Выбрать главу

Ingrida i Luma rozsunęły stereoekran. Film wybrano trafnie. Błękitna woda Oceanu Indyjskiego pluskała przy stopach astronautów siedzących w bibliotece. Odbywały się Igrzyska Posejdonowe, zawody światowe we wszystkich konkurencjach sportu wodnego: skoki, pływanie, nurkowanie, zawody na deskach motorowych, na tratewkach. Widzieli tysiące wspaniałych, młodych ciał pokrytych brązem opalenizny, słyszeli dźwięczne śpiewy, śmiech, uroczystą muzykę finałów… W epoce Pierścienia wszystkich ludzi łączyła z morzem taka przyjaźń, jaka dawniej istniała tylko w krajach nadmorskich.

Niza pochyliła się ku siedzącemu obok niej biologowi, pogrążonemu w głębokim zamyśleniu. Zdawało się, że dusza jego uleciała w bezkresną dal, ku miłej sercu rodzimej planecie z jej całkowicie ujarzmioną przyrodą.

— Brał pan udział w takich zawodach?

Biolog spojrzał na nią nie rozumiejącym wzrokiem.

— A, w tych tutaj? Nie, ani razu. Zamyśliłem się i nie zrozumiałem początkowo pytania.

— Czyż nie o tym pan myślał? — dziewczyna pokazała na ekran. — Jakże przyjemne jest kontemplować piękno naszego świata po ciemnościach, burzy i czarnych meduzach elektrycznych!

— Tak, oczywiście. Toteż człowieka bierze ochota przyłapać taką meduzę. Właśnie nad tym łamałem sobie głowę.

Niza odwróciła się od uśmiechniętego już biologa i wymieniła uśmiech z Ergiem Noorem.

— Pan też rozmyślał nad tym, jak złapać taką czarną zgrozę? — spytała Niza kpiącym tonem.

— Nie, myślę o statku-dysku.

Iskierki śmiechu w oczach Erga rozgniewały Nizę.

— Teraz rozumiem, czemu w starożytności ród męski zajmował się wojnami. Myślałam, że to tylko przechwałki mężczyzn, którzy uważali się za silnych w nie zorganizowanym społeczeństwie.

— Nie ma pani racji, chociaż częściowo zrozumiała pani naszą psychikę. Ale ja już taki jestem: im bardziej kocham moją planetę, tym usilniej chciałbym jej służyć: uprawiać ogrody, wydobywać kruszce, przysparzać dóbr materialnych i duchowych, aby po mnie pozostał jakiś ślad w postaci konkretnych rezultatów pracy moich rąk i głowy. Znam tylko kosmos, sztukę astronautyki i tylko tym mogę służyć ludzkości. Ale przecież loty nie są celem samym w sobie. Jest nim zdobywanie nowej wiedzy, odkrywanie nowych światów, takich, z których kiedyś uczynimy równie piękne planety jak nasza ziemia. A pani jakiej sprawie służy? Czemu panią tak pociąga tajemnica statku? Czy to tylko zwykła ciekawość?

Dziewczyna w gwałtownym wysiłku pokonała ciężar rąk i wyciągnęła je do Erga. On ujął je w swe duże dłonie i delikatnie pogłaskał. Policzki Nizy poróżowiały, zmęczone ciało napełniła nowa energia. Tak jak wtedy, przed niebezpiecznym lądowaniem, przytuliła policzek do dłoni Erga, wybaczając jednocześnie biologowi jego rzekomą zdradę Ziemi. Aby dać dowód, że przecież zgadza się ze stanowiskiem każdego z nich, Niza przedstawiła im pomysł, który jej właśnie przyszedł do głowy. Należało opatrzyć jeden z zasobników na wodę automatycznie zatrzaskującą się pokrywą i włożyć do środka kawał konserwowanego mięsa jako przynętę. Jeżeli „czarna meduza” dostanie się do wnętrza zbiornika i pokrywa się zatrzaśnie, należałoby przez zawczasu przygotowane krany przedmuchać zasobnik nieczynnym chemicznie gazem i przymocować pokrywę na stałe przez spawanie. Eon przyjął propozycję Nizy z entuzjazmem.

Erg Noor ze swej strony zajął się nastrajaniem człekokształtnego robota i przygotowywał potężny frez elektryczny, za pomocą którego zamierzał przedostać się do wnętrza dyskowatego statku.

Burze wreszcie ustały, po mrozie zrobiło się ciepło — nadszedł dziewięciodobowy „dzień”. Przetransportowanie ładunków jonowych i cennych przyrządów miało trwać jeszcze cztery dni ziemskie. Ponadto Erg Noor postanowił wziąć także niektóre rzeczy osobiste należące do zaginionej załogi, by po skrupulatnej dezynfekcji dostarczyć je na Ziemię jako pamiątki dla krewnych.

