Выбрать главу

— Organizmy żywe? — dopytywał się Alexios. — Znalazł pan organizmy żywe?

— Jeszcze nie — odparł Molina, rozsiadając się wygodnie w luksusowym fotelu i żując pozbawione kości skrzydełko pseudokurczaka.

Brwi Alexiosa powędrowały w górę.

— W rzeczywistości — mówił dalej Molina — na Merkurym może wcale nie być organizmów żywych.

— Ale sądziłem, że powiedział pan…

Przechodząc w tryb wykładowy, Molina zaintonował:

— Odkryłem dowody aktywności biologicznej. Wykazują one, że na Merkurym kiedyś było życie. To, czy to życie nadal istnieje, to już inna kwestia, wymagająca dalszych badań i analiz.

Na nieco dziwnej twarzy Alexiosa odmalowało się zrozumienie.

— Rozumiem. Mówi pan, że kiedyś istniało tu życie, ale nie ma żadnej gwarancji na to, że nadal tu jest.

— Dokładnie — odparł Molina, nieco pretensjonalnie. — Będziemy musieli zorganizować zespoły poszukiwawcze, które przeczeszą powierzchnię planety i powiercą w skorupie.

— Szukając organizmów pod ziemią? Podobnych do ekstremofili, które znaleziono na Ziemi?

Molina pokiwał głową.

— I na Marsie. I na Wenus. A nawet na Io.

Alexios uśmiechnął się niewyraźnie.

— Ciekaw jestem, co na to wszystko biskup Danvers? Myśl o pozaziemskiej inteligencji najwyraźniej spędza mu sen z powiek.

— Och, nie sądzę, żebyśmy znaleźli jakieś inteligentne istoty — rzekł Molina machając ręką. — Mikroby. Formy bakteryjne, tego szukamy.

— Rozumiem — Alexios zawahał się, po czym zapytał:

— Proszę mi powiedzieć, jeśli pojawią się tu zespoły poszukiwaczy i będą wiercili głębokie odwierty, jak to wpłynie na nasze przedsięwzięcie? W końcu planowaliśmy pozyskiwać rudy z powierzchni i oczyszczać je za pomocą nanomaszyn, żebyśmy mogli…

— To niemożliwe — odparł Molina bezbarwnym tonem.

— Niemożliwe?

— Nie możemy ryzykować skażenia ewentualnych organizmów z powodu operacji przemysłowych. A nanomaszyny mogą zniszczyć dowody na istnienie życia podczas poszukiwań.

Alexios rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu.

— Panu Yamagacie to się nie spodoba. Ani trochę.

A wypowiadając te słowa jakoś dziwnie się uśmiechał.

SZYBKI STATEK HIMAWARI

— Przecież to doprowadzi nas do ruiny! — krzyknął Yamagata, a na jego zwykle uśmiechniętej twarzy pojawił się grymas złości.

Alexios przyleciał na pokład statku, by osobiście przedstawić swemu szefowi złe wieści. Wzruszył bezradnie ramionami.

— Przepisy MUA są dość precyzyjne, sir. Nic nie może stanąć na drodze badaniom astrobiologicznym.

Dwóch mężczyzn stało w małym bąblu obserwacyjnym statku Himawari, zaciemnionym pomieszczeniu z wypukłą ścianą z zaciemnionej szkłostali. Przez kilka minut patrzyli w milczeniu, jak przesuwa się pod nimi rozżarzona, jałowa powierzchnia Merkurego.

— Nie wierzę, że tam może istnieć jakieś życie — mruknął wreszcie Yamagata.

Brwi Alexiosa uniosły się lekko.

— Znaleziono życie na powierzchni Wenus, która jest jeszcze gorętsza od Merkurego.

— Na Wenus jest płynna siarka i związki krzemu. Niczego takiego dotąd tu nie znaleziono.

— Na razie — szepnął Alexios.

Yamagata zmarszczył czoło i spojrzał na niego.

— Nie będziemy musieli wstrzymywać wszystkich prac — rzekł Alexios, próbując mówić lekkim tonem. — Nadal czekamy na satelity energetyczne z Selene. Ich montaż i uruchomienie to będzie poważne przedsięwzięcie.

