Pytanie to nie przestawało go jednak nurtować: czy będę miał dość determinacji, dość siły i uporu, by wprowadzić ten szalony plan w życie?
Wreszcie uwolnił się ze wszystkich części skafandra, odzieży spodniej i butów, i stał w pokrytym plamami potu błękitnym kombinezonie, z wyszytym na piersi emblematem rodziny i korporacji, białym żurawiem w locie. Odprawił podwładnych szorstkim gestem. Skłonili się i mruknęli coś z szacunkiem, gdy Yamagata odwrócił się i ruszył korytarzem prowadzącym do jego prywatnej kajuty z gorącym prysznicem.
Yamagata był potężnie zbudowanym mężczyzną, mierzył ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i nie wyglądał na więcej niż pięćdziesiąt lat, dzięki terapii odmładzającej. W młodości był smukły jak samurajski miecz, ale lata dobrobytu w pierwszym życiu zmiękczyły jego rysy i zaokrągliły ciało oraz twarz. Rak wyżarł większość z tego, a lata spędzone w klasztorze zapewniły mu szczupłą sylwetkę. Kiedy jednak opuścił Himalaje, by rozpocząć swoje trzecie życie, szybko znów zaczął odnajdywać przyjemność w jedzeniu i piciu. Teraz ponownie miał lekko pulchne kształty, a jego przemoknięty, poplamiony kombinezon już zaczynał uwypuklać te krągłości. Miał okrągłą twarz pociętą licznymi zmarszczkami od częstego uśmiechania się. W swoim pierwszym życiu Yamagata śmiał się wiele, choć w latach, które spędził na pokucie i wyrzeczeniach, w kamiennej fortecy łamów, wysoko w Himalajach, śmiech był rzeczą cenną i rzadką.
Odświeżony po wyjściu spod prysznica, odziany w idealnie czystą koszulkę i modne ciemne spodnie, Yamagata ruszył na mostek statku. Pomyślał o odwiedzeniu swoich gości, ale uznał, że zobaczy ich później, przy obiedzie. Gdy tylko wkroczył na mostek przez otwartą klapę, japońska załoga stanęła na baczność z szacunkiem.
Yamagata machnął ręką, by wrócili do swoich obowiązków, i zwrócił się do kapitana.
— Czy jesteśmy gotowi do wysłania lądownika na powierzchnię planety?
Kapitan usiłował przybrać obojętny wyraz twarzy, ale dla Yamagaty było oczywiste, że ten pomysł mu się nie podoba.
— Sir, nie ma potrzeby, by schodził pan na powierzchnię — rzekł, prawie szeptem. — Mamy na statku wszystkie niezbędne urządzenia automatyczne…
— Rozumiem — rzekł Yamagata, uśmiechając się, by dać kapitanowi do zrozumienia, że nie poczuł się urażony z powodu jego niechęci. — Mimo to chciałbym zobaczyć instalację na własne oczy. Znajduje się koło bieguna północnego, jak rozumiem.
— Tak jest, sir. Borealis Planitia.
— Koło krateru Goethego — rzekł Yamagata.
Kapitan wysunął podbródek w geście oznaczającym uznanie dla znajomości geografii u Yamagaty, ale mruknął:
— Na dole jest dość nieprzyjemnie, sir.
— Tak słyszałem. Ale wygoda osobista to nie wszystko, wie pan. Mój syn, Nobuhiko, uwielbia jazdę na nartach. W życiu nie będę w stanie zrozumieć, po co ktoś miałby ryzykować życiem i kośćmi dla przyjemności zsuwania się z góry po śniegu, w zimnie i wilgoci, ale on to kocha.
Kapitan pochylił głowę, po czym dodał ostrzegawczym tonem:
— Hm… to, co się dzieje na dole, określa się jako Piekło Dantego, sir.
BAZA DANYCH
Najbliższa Słońcu planeta, Merkury, to mały, jałowy, gęsty, pozbawiony powietrza, trawiony żarem glob.
Przez całe stulecia astronomowie uważali, że w swoim ruchu wokół Słońca Merkury nie obraca się wokół własnej osi i jest zwrócony do niego cały czas tą samą stroną, zaś druga zawsze pogrążona jest w ciemnościach. Sądzili, że strona zwrócona do Słońca musi być najgorętszą powierzchnią planetarną w Układzie Słonecznym, zaś ciemna strona musiała zamarznąć do temperatury bliskiej zera absolutnego.
Tak jednak nie jest. Merkury obraca się powoli wokół własnej osi, a wykonanie jednego obrotu zajmuje mu 58,6 dnia. Jego rok — czas obiegu wokół Słońca — to 87,97 ziemskiego dnia.
