Выбрать главу

Dar Wiatr doznał zawrotu głowy i nie mógł już śledzić wszystkich odcieni muzyki i gry światła. Widział jedynie ogólne kontury olbrzymiej koncepcji. Ocean wysokich, krystalicznie czystych tonów mienił się radosnym błękitnym światłem. Dźwięki wznosiły się ciągle w górę i melodia przekształciła się we wstępującą wzwyż spiralę, która się wreszcie urwała błysnąwszy oślepiającym płomieniem.

Symfonia była skończona.

Dar Wiatr zrozumiał, że w ciągu tych długich miesięcy brak mu było bliższego kontaktu z kosmosem, z niezmordowanie rozwijającą się w przyszłość spiralą ludzkich dążeń. Wprost z sali muzycznej udał się do rozmównicy i wywołał centralną stację przydziału pracy w północnej strefie mieszkalnej. Młody mężczyzna, który skierował Dara Wiatra tutaj do kopalni, poznał go i ucieszył się ze spotkania.

— Dzisiaj rano wzywała pana Rada Astronautyczna. Zaraz pana połączę.

Ekran zajaśniał i ukazał się na nim Mir Om, sekretarz Rady. Miał wygląd bardzo poważny i, jak się zdawało Darowi Wiatrowi, smutny.

— Stało się wielkie nieszczęście! Zginął Satelita 57. Rada chce panu powierzyć bardzo trudne zadanie. Wysyłam po pana jonowy samolot planetarny. Proszę być w pogotowiu.

Dar Wiatr stał zdumiony przed zgasłym ekranem.

8. Czerwone fale

Po obszernym balkonie obserwatorium swobodnie buszował wiatr, który przynosił z Afryki zapachy kwitnących roślin i budził w duszy trwożne pragnienia. Mven Mas nie mógł jakoś doprowadzić się do porządku i osiągnąć tego stopnia jasności umysłu, jaki był potrzebny w przeddzień wielkiego doświadczenia. Ren Boz zakomunikował z Tybetu, że przebudowa stoiska Kora Julia została ukończona. Czterej obserwatorzy z Satelity 57 zgodzili się zaryzykować życie, aby pomóc w doświadczeniu, jakiego jeszcze na planecie nie podejmowano.

Ale eksperymentu dokonano bez pozwolenia Rady, bez uprzedniego szczegółowego omówienia wszystkich możliwości, a to nadawało całej sprawie posmak tchórzliwej skrytości, tak bardzo obcej ludziom współczesnym.

Wprawdzie wielki cel do pewnego stopnia usprawiedliwiał takie postępowanie, ale… jednocześnie wymagał, żeby serce było zupełnie czyste. Znów powtarzał się dawny konflikt — cel i środki doń prowadzące. Doświadczenia tysięcy pokoleń uczą, że należy umieć ściśle wytyczyć granicę przejściową, jak to czyni w kwestiach matematycznych rachunek repagularny. Jak dojść do takiego rachunku w sferze intuicji i moralności?

Afrykańczykowi nie dawała spokoju historia Beta Lona. Trzydzieści dwa lata temu jeden z najwybitniejszych matematyków Ziemi, Bet Lon, stwierdził, że niektóre oznaki przemieszczenia wzajemnie na siebie oddziaływających potężnych pól energetycznych można tłumaczyć istnieniem równoległych wymiarów. Uczony przeprowadził szereg ciekawych doświadczeń ze znikaniem przedmiotów. Akademia Granic Wiedzy odnalazła błąd w jego rozważaniach i wyjaśniła to zjawisko inaczej. Bet Lon był to potężny umysł, ale cierpiał na swoisty niedorozwój zasad etycznych i zanik hamulców moralnych. Nieugięty w swoim egoizmie postanowił kontynuować doświadczenia. Zwerbował młodych, odważnych ochotników, którzy byli zdecydowani na każdy czyn, byle tylko służyć nauce. W trakcie doświadczeń ludzie ci znikali bez śladu jak przedmioty i ani jeden z nich nie dał o sobie znaku życia „z drugiej strony” innego wymiaru, wbrew oczekiwaniom okrutnego matematyka. W ten sposób zginęło ich dwunastu. Beta Lona oddano pod sąd. Uczony przekonywał sędziów, że ludzi ci są żywi i wędrują w innym wymiarze. Został skazany na wygnanie. Dziesięć lat spędził na Merkurym, a następnie udał się na Wyspę Zapomnienia. Dzieje Beta Lona, według Myena Masa, były podobne do jego własnych. On też brał udział w tajemniczym doświadczeniu mimo zakazu i wbrew opinii uczonych.

Pojutrze zacznie się kolejna transmisja na obwodzie Pierścienia, czeka go osiem wolnych dni, będzie więc mógł przeprowadzić doświadczenie.

Mven Mas uniósł głowę do góry. Gwiazdy wydały mu się szczególnie jaskrawe i bliskie. Wiele z nich znał wedle ich dawnych imion jak starych, dobrych przyjaciół. Czyż zresztą nie były rzetelnymi przyjaciółmi człowieka, drogowskazami na jego szlakach?

