Выбрать главу

— Pamiętajcie — oznajmił Carnaby, układając swe chude, pokryte błękitnymi żyłkami dłonie na stole przed sobą — że za każdym razem, kiedy ateiści znajdują jakąś nową formę życia w kosmosie, ludzie tracą część swojej wiary. Nawet ci, którzy twierdzą, że istnienie życia pozaziemskiego to dowód na to, że Biblia się myli!

— Bluźnierstwo! — syknął jeden z młodszych diakonów.

— Naukowcy wyślą ekspedycję na Merkurego — mówił dalej Carnaby — i potwierdzą odkrycie Moliny. Ogłoszą tryumfalnie odkrycie nowej formy życia w miejscu, gdzie nie spodziewano się niczego znaleźć. Znowu większa liczba Wiernych porzuci wiarę.

O’Malley objął rękami swoje potężne ramiona.

— Nie, jeśli Danvers wykaże, że naukowcy się mylą. Jeśli ogłosi, że to nieprawda.

— Taka więc będzie jego prawdziwa misja — zgodził się Carnaby. — Robić wszystko, co jest konieczne, żeby zakwestionować opinię naukowców.

Diakon po lewej, młody i nadal niewinny, zamrugał niepewnie.

— Ale jak? Jeśli naukowcy przedstawią dowody, że na planecie istnieje życie…

— Więc Danvers musi zakwestionować ten dowód — warknął poirytowany Carnaby. — Powinien podważyć ich odkrycia.

— Nie rozumiem, jak…

O’Malley wyciągnął rękę i poklepał młodego człowieka po ramieniu.

— Danvers to wojownik. Próbuje się z tym nie zdradzać, ale ma duszę wojownika. Znajdzie jakiś sposób, żeby podważyć twierdzenia naukowców, jestem tego pewien.

Diakon po prawej zrozumiał.

— Nie musi udowadniać, że naukowcy się mylą, wystarczy jeśli rzuci cień wątpliwości, by Wierni mogli je odrzucić.

— A poza tym — rzekł Carnaby — najlepiej byłoby, gdyby wykazał, że ci bezbożnicy cały czas kłamią.

— To spore zamówienie — uśmiechnął się O’Malley.

Carnaby nie odwzajemnił uśmiechu.

ORBITA WOKÓŁ MERKUREGO

Kapitan Shibasaki dopuścił się wygłoszenia ironicznego żartu w obecności swojego pracodawcy.

— Niezły tłok się tu zrobi — rzekł z kamienną twarzą.

Yamagata nie zwrócił uwagi na tę próbę zaprezentowania cierpkiego poczucia humoru. Stojąc obok kapitana na mostku Himawari z powagą obserwował ekran, na którym widniały dwa statki, nieomal jednocześnie wchodzące na orbitę wokół Merkurego.

Jednym z nich był frachtowiec Urania, składający się z okrągłego modułu załogowego, silników jonowych i kilkunastu potężnych kontenerów przyczepionych do jego długiej osi. Urania przewoziła sprzęt, który w rzeczywistości okaże się zbędny, jeśli naukowcy zakażą dalszej działalności komercyjnej na Merkurym. Leciała nim także żona Moliny, na które to wydarzenie Yamagata pozostawał doskonale obojętny.

Drugim pojazdem był szybki statek z napędem fuzyjnym Brudnoy, który wystartował z Ziemi z przyspieszeniem pół g, dzięki czemu naukowcy z MKU i biurokraci z MUA przylecieli na Merkurego w trzy dni. Yamagata żałował, że nie przestał przyspieszać i nie wpakował się prosto w Słońce. Niestety, wyhamował z gracją i zajął orbitę podobną do orbity Himawari. Przez główny bulaj mostka Yamagata widział, jak statek o kształcie dzwonu powoli obraca się na tle upstrzonej gwiazdami pustki kosmosu.

— Urania prosi o wysłanie wahadłowca, który ma przewieźć panią Molina — odezwał się Shibasaki, cicho i z szacunkiem.

— Zastanawiają się też, czy otrzymają pozwolenie na wyładowanie kontenerów z ładunkiem.

Yamagata splótł ręce za plecami.

— Równie dobrze mogą je zostawić na orbicie — mruknął. — Nie ma sensu sprowadzać ich na powierzchnię, dopóki się nie dowiemy, czego chcą naukowcy.

— A pani Molina?

