Przebudowa kości istotnie wiąże się z pewnym dyskomfortem — przyznał niewzruszony Takeo. — Ale są dodatkowe korzyści: już nigdy nie będzie się pan musiał golić. Wyeliminowałem cebulki włosowe na pańskiej twarzy.
— Ale to piekielnie boli.
Takeo wzruszył ramionami.
— Taka jest cena.
Jeszcze tydzień, pomyślał Bracknell. Chyba tyle wytrzymam.
DANTE ALEXIOS
Marvin Pratt zmarszczył brwi na widok mężczyzny siedzącego naprzeciwko niego przy jego biurku.
— Pan jest kimś innym niż ten człowiek w szpitalu — oświadczył.
— Jestem Dante Alexios — rzekł Bracknell. — Przyszedłem w sprawie odszkodowania za katastrofę Alhambry.
— W takim razie kim był ten człowiek w szpitalu? — dopytywał się Pratt.
Alexios wzruszył ramionami. Były szczuplejsze niż u Bracknella.
— Pewnie jakiś włóczęga.
— Znikł — rzekł Pratt, a na jego twarzy pojawił się wyraz podejrzliwości. — Wyszedł ze szpitala i znikł.
— Mówiłem, jakiś włóczęga. O ile wiem, w Selene istnieje cała podziemna społeczność. Przestępcy, bezdomni, wszelkiej maści dziwacy ukrywający się w tunelach.
Pratt odchylił się lekko w fotelu i wolno wypuścił powietrze przez zęby, porównując twarz siedzącego przed nim mężczyzny z twarzą Dantego Alexiosa na ekranie. Obaj mieli bladą skórę i ciemne włosy; oblicze na ekranie miało kilkudniowy zarost, a ten człowiek był ogolony na gładko. Miał wrażenie, że z jego twarzą jest coś nie w porządku, jakby dwie połówki do siebie nie pasowały. Jego uśmiech był jakiś wymuszony i nienaturalny.
Ale wzorce siatkówki tych ciemnobrązowych oczu pasowały do danych w komputerze. Tak samo odciski palców i wzór małżowin usznych.
— Jak pan przeżył tę eksplozję? — spytał Pratt, usiłując zadać to pytanie tonem, w którym nie było słychać oskarżenia.
Alexios odparł bez wahania:
— Byłem na zewnątrz, przeprowadzałem rutynową konserwację silników sterujących, kiedy oba statki nagle wybuchły. Odlatywałem w kosmos przez kilka dni. Byłem bliski śmierci.
— Ktoś pana uratował?
— Inny frachtowiec, Dubaj, lecący w stronę Pasa. Po ośmiu dniach przesiadłem się na statek lecący tutaj, Seitz, i wczoraj przy byłem do Selene. I skontaktowałem się z pańskim biurem.
Pratt miał minę, jakby nie wierzył ani jednemu słowu, i zadał sobie sporo trudu weryfikując tę historyjkę. Alexios zapłacił obu kapitanom za te drobne kłamstwa sporo pieniędzy, pożyczając je od Takeo i obiecując, że zapłaci lekarzowi za wszystko, kiedy już dostanie odszkodowanie.
— Ten drugi człowiek, ten z amnezją — rzekł Pratt nieufnie — także był rozbitkiem z Alhambry.
— W takim razie to musiał być jakiś skazaniec — odparł Bracknell błyskawicznie. — Kapitan Farad uwielbiał pakować wichrzycieli do skafandrów i wyrzucać na zewnątrz na linie, aż nauczyli się zachowywać potulnie.
— Rozumiem — rzekł Pratt i dodał po chwili: — Ma pan ogromne szczęście, panie Alexios, Doskonale zdaję sobie z tego sprawę!
Z wyrazem skrajnego obrzydzenia Pratt wydał przez telefon polecenie wypłaty odszkodowania dla Dantego Alexiosa.
— Czy mogę spytać — odezwał się Alexios — ile tego, hm, jest?
Pratt spojrzał na ekran.
— Dwanaście przecinek siedem miliona nowych międzynarodowych dolarów.
Brwi Alexiosa powędrowały w górę.
— Aż tyle?
— Co zamierza pan zrobić z pieniędzmi?
Alexios wziął głęboki oddech.
— Cóż, mam trochę długów do spłacenia. A potem… nie wiem, może założę własną firmę inżynieryjną.