Niezbyt jaskrawa gwiazdeczka skłaniająca się ku północnemu horyzontowi — to Gwiazda Polarna, czyli Gamma Cefeusza. Rozpostarty u góry, w Drodze Mlecznej, Łabędź, jeden z najciekawszych gwiazdozbiorów nieba północnego, już wyciąga ku południowi swoją długą szyję. Płonie w nim piękna gwiazda podwójna, nazwana przez starożytnych Arabów Albireo. Naprawdę są tam trzy gwiazdy: Albireo I — podwójna i Albireo II — ogromna, daleka gwiazda błękitna z dużym systemem planetarnym. Jest od nas prawie tak samo odległa jak ogromne słońce w ogonie Łabędzia, Deneb, biała gwiazda o sile świetlnej tysiąca ośmiuset naszych słońc. W poprzedniej transmisji nasz wierny przyjaciel gwiazdy 61 Łabędzia złowił komunikat z Albireo II. Było to ostrzeżenie, otrzymane po czterystu latach od chwili nadania, ale mimo to bardzo interesujące. Sławny badacz kosmosu z Albireo II, którego imię w ziemskim języku brzmiałoby Ylihh oz Ddiz, zginął w okolicy gwiazdozbioru Liry wskutek spotkania z gwiazdą Ookr. Uczeni ziemscy zaliczali tę gwiazdę do klasy E, nazwanej tak dla uczczenia największego fizyka starożytności, Einsteina, który przewidział istnienie takich gwiazd, choć później poddawano to w wątpliwość, a nawet ustalono granicę masy gwiazd, znaną pod mianem granicy Chandrasekhara. Ale ten starożytny astrofizyk opierał się głównie na elementarnej mechanice ciążenia i na termodynamice ogólnej, nie biorąc najzupełniej pod uwagę skomplikowanej struktury elektromagnetycznej gwiazd olbrzymich i ponadolbrzymich. Właśnie siły elektromagnetyczne warunkowały istnienie gwiazd „E”, które swoimi rozmiarami dorównywały czerwonym gigantom klasy „M”, takim jak Antares czy Betelgeuse, ale ich gęstość nie była wielka i równała się mniej więcej gęstości Słońca. Olbrzymia siła ciążenia takiej gwiazdy zatrzymywała promieniowanie nie pozwalając, by światło opuszczało gwiazdę i rozchodziło się w przestrzeń. Nieskończenie długo istniały w przestrzeni te utajone masy, których ogrom przechodził wszelkie wyobrażenie, i skrycie chłonęły w swój ocean inercji wszystko, czego dotknęły nieubłagane macki ich ciążenia. W mitologii religijnej starożytnych Indii jest mowa o okresach bezczynności najwyższego bóstwa. Po tych „nocach Brahmy”, wedle ówczesnych wierzeń, następowały „dni”, czyli okresy twórcze. Przypominało to długotrwałe gromadzenie materii, kończące się nagrzaniem powierzchni gwiazdy do klasy „O” — zerowej — do stu tysięcy stopni. Oczywiście zjawisko to nie miało nic wspólnego z bóstwem. Wreszcie następował kolosalny wybuch rozrzucający w przestrzeń nowe gwiazdy z nowymi planetami. Tak wybuchła niegdyś mgławica Kraba, osiągając obecnie średnicę pięćdziesięciu bilionów kilometrów. Wybuch ten posiadał siłę kwadryliona bomb wodorowych, którymi posługiwano się w Erze Rozbicia Świata.

Zupełnie ciemne gwiazdy „E” poznawano w przestrzeni jedynie po ich sile ciążenia — zagłada statku kosmicznego przelatującego w pobliżu takiego potwora była nieunikniona. Niewidzialne gwiazdy podczerwone klasy widmowej „T” stanowiły także niebezpieczeństwo dla statków, tak jak ciemne obłoki grubych cząstek lub całkowicie wystygłe ciała klasy „TT”.

Mven Mas pomyślał, że stworzenie Wielkiego Pierścienia łączącego światy zaludnione przez istoty rozumne, było wielką rewolucją dla Ziemi i dla każdej planety zamieszkanej. Jest to przede wszystkim zwycięstwo nad czasem, krótkością życia, która nam nie pozwalała, tak jak i innym istotom myślącym, zbadać niezmierzonych przestrzeni kosmosu. Przesłanie komunikatu w obwodzie Pierścienia było rzutowaniem w przyszłość, myśl ludzka bowiem ujęta w taką formę będzie przenikała przestrzeń, aż dotrze do jej najdalszych regionów. Możliwość zbadania bardzo dalekich gwiazd stała się całkowicie realna. Niedawno dotarł do nas komunikat z ogromnej, ale bardzo oddalonej gwiazdy zwanej Gammą Łabędzia. Odległość do niej wynosi dwa tysiące osiemset parseków. Komunikat biegnie ku nam ponad dziewięć tysięcy lat, ale jest zrozumiały dla nas i prawdopodobnie rozszyfrowali go ci członkowie Pierścienia, których sposób myślenia był bliski mentalności mieszkańców owej gwiazdy. Inna rzecz, gdy komunikat nadchodzi z kulistych systemów gwiezdnych i gromad znacznie starszych od naszych systemów płaskich.