— Proszę wysłać po nią wahadłowiec. Sądzę, że pan Molina będzie rad z przybycia żony.

— Dwóch naukowców z Brudnoy także prosi o pozwolenie na wejście na pokład i spotkanie się z panem — dodał niepewnie kapitan.

— Kolejne gęby do wykarmienia — mruknął Yamagata.

— I dwóch pastorów z Nowej Moralności. Asystenci biskupa Danversa.

Yamagata rzucił kapitanowi niechętne spojrzenie.

— Czemu nie przyślą przy okazji Mormońskiego Chóru Tabernakulum?

Kapitan ze wszystkich sił próbował powstrzymać wybuch śmiechu.

Molina poleciał na pokład Himawari natychmiast, gdy tylko skończył wstępne badanie skał w bazie na Merkurym. Znalazłszy się na pokładzie orbitującego statku, zamknął się w sterylnym laboratorium, z którego Yamagata uprzejmie pozwolił mu korzystać i spędzał całe tygodnie na badaniu swoich cennych skał.

Im dłużej je badał, tym bardziej rosła jego ekscytacja. Zawierały nie tylko związki PAH, węglany i siarczki. Kiedy zaczął oglądać próbki pod tunelowym mikroskopem skaningowym, dostrzegł malutkie struktury przypominające skamieliny żyjących dawno temu nanobakterii: pofałdowane stożki i spiralne sferoidy. Życie! Może od dawna wymarłe, ale kiedyś na Merkurym istniały organizmy żywe! Może nadal istnieją!

Przerywał prace tylko po to, żeby zjeść coś w biegu albo wysłać kolejny zbiór danych do biuletynu astrobiologicznego. Nie zażywał żadnych środków poprawiających sprawność umysłową; bynajmniej nie dlatego, żeby uważał, iż są uzależniające albo mają poważne skutki uboczne, po prostu zostały mu ostatnie sztuki z zapasu i wolał je zachować na czarną godzinę. Spał, kiedy już nie był w stanie utrzymać się na nogach, szedł do swojej kajuty powłócząc nogami i padał na koję, a potem szedł do laboratorium, gdy tylko zdołał otworzyć oczy, wziąć prysznic i wciągnąć na siebie czysty kombinezon.

Dopiero wiadomość, że za godzinę na pokład Himawari przybędzie jego żona, oderwała go od pracy. Przez całe tygodnie ignorował wszystkie wiadomości z wyjątkiem wysyłanych przez Międzynarodowe Konsorcjum Uniwersytetów. Przyjmował pochwały i odpowiadał na pytania; nie miał czasu na prywatne wiadomości od żony.

O mało nie przeżył szoku ze zdumienia; zrozumienie, co do niego mówi technik łączności zajęło mu dobrą chwilę.

— Lara? Tutaj? — spytał technika, którego oblicze widniało na ekranie ściennym kajuty.

Dopiero kiedy upewnił się, że wszystko dobrze zrozumiał, z ociąganiem zdjął przepocony kombinezon i ruszył do łazienki.

— Co ona tu robi? — zadawał sobie pytanie stojąc w strugach parującej wody. — Dlaczego przylatuje? Co się stało?

Ku zaskoczeniu Moliny, Yamagata sam czekał przy śluzie, gdy Molina tam dotarł, na kilka chwil przed przybyciem jego żony.

— Powinienem być na pana zły — rzekł Yamagata z uśmiechem, który miał świadczyć o czymś zupełnie przeciwnym.

— Zły? — Molina był szczerze zaskoczony. — Dlatego, że na Merkurym jest życie?

— Bo pańskie odkrycie może zrujnować moje przedsięwzięcie.

Molina spróbował odwzajemnić uśmiech, zadowolony z siebie.

— Obawiam się, że wielkiej wagi odkrycia naukowe są ważniejsze od zysków w biznesie. To główna zasada Międzynarodowego Urzędu Astronautycznego.

— Tak — odparł Yamagata zdawkowo. — Zapewne tak jest.

Głośnik w metalowej grodzi ogłosił, że wahadłowiec z powodzeniem połączył się ze śluzą powietrzną Himawari. Molina znów zaczął się zamartwiać powodem przyjazdu Lary. Zobaczył, że światełka wskaźników na panelu wbudowanym w grodź zmieniły barwę z czerwonego na pomarańczowy, a wreszcie na zielony. Rozległo się trzaśniecie i klapa zaczęła się otwierać.