Robert Forward zmarł prawie sto lat wcześniej. Był niepokornym fizykiem, zapuszczającym się na obszary, których większość naukowców unikała. Na wiele lat przed Duncanem i jego napędem fuzyjnym, który umożliwił w praktyce odbywanie podróży międzyplanetarnych, Forward badał możliwe zastosowania rakiet na antymaterię i napędów laserowych w podróżach międzygwiezdnych.
Yamagata zatrudnił zespół sprytnych inżynierów komputerowych, którzy zgromadzili wszystkie wykłady publiczne, jakie kiedykolwiek wygłosił Forward, wszystkie wystąpienia, wszystkie dzienniki, jakie napisał, i wprowadzili je do cyfrowej osobowości, którą można było wyświetlać w formie interaktywnego hologramu. Określający siebie „cyfrowymi mnichami” mężczyźni i kobiety z zespołu odnieśli olbrzymi sukces, Yamagata mógł rozmawiać z dawno zmarłym Forwardem, jakby ten znajdował się z nim w jednym pokoju.
System miał oczywiście pewne ograniczenia. Forward nigdy nie siedział, zawsze stał. Przechadzał się, ale tylko parę kroków we wszystkich kierunkach, bo obraz musiał się mieścić w obrębie stożka wyświetlanego przez projektor znajdujący się na suficie kajuty Yamagaty. I zawsze się uśmiechał. Bez względu na to, co Yamagata do niego mówił, Forward prezentował ten sam radosny uśmieszek na okrągłej, rumianej twarzy. Ten uśmiech czasem Yamagatę drażnił.
Na przykład teraz. Yamagata prezentował obrazowi Forwarda katastrofalne wyniki dotyczące wydajności ogniw, a hologram fizyka rozpromienił się w uśmiechu przyglądając się złym nowinom.
— Degradacja spowodowana promieniowaniem słonecznym, hm? — rzekł Forward, drapiąc się po pulchnym, podwójnym podbródku.
Yamagata skinął głową i próbował się nie krzywić na widok tego zawadiackiego uśmiechu.
— Obliczenia zostały sprawdzone? — dopytywał się Forward.
— Moi ludzie w Nowym Kioto właśnie je sprawdzają.
— Nie podejrzewał pan, że degradacja będzie aż tak poważna?
— Oczywiście nie.
Forward zaplótł ręce za plecami.
— Cóóóż — rzekł przeciągając to słowo — jeśli założymy, że obliczenia są poprawne, a degradacja rzeczywiście następuje, trzeba po prostu zbudować więcej satelitów energetycznych. Albo budować większe.
Yamagata milczał.
Forward wyglądał, jakby stał i zastygł, czekając na podpowiedz. Po kilku sekundach jednak dodał:
— Gdyby każdy satelita produkował jedną trzecią przewidywanej mocy, trzeba zbudować trzy razy tyle satelitów. To dość proste.
— To niemożliwe — rzekł Yamagata.
— Dlaczego niemożliwe? Technologia jest dobrze rozwinięta. Skoro można zbudować dziesięć satelitów, można i trzydzieści.
— Koszty byłyby zbyt wysokie.
— Ach! — Forward pokiwał głową ze zrozumieniem. — Ekonomia. Posępna nauka.
— Może i posępna, ale nieunikniona. Fundacja nie może sobie pozwolić na potrojenie kosztów.
— Nawet gdyby budować satelity na Merkurym, zamiast produkować je w Selene i holować z Księżyca?
— Budować je na miejscu?
Obraz Forwarda zastygł na ułamek sekundy, po czym naukowiec zaczął przebierać pulchnymi palcami.
— Na Merkurym jest pod dostatkiem metali. Krzem występuje rzadziej niż na Księżycu, ale łatwo go wydobywać bezpośrednio na powierzchni planety i jest go tyle, że można zbudować setki satelitów. Oszczędzimy na kosztach transportu i prowizji Selene.
— Ale musiałbym zatrudnić sporą załogę do budowy — za protestował Yamagata. — A oni musieliby nieźle zarabiać, żeby chciało im się pracować na Merkurym.
Uśmiech Forwarda prawie zbladł, ale szybko powrócił do zwykłego stanu.
— Nie wiem zbyt wiele o nanotechnologii. Ta dziedzina I była jeszcze w powijakach, kiedy umarłem. Czy nie można zaprogramować nanobotów tak, by budowały satelity energetyczne?
