Выбрать главу

Do chwili, gdy kilka godzin później ostre promienie Słońca dosięgły blaszek radiatora jego skafandra.

OSTATNIE ŻYCZENIA

Idący przed Alexiosem Yamagata potknął się. Alexios wyciągnął ręce, chcąc chwycić odzianą w skafander postać, ale zareagował zbyt wolno. Yamagata poleciał do przodu, wolno, jak na filmie puszczonym w zwolnionym tempie, w niskiej grawitacji Merkurego, i uderzył o grunt: najpierw kolana, potem wyciągnięte ręce, na końcu korpus i odziana w hełm głowa.

Alexios usłyszał stęknięcie, jakby Yamagata otrzymał druzgocący cios. Rozpadlina była tu wąska: ledwie było miejsce, żeby stanąć obok leżącego człowieka, nie ocierając blaszkami radiatorów o strome skaliste ściany.

— Nic się panu nie stało?

— Gdyby mi się nic nie stało — odparł Yamagata — stałbym na własnych nogach, a nie leżał na brzuchu.

Dno szczeliny było teraz częściowo oświetlone bezpośrednimi promieniami słońca, potężny krąg słoneczny zawisł nad nimi jak gigantyczne, niemrugające oko, jak wylot rozżarzonego pieca. Mrugając, by pozbyć się kropli potu spływających do oczu, Alexios obejrzał plecak Yamagaty. Wyglądał na nieuszkodzony. Blaszki radiatora także. Żadnych obluzowanych przewodów.

— Chyba nie mogę ruszyć nogami — rzekł Yamagata.

— Pomogę panu wstać.

Niełatwo było schylić się w sztywnym skafandrze. Alexios próbował sięgnąć w dół i chwycić Yamagatę za ramię.

— Niech pan włoży ręce pod siebie i odepchnie się — za proponował. — Ja pomogę.

Obaj próbowali, sapiąc, jęcząc z wysiłku. Minęło kilka minut, a Yamagata nadal leżał na brzuchu, a Alexios opadł obok niego, wyczerpany, zupełnie bez sił.

— Tak… się… nie… da — wysapał.

— Krwawię z nosa — oznajmił Yamagata. — Musiałem uderzyć się o szybkę hełmu upadając.

— Odpocznijmy parę minut i spróbujmy jeszcze raz.

— Nie mam już sił.

Alexios odwrócił lekko głowę i spróbował wyssać trochę wody z rurki wewnątrz hełmu. Nic. Zatkała się albo wypił już cały zapas. Teraz pozbywam się jej w postaci potu, pomyślał.

— Powinno się wymyślić jakiś sposób odzyskiwania wody z potu i przetwarzania jej na wodę pitną — myślał głośno.

— Inżynier zawsze pozostanie inżynierem — zauważył Yamagata.

— Rzeczywiście, dużo nam z tego przyjdzie.

— Powinien pan jakoś zapisać ten pomysł — zaproponował Yamagata — żeby ci, co nas w końcu znajdą, mogli go wykorzystać.

— Biznesmen zawsze pozostanie biznesmenem — odciął się Alexios.

— Cóż, niedługo przestanę być czymkolwiek.

Alexiosowi było zbyt gorąco, czuł się też zbyt zmęczony, by się spierać. Ugotujemy się żywcem, pomyślał. Systemy podtrzymywania życia już się sypią.

— Jak pan sądzi, co nas zabije? — spytał Yamagata. — Odwodnienie czy brak powietrza?

Zaciskając oczy, by nie dostał się do nich żrący pot, Alexios odparł:

— Prawdopodobnie po prostu ugotujemy się w tym przeklętym żarze.

Yamagata milczał przez chwilę.

— Jak pan sądzi, czy baza wysłała już ekipę ratunkową?

— Teraz już pewnie tak. Tylko że najpierw będą namierzać traktor.

— Ale kiedy odkryją, że jest pusty…

Alexios marzył o tym, żeby oprzeć się o skalną ścianę, ale bał się uszkodzić blaszki radiatora.

— Zaczną nas szukać. Będą musieli to robić pieszo albo z wykorzystaniem traktorów. Zanim nas znajdą, będzie już po nas.

— Hm — mruknął Yamagata. — Jak pan sądzi, czy złapią sygnał naszych nadajników?

— W tej rozpadlinie? Mało prawdopodobne.

