Toshikazu leżał na łóżku, z oczami zamglonymi z bólu. Addie kazała Bracknellowi wyjść.
— Zawołam cię, jak mu się poprawi — rzekła.
Przez chwilę miał ochotę ją odepchnąć i wydusić z rannego całą historię, ale wziął głęboki oddech i wyszedł.
Przez całą noc rozmyślał o słowach Toshikazu. Zajrzał rankiem do ambulatorium, ale Addie nie wpuściła go poza poczekalnie.
— Niech odpoczywa — rzekła. — Z martwego nie będziesz miał żadnego pożytku.
Bracknellowi trudno było skupić się na pracy. Kapitan kilka razy skarcił go za brak uwagi. Potem nadeszła wiadomość z innego, szybkiego statku korporacji Yamagata o nazwie Hiryu. Bracknell zobaczył na ekranie konsoli łączności starszego Japończyka o siwych włosach zarzuconych na ramiona.
— Dowiedzieliśmy się, że potrzebna wam pomoc medyczna — rzekł siwowłosy mężczyzna. — Możemy dotrzeć do was za sześć godzin i zabrać rannego więźnia.
Bracknell miał ochotę powiedzieć mu, żeby nie zadawał sobie trudu; nie chciał, żeby Toshikazu zabrano z Alhambry, dopóki Bracknell wszystkiego się nie dowie. Czując jednak na sobie wzrok kapitana, posłusznie przełączył rozmowę na jego stanowisko. Po dwóch minutach uzgodnili, że Hiryu zabierze skazańca do centrum medycznego Selene.
— Hiryu — mruknął kapitan po zakończeniu rozmowy. — To chyba znaczy po japońsku „latający smok”.
Natychmiast po zakończeniu wachty Bracknell popędził korytarzem do ambulatorium. Addie nie było w poczekalni; zobaczył ją pochyloną nad łóżkiem Toshikazu. Z wyrazu jej udręczonej twarzy domyślił się, że jest bardzo źle.
— On umiera — rzekła.
— Leci po niego statek — rzekł Bracknell, rozdarty między chęcią usłyszenia całej historii Toshikazu, a humanitarnym odruchem zapewnienia mu właściwej pomocy medycznej.
— Będzie tu za niecałe cztery godziny.
— Dzięki bogom — mruknęła Addie.
— Jest przytomny?
Skinęła głową. Bracknell przecisnął się obok niej i stanął przy łóżku rannego. Toshikazu miał otwarte oczy, był naszpikowany środkami przeciwbólowymi.
— Muszę wiedzieć — rzekł Bracknell, pochylając się nad nim. — Czego chcieli ci ludzie z Nowej Moralności? Co dla nich zrobiłeś?
— Pożeracze — wyszeptał Toshikazu.
Bracknell usłyszał jak Addie, stojąca za nim, wstrzymała oddech. Wiedziała, czym są pożeracze. Nanomaszyny, które rozbierały molekuły, rozbijały je atom po atomie. Pożeraczy rozbijających atomy białka używano jako narzędzia mordu.
— Żeby zniszczyć liny fulerenowe wieży? — spytał z naciskiem Bracknell.
— Pożeracze są nielegalne — wtrąciła Addie. — Nawet w Selene.
— Ale zrobiłeś je, tak? — naciskał Bracknell.
Teraz wszystko rozumiał. Pożeracze zniszczyły konstrukcje wieży na poziomie geostacjonarnym. Dlatego właśnie dolna część runęła, a górna odleciała w kosmos. A dowody leżały na dnie atlantyckiego rowu, zalewane gorącą magmą wylewającą się prosto w oceaniczne wody.
— Zrobiłem… dla nich… pożeracze… — wyznał Toshikazu z zamkniętymi oczami.
— Zrobiłeś pożeracze dla ludzi Kwiecistego Smoka? — do pytywał się Bracknell. — Czy Nowej Moralności?
Toshikazu próbował machnąć przecząco ręką.
— Dla żadnych z nich… to byli… tylko agenci…
— Czyi agenci?
— Yamagaty.
Bracknell patrzył na umierającego. Yamagata Corporation. Oczywiście! Podniebna wieża zagroziłaby międzyplanetarnej korporacji.
— Yamagaty — powtórzył Toshikazu. — Byłem ostatni… który wiedział…
Addie spojrzała na Bracknella.
— Teraz my też wiemy.