Powoduje to dziwną sytuację. Prędkość obrotowa Merkurego to prawie pięćdziesiąt dziewięć ziemskich dni, czyli dokładnie dwie trzecie planetarnego roku. Osoba stojąca na powierzchni planety widziałaby, jak wielkie Słońce przemieszcza się ze wschodu na zachód po ciemnym, pozbawionym powietrza niebie, ale znacząco zwalnia, po czym zmienia bieg i rusza znów na wschód, by ponownie rozpocząć wędrówkę na zachód. W niektórych miejscach na Merkurym Słońce wschodzi na krótko, po czym znów znika za horyzontem, by ponownie wzejść na całą resztę merkuriańskiego dnia. Po zachodzie Słońce znów wyziera na chwilę zza horyzontu, po czym chowa się na resztę nocy.
Licząc merkuriański dzień od chwili, gdy Słońce pojawi się w zenicie (lokalne południe) do chwili, gdy następnym razem osiągnie ten sam punkt, otrzymamy wartość sto siedemdziesiąt sześć ziemskich dni. Mierząc dzień od południa do południa, dochodzimy do wniosku, że merkuriański dzień jest dwa razy dłuższy niż jego rok!
Słońce na merkuriańskim niebie jest ogromne. Wygląda na dwa razy większe niż widziane z Ziemi, i to z najbardziej oddalonego punktu zakrzywionej orbity, a trzy razy większe — z położonego najbliżej Słońca.
I jest tam gorąco. Temperatury dzienne przekraczają 400°C, osiągają czterokrotną wartość temperatury wrzenia wody, a to temperatura wystarczająca do stopienia cynku. W nocy temperatura spada do 135°C poniżej zera, gdyż nie ma tam atmosfery, która zatrzymywałaby ciepło dnia; wypromieniowuje ono w kosmos.
Ze średnicą jedynie 4879 kilometrów, Merkury jest najmniejszą planetą w Układzie Słonecznym, nie licząc odległego Plutona. Jowisz i Saturn mają księżyce większe od Merkurego. Planeta jest większa od Księżyca Ziemi o trochę więcej niż jedną trzecią.
Merkury jest jednak gęstą planetą, z dużym żelaznym jądrem i stosunkowo cienką skorupą planetarną zbudowaną ze skały opartej na krzemie. Przyczyną tego jest prawdopodobnie fakt, że planeta powstała blisko Słońca i większość krzemianów osiągnęła zbyt wysoką temperaturę, by ulec zagęszczeniu i przejściu w stan stały; pozostały w stanie gazowym i zostały wywiane z wiatrem słonecznym, przez co na budowę planety nie zostało już wiele materiału, poza żelazem i innymi metalami.
Inna możliwość to taka, że większa część skalistej skorupy Merkurego została zdmuchnięta w przestrzeń kosmiczną przez uderzenie wielkiej asteroidy, u zarania historii Układu Słonecznego. Zniszczona, pozbawiona powietrza powierzchnia Merkurego przypomina w dużym stopniu powierzchnię Księżyca, dając świadectwo bezlitosnego bombardowania asteroidami i większymi planetezymalami, które pędziły przez Układ Słoneczny ponad miliard lat temu. Basen Caloris to wielka niecka otoczona okrągłym pierścieniem łańcuchów górskich, o średnicy jakichś 1300 kilometrów. Ten gigantyczny krater, pozostały po zderzeniu, stanowi punkt zbiegu linii uskoków przecinających skalistą powierzchnię planety na długości setek kilometrów.
W Merkurego uderzyła asteroida o średnicy jakichś stu kilometrów, prawie cztery miliardy lat temu, żłobiąc Basen Caloris i wysyłając w przestrzeń większość skalistej skorupy planety.
Mimo straszliwego żaru od pobliskiego Słońca, w regionach polarnych planety istnieje woda. Komety lodowe, które uderzyły w planetę, utkwiły w kraterach w pobliżu biegunów, gdzie światło słoneczne nigdy nie dociera. Podobnie jak na Księżycu, lód jest dla ludzi i ich maszyn bezcennym bogactwem.
PIEKŁO DANTEGO
Yamagata poleciał małym wahadłowcem na pozbawioną powietrza powierzchnię planety, w samej koszulce, przypięty do ergonomicznie wyściełanego fotela, znajdującego się tuż za fotelami pierwszego i drugiego pilota. Ludzie byli w gruncie rzeczy zbędni jako piloci; wahadłowiec mógł lecieć sterowany wyłącznie przez automatycznego pilota, ale kapitan Himawari uparł się, by jego znakomitemu pracodawcy towarzyszył nie jeden człowiek, ale aż dwóch.