Выбрать главу

– Wujek gupi – powiedział stanowczo Bossę.

Chłopczyk zsunął się z kanapy i Martin Beck pomyślał, że powinien mu przynieść cukierki albo coś w tym rodzaju. Nie miał zwyczaju przekupywać świadków, żeby zyskać ich sympatię, ale nigdy dotąd nie przesłuchiwał trzylatka. Tabliczka czekolady na pewno by pomogła.

– On tak mówi o wszystkich – powiedziała siostra Bossego. – Plecie trzy po trzy.

Bossę machnął na nią ręką oburzony.

– Bossę nie plecie! Bossę gzecny!

Martin Beck sprawdził, czy nie ma w kieszeniach czegoś, co mogłoby zainteresować malca. Znalazł tylko pocztówkę od Stenströma.

– Chodź, coś ci pokażę.

Bossę natychmiast przybiegł i zaciekawiony oglądał kartkę.

– Co to?

– Pocztówka. Co na niej jest?

– Koń. Kwiatek. Andlyna.

– Co to jest andlyna? – zapytał Martin Beck.

– Mandarynka – wyjaśniła mama.

– Andlyna. I kwiatek. – Bossę pokazywał palcem. – I koń. I dziewczynka. Ona jakie imię?

– Nie wiem – przyznał Martin Beck. – A ty jak myślisz?

– Ulla. Dziewczynka Ulla.

Pani Oskarsson szturchnęła córkę.

– Pamiętasz, kiedy Ulla, Annika, Bossę i Lena byli w parku i się huśtali? – błyskawicznie zareagowała Lena.

– Tak! – Bossę był zachwycony. – Ulla, Annika, Bossę, Lena huśtać w parku, kupić lody. Pamiętas?

– Tak – powiedziała Lena. – Pamiętasz, że widzieliśmy w parku psa?

– Tak! Bossę widział pieska. Nie głaskać pieska. Gloźnie głaskać pieska. Pamiętas?

Rodzice wymienili spojrzenia. Pan Oskarsson skinął głową. Martin Beck domyślił się, że chłopczyk naprawdę mówi o tamtym dniu. Zastygł w bezruchu, milczał i miał nadzieję, że nic nie zdekoncentruje Bossego.

– A pamiętasz – kontynuowała siostra – jak Ulla, Lena i Bossę grali w klasy?

– Tak. Ulla i Lena w klasy. Bossę w klasy. Bossę umie klasy. Bossę klasy. Pamiętas?

Mały był w siódmym niebie. Natychmiast odpowiadał na pytania siostry, ich rozmowa odbywała się według jakiegoś wzoru. Martin Beck podejrzewał, że to jakaś gra rodzeństwa, coś w rodzaju odpytywania, zabawy w pamiętasz.

– Tak – powiedziała Lena. – Pamiętam. Bossę, Ułla, Lena grają w klasy. Annika nie gra w klasy.

– Annika nie chce w klasy. – Bossę miał poważną minę. – Annika nie. Lena i Ułla.

– Pamiętasz, że Annika była zła? Annika była zła i sobie poszła.

– Lena, Ulla gupie Annika.

– Annika powiedziała, że Lena i Ulla są głupie? Pamiętasz?

– Annika powiedziała Lena, Ulla gupie. Bossę niegupi – dodał z emfazą.

– Co robili Bossę i Annika, kiedy Lena i Ulla były głupie?

– Bossę i Annika się chować.

Martin Beck wstrzymał oddech; miał nadzieję, że dziewczynka wie, o co teraz powinna spytać.

– Pamiętasz, kiedy Bossę i Annika bawili się w chowanego?

– Tak. Ułla i Lena nie chować. Ulla, Lena gupie. Annika gzecna. Bossę gzecny.

Kontakt wydawał się bez zarzutu.

– Wujek gzecny.

– Wujek?

– Wujek w parku gzecny. Bossę miał blet wujka.

– Wujek w parku dał Bossemu blet? Pamiętasz?

– Wujek Bossemu blet w palku. Nie blet.

– Nie tabletkę?

– Blet!

– Co powiedział wujek? Wujek rozmawiał z Bossem i Annika?

– Wujek z Annika. Wujek dał Bossemu blet.

– Bossę i Annika dostali od wujka tabletki?

– Bossę blet. Annika nie blet. Bossę blet. Nie blet! – Chłopczyk nagle się odwrócił i podbiegł do Martina Becka. – Bossę ma blet. Mas blet?

Martin Beck pokręcił głową.

– Bossę blet. Musi. Bo mu smutno.

– Nie – powiedział Martin Beck. – Nie teraz. Może później. Dostałeś od wujka w parku pudełko tabletek?

Bossę niecierpliwie uderzył rączką w kanapę.

– Nie! Bossę blet!