— Nie! — wyszeptał Toshikazu. — Niczego… wam… nie po wiedziałem. Niczego. Umarłem… i niczego nie powiedziałem. Jeśli się dowiedzą…
Zamknął oczy. Głowa opadła mu na bok. A Bracknell wysyczał:
— Yamagata.
ZBRODNIA I KARA
Bracknell nadal przebywał w ambulatorium z Addie i nieprzytomnym Toshikazu, gdy wkroczyła ekipa ratunkowa z Hiryu, prowadzona przez kapitana Farada. Starszemu Japończykowi towarzyszyło dwóch muskularnych Azjatów, którzy delikatnie przenieśli Toshikazu na nosze i zabrali go.
Starszy mężczyzna został i poprosił Addie o kartotekę medyczną Toshikazu. Wyjęła chip z pudełka i podała mu.
Staruszek wysyczał coś w podziękowaniu, po czym zebrał dłonią długie włosy z twarzy i spytał:
— Czy na chipie są dane audio?
— Dane audio? — spytała Addie.
— Musiała pani do niego dużo mówić, kiedy się nim pani zajmowała — rzekł. — Czy te rozmowy są tu nagrane?
Spojrzała na Bracknella, który oznajmił:
— Większość czasu był nieprzytomny. Kiedy próbował coś mówić, i tak nie dało się go zrozumieć.
— Rozumiem. — Japończyk popatrzył na Addie, potem na Bracknella. — Rozumiem — powtórzył.
Kapitan Farad, niecierpliwy jak zawsze, spytał:
— Czy jeszcze czegoś pan potrzebuje?
Stary Japończyk pogładził podbródek, jakby się nad czymś zastanawiał.
— Nie — odparł w końcu. — Mam już wszystko, czego mi trzeba.
Wyszedł z kapitanem. Addie uśmiechnęła się.
— Chyba uratowaliśmy mu życie, Mance.
— Może — odparł, patrząc nadal na otwartą klapę, przez którą przeszedł kapitan ze starszym Japończykiem.
— Nie mamy tu już nic do roboty — rzekła Addie. — Idę do mojej kajuty i wezmę przyjemny, długi prysznic.
Bracknell pokiwał głową.
— Odprowadzisz mnie do domu? — spytała z uśmiechem.
Jej kajuta znajdowała się przy tym samym korytarzu co jego, kilkanaście metrów dalej. Kiedy dotarli do drzwi, Addie chwyciła go za rękę i wciągnęła do kajuty.
Zaczął protestować.
— Twój ojciec…
— …odprowadza ekipę ratunkową — przerwała mu Addie.
— A w mojej kajucie nie ma kamer. Sprawdziłam.
— Nie powinienem być z tobą sam na sam.
— Boisz się? — uśmiechnęła się psotnie.
— Do diabła, tak!
Kajuta bardzo przypominała jego własną: koja, wbudowane biurko i komoda, harmonijkowe drzwi do szafy i toalety.
Addie dotknęła panelu sterowania na ścianie i górne światło zgasło; została tylko nocna lampka.
— Addie, nie powinniśmy.
Słyszał bicie swojego serca i pulsowanie krwi. Stała przed nim, uśmiechając się tajemniczo.
— Nie podobam ci się, Mance? Chociaż trochę?
— To nie o to chodzi…
— Dziś są moje siedemnaste urodziny, Mańce. Z punktu widzenia prawa jestem już dorosła. I dość zamożna. Teraz mam dostęp do własnego posagu. Mogę sama decydować.
Sięgnęła do zamka swego kombinezonu i rozpięła go na całą długość. Dostrzegł, że nie ma na sobie biustonosza. Miała młode, pełne i kuszące ciało.
— Kocham cię, Mance — wymruczała, podchodząc do niego i zarzucając mu ręce na szyję.
Objął ją, przyciągnął do siebie i zaczął całować.
Po czym usłyszał trzask otwierających się drzwi. Do kajuty wpadł kapitan Farad, a zanim Bracknell zdołał odwrócić się, poczuł piekielny ból nastawionego na pełną moc paralizatora. Stracił przytomność i osunął się na podłogę.
Na pokładzie Hiryu niemłody zamachowiec przygotował ostatnią wiadomość dla Nobuhiko Yamagaty. Sam zaszyfrował przekaz, co trochę trwało, nawet z pomocą komputera statku.