Выбрать главу

Ktoś z szefostwa grupy dochodzeniowo-śledczej obstawał przy tym, że skoro Rolf Evert Lundgren nie ma alibi na ten wieczór, kiedy popełniono morderstwo w parku Vanadis, należy zakwestionować jego wiarygodność jako świadka.

Skończyło się na tym, że Gunvald Larsson wprawił w zakłopotanie pewną kobietę, a inna kobieta w jeszcze większe zakłopotanie wprawiła Kollberga.

Gunvald Larsson wybrał numer na Vasastaden i doszło do następującej wymiany zdań:

– Słucham, przy telefonie dyrektor Jansson.

– Dzień dobry. Policjant śledczy Larsson z policji kryminalnej.

– Bardzo mi miło.

– Czy mógłbym porozmawiać z pańską córką Majken Jansson?

– Oczywiście. Chwileczkę. Właśnie jemy śniadanie. Majken!

– Halo? Majken Jansson. – Miała jasny kulturalny głos.

– Policjant śledczy Larsson.

– Taak?

– Powiedziała pani, że wieczorem dziewiątego czerwca poszła pani do parku Vanadis zaczerpnąć nieco świeżego powietrza.

– Tak…

– Co pani wtedy miała na sobie?

– Co miałam…? Zaraz… czarno-białą sukienkę koktajlową.

– I co jeszcze?

– Sandałki.

– Uhm. I co jeszcze?

– Nic więcej. Cicho, tato, on tylko pyta, co…

– Nic? Nic więcej?

– N-nie.

– Czy przypadkiem nie miała pani czegoś pod sukienką?

– A, tak, jasne. Miałam na sobie bieliznę.

– Aha. Jaką?

– Jaką bieliznę?

– Tak.

– E… naturalnie taką… no, jaką się zwykle nosi. Tato, to policjant.

– A co pani zwykle nosi?

– E… naturalnie biustonosz i… jak pan myśli?

– Ja nic nie myślę. Niczego z góry nie zakładam. Ja tylko pytam.

– Naturalnie figi.

– Uhm. Jakie?

– Jakie? Nie rozumiem. Normalne.

– Czerwone, czarne, niebieskie, kamuflażowe?

– No…

– Tak?

– Białe ażurowe. Dobrze, tato. Dlaczego, u licha, mnie pan o to wypytuje?

– Sprawdzam informacje świadka.

– Informacje świadka?

– Otóż to. Do widzenia!

Kollberg pojechał na Stare Miasto, zaparkował przy Storkyrkobrinken, wgramolił się po krętych wydeptanych kamiennych schodach, rozejrzał za dzwonkiem, którego nie było, i swoim zwyczajem ogłuszająco załomotał w drzwi.

– Właź! – zawołała kobieta.

Kollberg wlazł.

– Rany! A pan co za jeden?

– Policjant – odrzekł posępnie.

– No, muszę przyznać, że policja…

– Lisbeth Hedvig Maria Karlström? – przerwał jej Kollberg, zerkając demonstracyjnie na kartkę.

– Tak. Chodzi o wczoraj?

Kollberg skinął głową i rozejrzał się. Pokój był zapuszczony, ale przytulny. Lisbeth Hedvig Maria Karlström miała na sobie górę od piżamy w białoniebieskie paski, dostatecznie krótką, żeby się zorientować, że jest bez majtek. Najwyraźniej dopiero co wstała i parzyła kawę. Mieszała ją widelcem w filtrze, żeby woda szybciej spłynęła.

– Właśnie robię kawę – powiedziała.

– Aha.

– Myślałam, że to sąsiadka. Tylko ona tak wali w drzwi. I o tej porze. Chce pan?

– Co takiego?

– Kawy.

– Uhm.

– To niech pan siada.

– Na czym?

Wskazała widelcem skórzany puf przy łóżku ze skotłowaną pościelą. Przycupnął z wahaniem. Postawiła dzbanek kawy i dwie filiżanki na tacy, pchnęła lewym kolanem niski stolik, usadowiła się na łóżku i założyła nogę na nogę, odsłaniając – co nieuniknione – to i owo. Jej anatomii nie brakowało zalet.

– Proszę – powiedziała.

Kollberg spojrzał na jej stopy.

– Dziękuję.