– Dostałeś tylko jedną tabletkę? Dostałeś od wujka tabletkę? Była smaczna?

Bossę uderzył Martina Becka w kolano.

– Niesmacna. Nie jeść blet.

Martin Beck popatrzył na mamę Bossego.

– Co to jest blet?

– Nie wiem – odparła. – Tak nazywa tabletki, a raczej pastylki, ale chyba nie tym razem.

– Co robili Bossę, Annika i wujek? – zapytał Martin Beck, pochylając się ku chłopcu. – Bawiliście się z wujkiem?

Bossę stracił zainteresowanie odpytywanką.

– Bossę nie znalazł Anniki – powiedział nadąsany. – Annika gupia, bawi się z wujkiem.

Martin Beckjuż otwierał usta, ale szybko je zamknął, bo świadek w zawrotnym tempie wybiegł z pokoju. Siostra popatrzyła za nim poirytowana.

– Jest taki beznadziejny, że w głowie się nie mieści.

– Jak myślisz, o co mu chodziło z tym bletem? – zapytał ojciec.

– Nie wiem. Na pewno nie o tabletkę. Nie mam pojęcia.

– Wygląda na to, że on i Annika kogoś spotkali.

Ale kiedy, pomyślał Martin Beck, w piątek czy dwa tygodnie temu?

– Straszne – odezwała się pani Oskarsson. – To na pewno był on.

Wzdrygnęła się. Mąż pogłaskał ją po plecach i spojrzał na Martina Becka z zatroskaną miną.

– Jest bardzo mały. Zna bardzo mało słów. Nie sądzę, żeby potrafił opisać tego zwyrodnialca.

Żona pokręciła głową.

– Tak. Chyba że wyglądał jakoś wyjątkowo. Na przykład nosił mundur. Bossę na pewno nazwałby go wujkiem licjantem. Sama nie wiem. Dzieci niczemu się nie dziwią. Gdyby Bossę zobaczył staruszka na trzech nogach, z zielonymi włosami i różowymi oczami, nie widziałby w tym nic szczególnego.

Martin Beck pokiwał głową.

– Może nosił mundur. Albo coś innego, co Bossę zapamiętał. Może się uda, jeśli pani porozmawia z nim w cztery oczy?

Pani Oskarsson wstała i wzruszyła ramionami.

– Dobrze. Spróbuję.

Zostawiła uchylone drzwi, żeby Martin Beck słyszał jej rozmowę z chłopcem. Wróciła po dwudziestu minutach. Nie wydobyła z synka żadnych dodatkowych informacji.

– Czy możemy już jechać? – spytała zaniepokojona. – To znaczy musimy… – przerwała.

– Naturalnie – powiedział Martin Beck, wstając. Podziękował, uścisnął dłoń kobiecie i jej mężowi i kiedy zbierał się do wyjścia, przybiegł Bossę i objął go ramionami za kolano.

– Nie idź. Siedź. Musis mówić z tatą. Bossę tez z tobą.

Martin Beck próbował się uwolnić, ale malec trzymał go mocno, więc nie chciał sprawiać mu przykrości. Wyjął z kieszeni spodni pięć öre i popatrzył pytająco na mamę. Skinęła głową. Pokazał chłopcu monetę.

– Proszę, Bossę.

Chłopczyk natychmiast go puścił i wziął pięcioórówkę.

– Bossę kupi lody. Bossę ma dużo na lody.

Pobiegł do przedpokoju, zdjął kurtkę z nisko zamocowanego wieszaka przy drzwiach wyjściowych i zaczął grzebać w kieszeniach.

– Bossę ma dużo – powtórzył, ściskając lepką pięcioörówkę.

Martin Beckotworzył drzwi, odwrócił się i wyciągnął do niego rękę.

Malec stał z kurtką w ramionach i kiedy wyjął rączkę z kieszeni, na podłogę sfrunął biały karteluszek. Martin Beck pochylił się, żeby go podnieść.

– Blet Bossego! – krzyknął chłopczyk. – Bossę dostał blet wujka!

Martin Beck spojrzał na podniesiony drobiazg. Był to najzwyklejszy w świecie bilet na metro.

Rozdział 18

Sporo się wydarzyło tego piątkowego poranka szesnastego czerwca 1967. Policja rozesłała rysopis, który miał tę wadę, że pasował do dziesiątek tysięcy mniej lub bardziej praworządnych obywateli. Albo setek tysięcy. Rolf Evert Lundgren wszystko sobie przemyślał i chciał się dogadać. Jeśli policja przymknie oczy na jego sprawki, on weźmie udział w śledztwie i złoży – cokolwiek to miało znaczyć – „wyjaśnienia uzupełniające”. Spotkał się z kategoryczną odmową, zatopił w rozmyślaniach, po czym poprosił o kontakt z adwokatem.