Выбрать главу

— Pan zdecydował? — warknął Yamagata.

— Jestem niezależnym wykonawcą, panie Yamagata. Ci ludzie to moi pracownicy, nie pańscy.

— Ach, tak — odparł Yamagata, odzyskując panowanie nad sobą. — Oczywiście.

— Rzecz jasna, chcę wykonywać moją pracę dla pana możliwie najlepiej. A to oznacza utrzymywanie kosztów całego przedsięwzięcia na możliwie najniższym poziomie.

— O ile sobie przypominam, zaoferował pan najniższą cenę ze wszystkich firm inżynieryjnych, które braliśmy pod uwagę, znacząco niższą.

— Szczerze mówiąc — oświadczył Alexios, uśmiechając się lekko — celowo zaniżyłem kwotę. Tracę na tym przedsięwzięciu.

Yamagata uniósł brwi w zdumieniu.

— Jestem dość majętny. Mogę sobie pozwolić na mały kaprys.

— Kaprys? Żeby przylecieć na Merkurego?

— Żeby pracować z wielkim Saito Yamagata.

Yamagata przyglądał się dziwnej, asymetrycznej twarzy Alexiosa. Wyglądało na to, że ten człowiek mówi całkowicie poważnie; nie wyczuł żadnej nutki sarkazmu. Pochylił lekko podbródek w uznaniu komplementu. Zbliżyli się do końca rzędu konsoli. Yamagata dostrzegł tam metalowe drzwi w przepierzeniu przed nimi, z wypisanym na nim imieniem „D. ALEXIOS”. Poniżej ktoś próbował zamazać napis, ale zrobił to tak nieudolnie, że nadal był on widoczny: „Oto ten, któremu należy być posłusznym”.

W biurze Alexiosa było nieco chłodniej i o wiele ciszej. Izolacja akustyczna, pomyślał z wdzięcznością Yamagata, uciskając swoje bolące skronie, gdy siadał na małym, sztywnym krześle. Alexios przysunął sobie podobne krzesło i usiadł obok niego, o wiele bliżej niż Yamagata uważał za właściwe. Niesymetryczna twarz mężczyzny niepokoiła go.

— Czy życzy pan sobie czegoś do picia? — spytał Alexios, przyglądając się uważnie pokrytej potem twarzy Yamagaty.

— Herbaty? Może czegoś mocniejszego?

— Wystarczy woda, najlepiej zimna — Yamagata czuł, że kombinezon przykleił mu się do spoconych żeber.

Biuro było malutkie, ledwo mieściły się w nim cztery proste krzesła. Nie było tam biurka ani żadnych innych mebli z wyjątkiem małego pustego stołu i pękatej pokojowej lodówki z malowanego aluminium. Alexios podszedł do niej i wyjął ceramiczną butelkę bez żadnych napisów.

Podając ją Yamagacie, wyjaśnił:

— Miejscowy produkt. Merkuriańska woda, prosto z pobliskiej jamy lodowej.

Yamagata zawahał się.

— Oczywiście przepuszczamy ją przez filtry — dodał Alexios z krzywym uśmiechem. — Zostawiamy w niej tylko trochę dwutlenku węgla.

Yamagata ostrożnie pociągnął łyk. Była zimna, gazowana, bardzo smaczna. Wypił więcej.

Jedyny stół w pokoju znajdował się za Alexiosem, nie było więc gdzie odstawić butelki. Yamagata postawił ją więc na podłodze i zauważył, że jest pokryta płytkami, ale był to plastik robiący wrażenie miękkiego w dotyku.

— A teraz — rzekł, gdy postawił butelkę u swoich stóp — jak wygląda sytuacja? Jakie są podstawowe problemy?

Alexios odchylił się na krześle i wziął ze stołu palmtopa. Na ściance po prawej stronie Yamagaty pojawił się płaski ekran ścienny.

— To jest Merkury — zaczął Alexios. — Szare kółko w środku. Te niebieskie podłużne kształty orbitujące wokół planety to pierwsze cztery satelity energetyczne, zbudowane w Selene i przyholowane tutaj.

— A dalszych sześć właśnie leci z Księżyca — wtrącił Yamagata.

— Zgadza się — rzekł Alexios. Na ekranie pojawiło się sześć podłużnych kształtów, skupionych w prawym górnym rogu.

— Zatem wszystko idzie zgodnie z planem. Kiedy zaczniemy sprzedawać energię elektryczną?