Piątego dnia wyłączono prąd i biolog wraz z dwoma ochotnikami, Kayem Berem i Ingridą, zamknął się w wieżyczce obserwacyjnej przy „Żaglu”. Czarne stwory zjawiły się niezwłocznie. Biolog przygotował ekran podczerwony, tak że mógł bez przeszkód obserwować straszliwe meduzy. Do zasobnika-pułapki zbliżyła się jedna z nich; złożyła macki, zwinęła się w kłąb i wlazła do wnętrza. Nieoczekiwanie jeszcze jeden romboidalny kształt zjawił się przy otworze zasobnika. Pierwszy potwór błyskawicznie rozcapierzył macki — zamigotały gwieździste płomyki przekształcając się w pasma wibrującego, ciemnoczerwonego światła, które zabłysło na ekranie niewidzialnych li zielonymi błyskawicami. Pierwszy potwór ustąpił miejsca m towarzyszowi; wtedy drugi momentalnie zwinął się w kłąb i upadł na dno zasobnika. Biolog wyciągnął rękę ku wyłącznikowi, ale Kay Ber go powstrzymał. Teraz już w zasobniku znajdowały się dwie meduzy. Było rzeczą zdumiewającą, w jaki sposób stwory mogły do tego stopnia zmniejszyć swoją objętość. Naciśnięcie guzika — i pokrywa zatrzasnęła się. Natychmiast ze wszystkich stron kilka czarnych potworów oblepiło ogromne, pokryte cyrkonem naczynie. Biolog włączył światło i poprosił „Tantrę” o włączenie ochrony. Czarne widma rozpłynęły się według swego zwyczaju momentalnie, ale dwa z nich pozostały w niewoli pod hermetyczną pokrywą zbiornika.

Biolog zbliżył się doń, dotknął pokrywy i krzyknął przeraźliwie. Jego lewa ręka zwisła jak sparaliżowana.

Mechanik Taron wdział ochronny skafander, by przedmuchać zbiornik czystym azotem ziemskim i przeprowadzić spawanie brzegów pokrywy. Krany zostały także zamknięte przez spawanie, po czym kocioł owinięto zapasową izolacją ze statku i umieszczono w zasobniku zbiorów wyprawy. Zwycięstwo opłacono drogo — mimo wysiłków lekarza paraliż ręki biologa nie ustępował. Eon Tal bardzo cierpiał, ale ani myślał rezygnować z wyprawy do statku. Erg Noor, znając jego pasję badawczą, nie mógł pozostawić go na „Tantrze”.

Okazało się, że statek-dysk znajduje się znacznie dalej od miejsca postoju „Tantry”, niż można było z początku przypuszczać. Także niedokładnie określono wymiary statku w mglistym świetle reflektorów. Był to kolos o średnicy trzystu pięćdziesięciu metrów. Aby dociągnąć system ochrony do tajemniczego dysku, musiano zdjąć kable z „Żagla”. Zagadkowy statek zawisł nad ludźmi stromą ścianą, której górne kontury ginęły w plamistym mroku nieba. Kadłub statku pokrywała malachitowa popękana masa około jednego metra grubości. W szparach prześwitywał niebieski metal, szczególnie dobrze widoczny w miejscach, z których warstwa malachitowa zupełnie odpadła. Zwrócona ku „Żaglowi” strona dysku była zaopatrzona w skręcony spiralnie walec, tworzący znaczne wybrzuszenie, które liczyło piętnaście metrów średnicy i około dziesięciu metrów wysokości. Druga strona statku, zatopiona w nieprzejrzanym mroku, miała kształt odcinka kuli o grubości dwudziestu metrów. I po tej stronie także się znajdował spiralnie skręcony walec, co wyglądało tak, jak gdyby na zewnątrz wystawała tkwiąca w kadłubie statku rura.

Kolosalny dysk zarył się głęboko w glebę. U stóp stromej ściany dostrzeżono stopione kamienie, których zakrzepłe strugi rozpłynęły się na boki niby gęsta, stwardniała smoła.

Wiele godzin stracono na poszukiwania jakiegokolwiek luku czy wejścia. Był albo dokładnie ukryty pod malachitową powłoką czy też farbą, albo. też zamknięto go tak starannie, że krawędzie były niewidoczne. Nie znaleziono też żadnych otworów systemu optycznego ani kranów do przedmuchiwania. Potężny dysk czynił wrażenie jednolitego bloku metalu. Erg Noor przewidział tę trudność i postanowił otworzyć kadłub statku za pomocą elektrohydraulicznego frezu, który przebijał najtwardsze ściany międzygwiezdnych samolotów. Po krótkiej naradzie postanowiono najpierw ściąć wierzchołek spiralnego walca. Tam przypuszczalnie znajdowała się próżnia, rura czy może korytarz, którym można byłoby się dostać do wnętrza.