w dłoni.
— Zamknij się, Talant — powiedział znużonym głosem i pociągnął za spust. Ypsir padł nieprzytomny i osunął się pod stół. Wszyscy patrzyli na leżącego obserwując, jak powoli wraca do dawnego wyglądu i wkrótce tylko wyraz twarzy świadczył o przepełniającej go nienawiści.
Natychmiast też w drzwiach wiodących do pomieszczenia sypialnego pojawił się Kunser, jednak dla wszystkich było jasne, że nie stanowi on żadnego zagrożenia.
— Pozwólcie mi wziąć kilku ludzi i przenieść go na górę — poprosił. — Będziemy z nim mieć wiele roboty.
Morah skinął głową i schował pistolet do kabury.
— Przetransportujemy kogo się da na południowy kontynent Charona — powiedział do swego meduzyjskiego asystenta. — Kiedy zacznie nam brakować czasu, umieścimy resztę gdziekolwiek na Lilith. Cerber nie nadaje się do tych celów. Powiedz Ypsirowi, kiedy dojdzie do siebie, że może wyrównać rachunki za osiem dni. Jeśli uczyni coś, co będzie wykraczało poza ustalenia tego spotkania, albo jeśli wywoła jakiekolwiek problemy przed upływem wyznaczonego terminu, spotka go natychmiast los jego poprzednika. Przypomnij mu, że nie musimy wiedzieć, gdzie on jest i czym się zajmuje, i że Altavaryjczycy mogą po prostu nakazać jego „wardenkom”, żeby go pożarły, jeśli tylko którykolwiek z nas tego sobie zażyczy. Czy to jest jasne?
Obecni w sali pokonali już osłupienie wywołane wydarzeniami i dochodzili powoli do siebie, podczas gdy Ypsira wynoszono na zewnątrz. Nawet sam Luge skamieniał na ekranie, przerażony i wstrząśnięty swoim pierwszym, bezpośrednim, naocznym zetknięciem z tym, do czego jest zdolny organizm Wardena.
Jedynie Morah zachował całkowitą kontrolę nad sobą.
— Ogłaszam przerwę w obradach na czas nie określony. Wszystkie strony wyrażają zgodę na to, że za siedem dni, poczynając od godziny 24.00, Altavar z jednej strony, a Konfederacja z drugiej, znajdą się w stanie wojny.
Luge wyrwał się z odrętwienia.
— Jakikolwiek wcześniejszy ruch pociągnie za sobą skrajne konsekwencje — ostrzegł. — Zgadzamy się na ten siedmiodniowy okres zawieszenia nie tylko w nadziei na rozwiązania na drodze dyplomatycznej, ale także ze zwykłej przyzwoitości i litości. Jeśli w tym czasie zostaną podjęte jakieś niedozwolone próby, porzucimy obowiązujący w tej chwili plan i wyślemy wszystkie stacje bojowe z zadaniem doprowadzenia do przemiany słońca Rombu w novą.
Siedzący po obydwu stronach stołu robili wrażenie wstrząśniętych tą groźbą, natomiast Altavaryjczyk przyjął ją z pozornym spokojem.
— To byłoby wielce interesujące — zauważył chłodno. — Spowodowałoby to jednak o wiele więcej problemów niż jesteśmy obecnie w stanie przezwyciężyć. Dlatego popieramy pomysł okresu przejściowego. Nie popełnijcie tu jednak żadnego błędu, panowie Senatorowie. Ani bowiem wy, ani Konfederacja, nie przetrwacie i kilku godzin, kiedy zorientujecie się, coście uczynili.
Agent, który przedstawiał się jako pan Carroll, zmarszczył brwi i zerknął nerwowo na Altavaryjczyka na ekranie. Cóż za dziwne sformułowanie, pomyślał sobie. Cóż za przedziwny sposób wyrażenia stanowiska…