— Z tym jest problem.

Yamagata doskonale wiedział, przynajmniej rozumowo, że żadne przedsięwzięcie nie przebiega bezproblemowo, ale mimo to poczuł skurcz w żołądku.

— Tak? W czym problem?

Przyczyna umieszczenia satelitów energetycznych na orbicie Merkurego — odparł Alexios — jest taka, że tutaj mogą pracować bardziej wydajnie. Będąc o dwie trzecie bliżej Słońca niż Ziemia, możemy skorzystać z większej energii, która…

— Tak, wiem o tym wszystkim — warknął niecierpliwie Yamagata. — Dlatego właśnie rozpocząłem ten projekt.

— Tak — przytaknął Alexios, ale jego uśmiech stał się bardziej gorzki. — Ale, jak mawiają, Pan daje i Pan odbiera.

— Co pan chce przez to powiedzieć?

— Sama intensywność promieniowania słonecznego poprawia wydajność paneli słonecznych tak wspaniale, że powoduje szybką degradację ogniw słonecznych.

— Degradację?

Obraz na ekranie ściennym zmienił się na wykres, na którym widniało kilka krzywych.

— Błękitna krzywa, ta na górze, przedstawia przewidywaną wydajność energetyczną ogniwa słonecznego na orbicie Merkurego — wyjaśnił Alexios.

Yamagata dostrzegł to sam. Żółta krzywa na początku miała przebieg zbliżony do niebieskiej, a potem gwałtownie opadała. Przyjrzał się poziomej osi wykresu i westchnął z niezadowoleniem.

— I jest tak źle zaledwie po sześciu tygodniach?

— Obawiam się, że tak — odparł Alexios. — Musimy wzmocnić ogniwa, ale to obniży ich wydajność.

— O ile?

— Moi ludzie właśnie nad tym pracują. Pozwoliłem sobie także przesłać te dane do centrali na Ziemi, żeby pańscy fachowcy sprawdzili obliczenia moich ludzi.

Yamagata opadł na małe krzesełko. To może doprowadzić do całkowitej katastrofy. Całkowitej!

Tak szybko, jak tylko mógł to uczynić z godnością, Yamagata wrócił na pokład Himawari znajdującego się na orbicie wokół Merkurego. Siedział ponuro w milczeniu w małym wahadłowcu, rozmyślając nad ponurymi nowinami przekazanymi mu przez Alexiosa. Z miejsca znajdującego się za fotelem pilotów przyglądał się Europejce i nie mógł się temu oprzeć. Tłumaczył sobie w duchu, że wykazanie zainteresowania przed jej przełożonym nie ma sensu. A była to piękna kobieta o wyraźnych rysach. Profil jej twarzy ujawniał wyraźną linię szczęki, kształtny nos, wysokie kości policzkowe. Pewnie ze Skandynawii, pomyślał Yamagata, miała ciemnobrązowe włosy i podobnej barwy oczy. Miała dopasowany, prawie ciasny kombinezon. Przyglądanie się jej kształtom sprawiało Yamagacie przyjemność.

Później, pomyślał, znajdę jej nazwisko w aktach osobowych. Być może nie odrzuci zaproszenia na drinka po kolacji, dziś wieczorem.

Kiedy jednak dotarli do jego pokoju recepcyjnego na pokładzie szybkiego statku, prawie o niej zapomniał. Jego kwatera była obszerna i dobrze utrzymana, pełna drobnych luksusów, jak pojedyncza kwitnąca piwonia w wazonie na rogu biurka i delikatny zapach wiosennego ogrodu wydobywający się z wylotów klimatyzacji.

Yamagata zdjął przepocony kombinezon, wziął szybki prysznic i owinął się granatowym jedwabnym kimonem. Gdy to zrobił, poczuł, że zebrał już całą odwagę, by zadzwonić do swego syna w centrali firmy w Nowym Kioto.

Ziemia znajdowała się w tej chwili po drugiej stronie Słońca, więc jego słowa będą musiały być przesyłane przez jeden z satelitów na orbicie okołosłonecznej. Zgodnie z informacją na pasku danych w dole ekranu ściennego Yamagaty, opóźnienie transmisji wyniesie jedenaście minut.

Przełączając rozmowę na jeden z prywatnych, szyfrowanych kanałów, Yamagata uświadomił sobie, że dwukierunkowa rozmowa jest niemożliwa. Ja będę mówił, a Nobu będzie słuchał, a potem odwrócimy ten proces.