Łatwo ulegał wpływom i poczuł się dość osobliwie. Aż za dobrze kogoś mu przypominała; prawdopodobnie jego żonę. Popatrzyła na niego z zakłopotaniem.

– Mam coś na siebie narzucić?

– Nie zaszkodziłoby – wymamrotał.

Wstała, wyciągnęła z szafy brązowe spodnie z manczesteru, włożyła je, po czym zdjęła górę od piżamy; przez chwilę była toples, wprawdzie plecami do niego, ale niewiele to zmieniało. Po krótkim wahaniu wsunęła przez głowę włóczkową bluzkę.

– Cholernie tu ciepło – wyjaśniła.

Wypił łyk kawy.

– Co chce pan wiedzieć?

Wypił drugi łyk kawy.

– Smaczna.

– Chodzi o to, że ja nic nie wiem. Nic a nic. Okropna historia z tym Simonssonem.

– Z Rolfem Evertem Lundgrenem.

– Aha. Rozumiem, że myśli pan o mnie jak… że pokazałam się w niekorzystnym świetle i tak dalej. Ale nic na to nie poradzę. – Rozejrzała się po pokoju z nieszczęśliwą miną. – Może chce pan zapalić? Niestety, nie mam papierosów. Nie palę.

– Ja też nie palę.

– Uhm. Niekorzystne światło czy nie, mogę powiedzieć tylko tyle, że spotkałam go o dziewiątej na kąpielisku w parku Vanadis i poszłam do jego mieszkania. Nic więcej nie wiem.

– Chyba jednak wie pani o czymś, co nas interesuje.

– O czym?

– Jaki był… w łóżku?

Zakłopotana, wzruszyła ramionami. Wzięła sucharek, pochrupała.

– No comments. Nie mam zwyczaju…

– ???

– Nie mam zwyczaju obmawiać facetów. Gdybyśmy się na przykład ze sobą przespali, nie gadałabym na lewo i prawo, jaki pan jest w łóżku.

Kollberg z irytacją kręcił się na pufie. Było mu ciepło, denerwował się. Chciał zdjąć marynarkę. Niewykluczone, że chciał się rozebrać do naga i przespać z tą kobietą. Co prawda bardzo rzadko sobie na to pozwalał na służbie, a odkąd się ożenił, nigdy…

– Chciałbym usłyszeć odpowiedź na to pytanie. Czy był normalny… seksualnie?

Milczała.

– To ważne – dodał. Złowiła jego spojrzenie.

– Dlaczego?

Popatrzył na nią w zamyśleniu. Decyzja nie była łatwa, wiedział, że wielu kolegów prędzej darowałoby mu to, że się z nią kochał, niż jego odpowiedź.

– Lundgren to zawodowiec. Przyznał się do kilkunastu rozbojów. Tydzień temu w piątek wieczorem był w parku Vanadis w tym samym czasie, kiedy zamordowano tam dziewczynkę.

Zerknęła na niego i parokrotnie przełknęła ślinę.

– Oj… – szepnęła. – Nie wiedziałam. Nie pomyślałabym… – Po chwili popatrzyła na niego czystym piwnym spojrzeniem. – Teraz rozumiem, że powinnam się zrewanżować.

– Czyli?

– Moim zdaniem był absolutnie normalny. Aż za normalny.

– Czyli?

– Chodzi mi o to, że ja też jestem absolutnie normalna, ale… No, ponieważ robię to dość rzadko, chciałabym czegoś więcej niż, powiedzmy… rutyna.

– Aha.

Kollberg, zakłopotany, podrapał się za uchem i zastanawiał przez dwie sekundy. Dziewczyna patrzyła na niego z poważną miną.

– Czy to on… zaczepił panią w parku Vanadis?

– Nie, raczej wręcz przeciwnie.

Nagle się podniosła i podeszła do okna wychodzącego na katedrę.

– Tak – potwierdziła, nie odwracając głowy. – Wręcz przeciwnie. Wczoraj wyszłam z domu, żeby kogoś poznać. Byłam na to przygotowana lub, jak pan woli, przygotowałam się. – Wzruszyła ramionami. – Tak żyję. Robię to od lat i jeśli pan chce, mogę wyjaśnić dlaczego.

– Nie musi pani.