— Selene korzysta w dużym stopniu z nanomaszyn — przytaknął Yamagata.
— Otóż to — rzekł Forward z niedbałym gestem.
Yamagata zawahał się w namyśle.
— Czy skupienie trzydziestu wiązek laserowych na żaglu świetlnym statku… czy to byłoby trudne?
Uśmiech Forwarda powrócił w pełnej krasie.
— Jeśli można skupić dziesięć, można i trzydzieści. No problemo.
Yamagata odwzajemnił uśmiech. Do chwili, gdy uświadomił sobie, że rozmawia z człowiekiem, który żył sto lat temu i nawet wtedy był uważany za zwariowanego teoretyka bez żadnego doświadczenia praktycznego.
NANOMASZYNY
— Nanomaszyny? — spytał obraz Alexiosa na ścianie biura.
— Tak — odparł Yamagata wzdychając z niezadowoleniem.
— Prawdopodobnie użycie ich będzie konieczne.
— Nie mamy tu specjalistów od nanotechnologii — rzekł Alexios, siedząc sztywno w swoim biurowym fotelu. Było to kłamstwo; sam był doświadczonym nanotechnologiem, ale ukrywał tę informację.
— Zdaję sobie z tego sprawę — rzekł Yamagata. — W Selene jest kilku, którzy daliby się skusić.
— Już teraz jest tu dość ciasno.
Twarz Yamagaty ściągnęła się na sekundę w grymasie, po czym odzyskał panowanie nad sobą i przybrał z powrotem zdawkowy uśmiech.
— Jeśli stanie się konieczne zbudowanie większej liczby satelitów energetycznych, niż to pierwotnie planowano, pańska baza będzie musiała zostać znacząco rozbudowana. Będziemy musieli zbudować wyrzutnię masy na powierzchni i zatrudnić całe zespoły techników do montażu satelitów na orbicie.
Alexios pokiwał głową i próbował ukryć olbrzymią radość. To działa, pomyślał. Wyssę z niego wszystkie soki.
Na głos powiedział jednak:
— Wiele osób z mojego zespołu odczuwa niepokój z powodu nanomaszyn. Sądzą, że nanotechnologia jest niebezpieczna.
Yamagata uśmiechnął się złośliwie, ku swemu zdumieniu.
— Jeśli sądzi pan, że oni będą niezadowoleni, proszę sobie wyobrazić, jak zareaguje biskup Danvers.
Pół godziny po rozmowie z Alexiosem Yamagata usłyszał ciche stukanie do drzwi kajuty.
— Proszę wejść — rzekł, wstając z wygodnego krzesła.
Biskup Danvers odsunął drzwi i wszedł, po czym starannie je zasunął.
— Jak miło, że mnie ksiądz biskup odwiedza — rzekł uprzejmie Yamagata.
Na zwykle pozbawionej wyrazu twarzy Danversa pojawiła się srogość.
— Obawiam się, że to nie jest towarzyska wizyta.
— Ach, tak? — Yamagata wskazał gestem jeden z pluszowych foteli ustawionych wokół jego szezlonga. — W takim razie postarajmy się przynajmniej o wygodę fizyczną. Mogę zaproponować jakąś przekąskę? A może herbatę?
Biskup brutalnie przerwał próby ocieplenia atmosfery przez Yamagatę.
— Jak rozumiem, chce pan tu sprowadzić nanomaszyny.
Brwi Yamagaty powędrowały w górę. Pewnie ma szpiegów w centrum łączności. Wierzących, którzy o wszystkim mu donoszą.
— Być może wykorzystanie nanomaszyn okaże się konieczne dla pewnych aspektów projektu — odparł chłodno.
— Nanotechnologia jest zakazana.
— Na Ziemi. W Selene i w przestrzeni nie.
— Jest niebezpieczna. Nanomaszyny zabijały ludzi. Zrobiono z nich potężną broń.
— Tu będą używane do budowy wyrzutni masy na powierzchni Merkurego i montażu elementów satelitów energetycznych. Do niczego innego.
— Nanotechnologia to zło!
Yamagata zaplótł palce, by zyskać czas do namysłu. Nie rób sobie wroga z tego człowieka, ostrzegł się w duchu. Może zmobilizować przeciwko tobie wszystkie rządy na Ziemi.