— Więc tu umrzemy?

— Na to wygląda.

Po kilku minutach Yamagata znów się odezwał:

— Czy zaspokoił pan swoje poczucie sprawiedliwości?

Alexios zastanowił się przez moment.

— Teraz czuję głównie, że jest mi gorąco. I jestem zmęczony. Śmiertelnie zmęczony. Zmęczony wszystkim.

— Ja także.

— Zemsta nie przynosi ukojenia — przyznał Alexios.

— Lepiej było zbudować statek międzygwiezdny.

— Lepiej było zbudować kosmiczną wieżę.

— Tak — przyznał Yamagata. — Lepiej budować niż niszczyć.

— Wzniosę za to toast.

Yamagata zachichotał cicho.

— Przydałaby się butelka dobrego szampana.

— Dobrze schłodzonego.

— Tak, dobrze zmrożonego, z bąbelkami.

— Nic z tego.

— Obawiam się, że istotnie nic.

— Może powinniśmy po prostu otworzyć skafandry i mieć to z głowy. Gotuję się w środku.

— Najpierw chciałbym nagrać moją ostatnią wolę i testament ale nie mogę dosięgnąć klawiatury. Pomoże mi pan?

Alexios westchnął, po czym przetoczył się na czworaki i podpełzł po kamienistym gruncie do wyciągniętej lewej ręki Yamagaty. Przemieszczenie się o dwa metry wymagało od niego całego wysiłku. W końcu dotarł do wyciągniętej ręki i nacisnął klawisz NAGRANIE na klawiaturze na nadgarstku. W słuchawkach usłyszał słaby trzask, po czym zapanowała cisza, kiedy wyłączyło się radio w skafandrze Yamagaty.

Leżąc na brzuchu, z głową tuż przy głowie Yamagaty, Alexios pomyślał, że to nie jest taki zły pomysł: ostatnia wola i testament. Ostatnim wysiłkiem przełączył radio skafandra na nagrywanie i zaczął mówić. Powoli, bo wyschło mu w gardle i chrypiał, ale nagrał swe ostatnie słowa dla kobiety, którą kochał.

Kiedy ekipa ratunkowa ich znalazła, jakieś dwanaście godzin później, Alexios i Yamagata nadal leżeli głowa przy głowie. Trzymali się za ręce dłońmi w rękawicach, prawa dłoń Alexiosa z lewą Yamagaty. Nie dało się określić, czy ścisnęli się za ręce w ostatnim, przyjacielskim uścisku, czy też ostatniej rozpaczliwej walce. Niektórzy z ratowników wybrali pierwszą możliwość, inni drugą.

Zespół spierał się o to, wioząc ich odziane w skafandry ciała do bazy Goethe. Stamtąd wysłano je na pokład Himawari. Zespół medyczny ogłosił, że obaj zmarli z odwodnienia. Umierając byli zaledwie pięć kilometrów od bazy Goethe.

Nagranie odnalezione w skafandrze Yamagaty zostało przesłane do jego syna, Nobuhiko, w Nowym Kioto. Nagranie Alexiosa otrzymała Lara Tierney Molina, w jej rodzinnym domu w Kolorado.

EPILOG: TESTAMENTY

Lara siedziała samotnie w starej sypialni rodzinnego domu w Kolorado, słuchając zachrypłego, skrzypiącego głosu Mance’a, słów, dzięki którym jej mąż zostanie oczyszczony z zarzutów. Mance wyznał wszystko: przybranie tożsamości Dantego Alexiosa, zabranie skał z Marsa i podrzucenie ich na Merkurego, zwabienie Victora na Merkurego i wciągnięcie go w pułapkę.

Teraz Victor będzie mógł odzyskać dobre imię, pomyślała. Nigdy nie pozbędzie się piętna całkowicie, ale przynajmniej będzie mógł udowodnić, że nie jest oszustem, a sam został oszukany. Będzie mógł ratować swoją karierę.

Wyjrzała przez okno i dostrzegła, że wieczorne cienie rzucają na odległe góry fioletowe plamy. Wiedziała, że Victor wkrótce wróci do domu. Zastanawiała się, dlaczego nie odczuwa radości, czy nawet ulgi, że koszmar Victora już się skończył. Domyślała się, czemu tak jest: z powodu Mance’a. Mance nie żyje. To już koniec.