— Tak! I chcę odebrać mu ciebie. To dla ciebie to wszystko zrobiłem.
— Och, mój Boże — jęknęła.
— Kochałaś mnie, wiem, że tak. Mówiłaś, że chcesz być ze mną. Więc teraz możemy…
— A Elliott? Co on ci zrobił?
Czując, jak wzbiera w nim gniew, Alexios odparł:
— To on wpadł na pomysł zniszczenia wieży. On i Nowa Moralność, bo nienawidzą nanotechnologii. Jak zresztą wszystkiego, czego nie ma w Starym Testamencie.
— Zniszczenia wieży?
— To był sabotaż. Zburzono ją specjalnie. Nie obchodziło ich, ilu ludzi pozabijają, po prostu chcieli zburzyć wieżę. I mnie razem z nią.
Spojrzała na niego.
— Chcesz powiedzieć, że Victor pomógł w zniszczeniu wieży?
— Nie, nie przypuszczam. Nie wiem. Ale kłamał na moim procesie. Kłamał ochoczo, żeby cała wina spadła na mnie. Żeby wygnali mnie z Ziemi, a on miał ciebie na własność.
Lara potrząsnęła głową, delikatnym gestem.
— Nie mogę w to uwierzyć. Nie wierzę w ani jedno słowo!
— Ale to prawda! Co do słowa! Victor to przeklęty kłamca, a Danvers mu pomógł.
Opadła z powrotem na ławkę. Alexios wstał z kolan i usiadł obok niej.
— Wiem, że trudno to wszystko ogarnąć od razu. Ale ja naprawdę jestem Mance Bracknell. A przynajmniej kiedyś nim byłem. Teraz jestem Dante Alexios. Jestem dość zamożny i mógłbym ci zapewnić życie na Ziemi w dostatku. Victor mi ciebie zabrał. A teraz chcę mu ciebie odebrać.
— On jest moim mężem — odparła nieśmiało.
Spojrzał jej prosto w oczy. W słabym świetle nie dostrzegł w nich łez.
— Laro, nie powiesz mi chyba, że kochasz Victora tak samo jak mnie.
Milczała.
— Byliśmy dla siebie stworzeni — rzekł. — W chwili, kiedy cię ujrzałem na nudnych zajęciach ze statystyki prowadzonych przez Chińczyka, który ledwo mówił po angielsku, beznadziejnie się w tobie zakochałem.
Przez długą chwilę milczała.
— Nie okazywałeś tego.
— Byłem nieśmiały. Nie wydało mi się możliwe, żeby ktoś taki jak ty w ogóle zwrócił na mnie uwagę.
Lara uśmiechnęła się lekko.
— Należymy do siebie, Laro. Rozdzielili nas na tyle lat, ale teraz znów możemy być razem.
Potrząsnęła lekko głową.
— Minęło zbyt wiele lat.
— Możemy zacząć na nowo — upierał się.
— To nie jest takie proste.
— Będzie proste, jeśli tylko zechcemy. Victor ma, na co zasłużył. Poza tym i tak jest skończony.
— On jest moim mężem — powtórzyła.
— On mi ciebie ukradł!
Odwróciła wzrok, po czym znów na niego spojrzała.
— Posłuchaj, Mance, Alexiosie, czy kim tam jesteś. Jestem żoną Victora Moliny. On jest ojcem mojego dziecka. Próbowałeś go zniszczyć…
— Zasłużył na to — mruknął Alexios, znów czując złość. — Zasłużył na coś jeszcze gorszego.
— Dzięki temu, co mi powiedziałeś, będzie go można uratować.
Alexios był zdruzgotany. Poczuł, jak ogarnia go fala mdłości.
— Wolisz jego ode mnie?
— Mance Bracknell jest martwy — rzekła Lara, chłodnym i bezbarwnym tonem. — I niech tak zostanie. To, co było, już nie wróci. Czy naprawdę myślisz, że mogłabym zostawić Victora i odejść z tobą po tym, co mu zrobiłeś?
— Ale on na to zasłużył!
— Nie. Nie zasłużył. A gdyby nawet tak było, jego żona powinna trwać przy nim i go wspierać. Dla dobra naszego dziecka, gdyby nie było innych powodów.
— Należysz do mnie!
— Nie. Moje miejsce jest przy mężu i synu, bez względu na to, co było dawniej.
— Ale… — Alexios nie wiedział, co powiedzieć. Wszystko poszło inaczej, niż to zaplanował. Wszystko.
Lara wstała.
— Zamierzam powiedzieć Victorowi o wszystkim. A potem McFergusenowi. Nie będę nic mówić o Bracknellu. Po prostu powiem, że przyznałeś się do podłożenia fałszywych dowodów.