— Ale skąd będziemy brali materiały eksploatacyjne do systemów podtrzymywania życia dla załogi? — mruknął Yamagata. — To miał zapewnić pański zespół na powierzchni.

Alexios zaplótł ręce za plecami i zapatrzył się na przesuwającą się w dole powierzchnię planety. Wiedział, że jego baza na Merkurym jest za mała, żeby ją dostrzec nieuzbrojonym okiem z orbity, na której znajdował się Himawari, mimo to wytężył wzrok, próbując dostrzec ten kopiec kamieni.

— A więc? — naciskał Yamagata. — Co pan proponuje?

Odwracając się, by spojrzeć na swego zdecydowanie nie zadowolonego pracodawcę, Alexios wzruszył ramionami.

— Sądzę, że skoro nie będziemy mogli czerpać materiałów do systemów podtrzymywania życia z merkuriańskiego regolitu, będziemy musieli sprowadzać je z Selene.

— To nas doprowadzi do bankructwa — mruknął Yamagata.

— Może okres zawieszenia nie potrwa długo — rzekł Alexios.

— Naukowcy przylecą, popatrzą i po prostu ogłoszą, że niektóre regiony zostaną wyłączone z naszych prac.

Nawet w cieniu, w półmroku bąbla obserwacyjnego, Alexios dostrzegł ponury wyraz na twarzy swego pracodawcy.

— To koniec wszystkiego — wyszeptał ciężko Yamagata. — Koniec.

Alexios zgadzał się z nim, ale zmusił się do prezentowania ponurego wyrazu twarzy.

Gotując się ze złości, ale usiłując utrzymywać uczucia na wodzy, Yamagata udał się do swojej prywatnej kwatery i uruchomił Roberta Forwarda. Dawno zmarły geniusz pojawił się na środku kajuty, uśmiechając się z pewnością siebie, nadal mając na sobie tę kiczowatą kamizelkę pod konserwatywną tweedową marynarką.

Z powodu tego uśmiechu i kamizelki Yamagata poczuł taką irytację, że nie mógł usiedzieć spokojnie. Chodził dookoła trójwymiarowego obrazu i objaśniał tę nieznośną sytuację. Holograficzny obraz Forwarda obracał się za nim, a ten doprowadzający do szału uśmieszek nie drgnął nawet o milimetr.

— Przecież odkrycie życia na Merkurym to fascynująca wiadomość — rzekł obraz. — Powinien być pan dumny, że przy czynił się do takiego odkrycia.

— Jak mamy kontynuować prace, skoro MUA zabroni nam wszelkiej działalności na powierzchni? — dopytywał się Yamagata.

— Przecież to nie potrwa wiecznie. Prędzej czy później zakaz zostanie zniesiony.

— Jak już Fundacja „Energia słoneczna” zbankrutuje.

— Ma pan cztery satelity energetyczne na orbicie Merkurego, a sześć następnych jest w drodze. Nie może pan już zacząć sprzedawać tej energii? Byłyby z tego jakieś pieniądze…

— Ogniwa słoneczne zbyt szybko ulegają degradacji! — warknął Yamagata. — Ich wydajność energetyczna jest za niska, żeby przynosiło to zysk.

Forward wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.

— Spróbujmy więc znaleźć jakieś rozwiązanie problemu ogniw. Może należy je utwardzić albo chronić jakoś przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym?

— Chronić je?

— Prawdopodobnie uszkodzenia powoduje ultrafiolet słoneczny — zastanawiał się Forward. — Albo cząsteczki wiatru słonecznego.

Yamagata opadł na swój ulubiony fotel.

— Cząsteczki wiatru słonecznego. Ma pan na myśli pro tony?

Forward pokiwał głową, aż jego pucołowate policzki zakołysały się.

— Gęstość energii protonu musi być znaczna z powodu bliskości Słońca. Mierzył to pan?

— Chyba nie.

— Jeśli to protony powodują uszkodzenia, można chronić satelity nadprzewodzącymi osłonami antyradiacyjnymi, tak jak statki kosmiczne.

Yamagata ściągnął brwi.

— Skąd pan wie o istnieniu nadprzewodzących osłon antyradiacyjnych? Zmarł pan na długo przed tym, jak statki międzyplanetarne zaczęły ich potrzebować.