Zaskoczył Takeo płacąc mu pełną kwotę za operację plastyczną. Potem Dante Alexios otworzył małą konsultingową firmę inżynieryjną w Selene. Zaczynał od prac charytatywnych i usług dla społeczności, jak zaprojektowanie nowej stacji oczyszczania wody dla rosnącej populacji Selene, gdzie przybywali emeryci z Ziemi. Pierwszym zleceniem, za które mu zapłacono, była budowa nowej wyrzutni masy na Mare Nubium, skąd miano katapultować ładunki księżycowego helu-3 dla złaknionych paliwa elektrowni fuzyjnych na Ziemi. Zaczął się uczyć, jak wykorzystywać nanotechnologię. Ależ one są piekielnie użyteczne, te maszynki, powtarzał sobie z drwiącym uśmiechem.
Po dwóch latach był już doskonale znany w Selene dzięki swoim usługom i umiejętnościom. Po czterech latach zdobył już bogactwo dzięki własnej pracy i podpisał tyle kontraktów, że mógł zatrudnić niewielką, ale stale rosnącą grupę inżynierów i pracowników biurowych. Często myślał o powrocie na Ziemię i odnalezieniu Lary, ale oparł się tej pokusie. Ta część jego życia była już zamknięta. Nawet nienawiść do Victora i Danversa wygasła. Nie było już nic do zrobienia. Pragnienie zemsty zbladło, choć nadal odczuwał wściekłość, gdy przypominał sobie o ich zdradzie.
Zamiast więc polecieć na Ziemię, Dante Alexios wygrał kontrakt na budowę kompletnej stacji badawczej na Marsie, nowej bazy w gigantycznej okrągłej niecce na południowej półkuli, zwanej Hellas. Poleciał na Marsa, żeby osobiście nadzorować budowę.
Mieszkał na placu budowy, w towarzystwie specjalistów od nanotechnologii i kilku naukowców, którzy mieli mieszkać i pracować w bazie po jej ukończeniu. Spacerował po piaskach barwy żelaza na czerwonej planecie i oglądał odległe, blade Słońce na pozbawionym chmur niebie barwy karmelu. Na tym pustym globie czuł spokój i harmonię, patrząc na skaliste wzgórza, strzępiaste kaniony i wijące się koryta dawnych rzek.
Nie zepsuliśmy jeszcze tego świata, powtarzał sobie. Jest tu tylko garstka ludzi, za mało, żeby wyszarpywać sobie tę planetę po kawałku i zmienić wszystko, jak to zrobiliśmy na Ziemi, czy jak robimy na Księżycu.
Wiedział wszakże, że sam ma w tym udział; pomógł w rozbudowie ludzkich siedzib na martwej, spękanej powierzchni Księżyca. Mars był jednak czymś innym. Tu kiedyś kwitło życie. Dawno temu rasa inteligentnych istot zbudowała swoje domy i świątynie na ścianach wysokich wąwozów, na klifach. Alexios dostał zezwolenie na zwiedzanie ruin domostw na klifie od naukowców prowadzących prace badawcze.
Ci którzy zbudowali te wioski, uprawiali rośliny w dolinach, zginęli w katastrofie na skalę całej planety, katastrofie, na którą nie mieli wpływu, a która zniszczyła życie na czerwonej planecie, unicestwiła większość atmosfery, błyskawicznie zamroziła tę planetę zmieniając ją w suchą, zapyloną, globalną pustynię. Naukowcy sądzili, że na równinie Hellas będzie można znaleźć kluczowe wiadomości na temat katastrofy, która pozbawiła Mars życia sześćdziesiąt pięć milionów lat temu, tej samej katastrofy, która unicestwiła dinozaury i połowę wszystkich gatunków żyjących na Ziemi.
Alexios czuł wielką pokorę, gdy przez szybkę skafandra oglądał rozpadające się ruiny marsjańskiego domostwa na klifie. Życie można zniszczyć tak łatwo. Jak kosmiczna wieża, która runęła, pozbawiając życia miliony ludzi, niszcząc w mgnieniu oka czyjeś nadzieje i pracę.
Wracając do prawie gotowej bazy w Hellas dumał nad swoim losem. Gdy rakietowy skoczek, którym leciał, przelatywał nad potężnym, okrągłym zagłębieniem, Alexios wyjrzał przez kwarcowe okno i poczuł dumę. Baza zajmowała obszar kilku kilometrów kwadratowych na dnie olbrzymiego krateru: kopuły, tunele i wijące się ślady wielu pojazdów. Dzieło mojego umysłu, powiedział sobie w duchu z dumą. Baza jest prawie gotowa i to ja tego dokonałem. Ja ją stworzyłem. Z małą pomocą moich nanoprzyjaciół. Podobnie jak kosmiczną wieżę, odezwał się jakiś głos w jego głowie.