— Dowiedzą się, kim jestem! — rozpaczał Alexios. — Odeślą mnie z powrotem do Pasa!
— Jeśli udowodnisz, że zawalenie się wieży było sabotażem, to nie. Jeśli tylko pomożesz władzom wytropić prawdziwych winowajców, którzy są odpowiedzialni za tę tragedię.
Stał przy niej, czując, jak drżą mu kolana i patrzył: odwróciła się gwałtownie i wyszła. Stał, skamieniały, patrząc, jak zamyka drzwi. Poczuł żar bijący od powierzchni Merkurego, nawet przez barwioną na ciemno szkłostal. Był jak gorący oddech przeznaczenia.
BAZA GOETHE
Wszystko poszło nie tak, jak miało pójść, powtarzał sobie Alexios, siedząc samotnie w skromnej kwaterze w bazie. Co za koszmar.
Lara, Victor i Danvers odlecieli na Ziemię statkiem, który przyholował z Selene sześć nowych satelitów energetycznych, Pewnie wszystko mu powiedziała, pomyślał Alexios. To tylko kwestia czasu: niedługo MUA albo jakaś inna instytucja przyśle tu ekipę dochodzeniową, która weźmie mnie w obroty. Jeśli tylko zaczną podejrzewać, że jestem kimś innym, niż ten za kogo się podaję, poddadzą mnie badaniu DNA. A jeśli odmówię, dostaną nakaz.
Wszystko skończone, powtarzał sobie. Skończone. To już nie jest ta Lara, którą znałem. Zmieniła się przez te lata.
Wstał i przyjrzał się swojemu odbiciu w zgaszonym ekranie ściennym. Ja też się zmieniłem, pomyślał. Chodził tam i z powrotem po malutkim biurze, rozmyślając, że nadal jest sam, w całym kosmosie. Lara już mnie nie kocha. W całym Układzie Słonecznym nie ma jednej osoby, którą obchodziłby mój los. Zostało mi jeszcze tylko jedno: dopaść Yamagatę i dokończyć zemstę. Odpłacić mu za to, co mi zrobił. A potem już nic nie będzie mieć znaczenia.
Zawahał się. Kiedy przyleci ekipa śledcza, mógłbym im wszystko opowiedzieć: Yamagata doprowadził do zniszczenia wieży, to on jest winien tej tragedii.
Jakiś drwiący głos odezwał się w jego głowie: i oni ci uwierzą? Twoje słowo przeciwko słowu Yamagaty? Gdzie dowody? Wymordował wszystkich, którzy byli jakoś związani z akcją sabotażową. Ostatni był Toshikazu, a mordercy popełnili samobójstwo, żeby nie było żadnych świadków.
Alexios wiedział, że uszkodzony koniec wieży znajduje się ponad cztery tysiące metrów pod powierzchnią Atlantyku, blisko pęknięcia, przez które przedostaje się gorąca magma spod skorupy ziemskiej. Wiedział, że nikt nie pośle ekspedycji, żeby szukała pozostałości nanomaszyn, które do tego czasu pewnie i tak przestały istnieć.
Wiedział także, że dla Saito Yamagaty wygodnie było rozgłaszać, że to jego syn kieruje korporacją. Był w klasztorze w Tybecie, kiedy zawaliła się wieża, przypomniał sobie Alexios. Tak, oczywiście, odezwał się znów głos w jego głowie, To on pociągał za sznurki, organizując ten morderczy spisek ze swojej pustelni w Himalajach. A teraz spróbuj wytłumaczyć przedstawicielom władzy, że tak było naprawdę.
Alexios potrząsnął głową. Nie. Nie zamierzam niczego tłumaczyć. Nikomu. Sam zajmę się Yamagatą. Zakończę to wszystko raz na zawsze.
Wydał polecenie połączenia go z Saito Yamagatą.
Na powierzchni planety Yamagatą czuł się nieswojo; Alexios domyślał się tego patrząc na wyraz jego twarzy, widocznej za szybką hełmu. Nie martw się, powtarzał w duchu. Nie będziemy tu długo. Tylko przez resztę twojego życia.
Dwóch mężczyzn jechało niskim, podskakującym na nierównościach traktorem po jałowej powierzchni planety, nurkując w płytkich kraterach i z wysiłkiem z nich wyjeżdżając, coraz dalej od bazy. Była noc; Słońce miało wzejść dopiero za godzinę, ale gwiazdy i delikatne światło zodiakalne oświetlały pustą powierzchnię chłodną, srebrzystą poświatą.