Выбрать главу

Z położenia mas obłocznych Dar Wiatr wywnioskował, że budowa znalazła się obecnie ponad antarktycznym rejonem planety, co oznaczało, że wejdzie niebawem w cień rzucany przez Ziemię. Udoskonalone ogrzewacze skafandrów nie są w stanie całkowicie oprzeć się lodowatemu oddechowi przestrzeni kosmicznej i biada temu podróżnikowi, który by przez lekkomyślność zużył zbyt szybko energię swoich baterii! W ten sposób zginął architekt montażu, ukrywszy się przed nagłym deszczem meteorytów w wyziębionym wnętrzu otwartego kadłuba rakiety, w którym już nie doczekał się przejścia na stronę słoneczną… Inny inżynier został zabity przez meteoryt. Wypadków takich nie możną przewidzieć, nie można im także zapobiec z góry. Budowa satelity zawsze pociąga za sobą ofiary. Prawa stochastyki, których co prawda nie da się stosować do tak drobnych pyłków jak pojedynczy ludzie, powiadają, że największe niebezpieczeństwo zagraża właśnie jemu, Darowi Wiatrowi… Jest przecież najdłużej ze wszystkich na tej wysokości otwierającej dostęp wszelkim możliwym przypadkom… Ale głos wewnętrzny mówił mu, że jego osobie nic złego się nie przydarzy. I jakkolwiek podobna pewność siebie czyniła wrażenie niedorzecznej u człowieka o umyśle matematyka, jednakże bardzo ułatwiała mu spokojne balansowanie na belkowaniach i kratach otwartego, niczym nie chronionego rusztowania w otchłani czarnego nieba.

Montaż części konstrukcji na Ziemi przeprowadzały specjalne mechanizmy noszące nazwę embriotektów, ponieważ pracowały na zasadzie rozrostu żywego organizmu. Oczywiście, cząsteczkowa budowa istoty żywej, realizowana przez odziedziczone mechanizmy cybernetyczne była bardziej skomplikowana, jako podporządkowana nie tylko fizyko-chemicznemu doborowi, ale i nie rozszyfrowanej jeszcze rytmice falowej. Jednak żywe organizmy rosły jedynie w warunkach ciepłych roztworów jonizowanych cząstek, gdy embriotekty pracowały zazwyczaj w prądach spolaryzowanych, w świetle lub w polach magnetycznych. Znaki i symbole zaznaczone na poszczególnych członach za pomocą promieniotwórczego talu orientowały prawidłowo i ściśle detale łączone przez mechanizmy, tak że montaż odbywał się z szybkością i ścisłością, która by niechybnie zadziwiła każdego niewtajemniczonego. Tu, na wysokości, nie było owych mechanizmów montażowych, tak że budowa satelity przypominała staromodny proces budowlany, polegający na czynnościach rąk ludzkich. Mimo wszystkie niebezpieczeństwa praca ta budziła takie zainteresowanie, że ciągnęły do niej tysiące ochotników. Doświadczalne stacje psychologiczne ledwie nadążały z przebadaniem wszystkich chętnych.

Dar Wiatr dotarł do fundamentów mechanizmów słonecznych, które rozłożyły się wachlarzowato dokoła ogromnego łożyska z aparatem sztucznego ciążenia, i włączył swoją baterię grzbietową do kontaktu łańcucha sprawdzającego. W telefonie jego hełmu rozległa się nieskomplikowana melodia. Wtedy równolegle włączył szklaną płytę z widocznym na niej, wykreślonym cienkimi, złotymi liniami schematem. Zabrzmiała ta sama melodia. Dar Wiatr przesunął dwie skale i dwa punkty czasowe pokryły się z sobą. Wówczas stwierdził, że nie było różnicy nie tylko w melodii, ale i w jej tonacji. Ważny fragment przyszłego mechanizmu zmontowano bez zarzutu. Można było rozpocząć montaż emanacyjnych silników elektrycznych. Dar Wiatr wyprostował ramiona zmęczone długim dźwiganiem skafandra i pokręcił głową. Ruch wywołał chrzęst w kręgach szyi zbolałych wskutek długiego unieruchomienia w hełmie. Dar Wiatr szczęśliwie posiadał odporność na psychozy rozpowszechnione wśród pracujących poza atmosferą ziemską — na śpiączkę pozafiołkową i na wściekliznę podczerwoną. Dzięki temu mógł wykonać powierzone sobie zadanie.

Już niedługo pierwsze poszycie uchroni pracujących od przygnębiającej samotności w otwartym kosmosie, nad otchłanią bez nieba i bez ziemi!

Od „Ałtaja” oderwał się niewielki przyrząd ratunkowy, który przemknął jak strzała obok budowy. To wysłano holownik po rakiety automatyczne z kolejnym ładunkiem. Najwyższy czas! Lecące w przestrzeni rakiety z ludźmi i materiałami zbaczały ku nocnej stronie Ziemi. Holownik wracał ciągnąc za sobą trzy długie, rybokształtne konstrukcje, które by na Ziemi ważyły po sto pięćdziesiąt ton każda, nie licząc paliwa.

Rakiety połączono z innymi, już przycumowanymi do platformy montażowej. Dar Wiatr krótkim rzutem przeniósł się na drugą stronę rusztowania, lądując wśród techników kierujących wyładowywaniem. Omawiano tu plan pracy nocnej. Dar Wiatr godził się na to, żądał jednak wymiany wszystkich baterii indywidualnych na nowe, które by zapewniły trzydziestogodzinne, nieprzerwane ogrzewanie skafandrów, nie licząc zaopatrzenia w prąd latarń i radiotelefonów.

Cała budowa dała nura w ciemność jak w niezmierzoną głębinę, tylko miękkie, popielate światło zodiakalne długo jeszcze oświetlało szkielet przyszłego satelity, stygnący na skutek spadku temperatury do minus stu osiemdziesięciu stopni. Jeszcze bardziej niż we dnie — dawało się we znaki wzmożone przewodnictwo. Najmniejsze zużycie izolacji w narzędziach, bateriach czy akumulatorach otulało leżące w pobliżu przedmioty w niebieski odblask prądu rozpływającego się wprost po powierzchni. Przesyłanie prądu w potrzebnych kierunkach stawało się niemożliwe.

Najgęstszy mrok kosmosu nastąpił razem ze wzmożonym zimnem. Gwiazdy świeciły niby jaskrawe, przeszywające igły. Niewidoczny i niedosłyszalny lot meteorytów stawał się jeszcze bardziej przerażający w godzinach nocnych. Na powierzchni ciemnej kuli, w dole, wśród prądów powietrznych połyskiwały naelektryzowane kolorowe obłoki, następowały iskrowe wyładowania o olbrzymiej sile, rozciągały się pasma rozrzedzonej światłości, długie na tysiące kilometrów. Huraganowe wiatry, silniejsze od burzy ziemskiej, pomykały w górnych warstwach powłoki powietrznej.

Nasycona promieniowaniami Słońca i kosmosu atmosfera nie przerywała ani na chwilę swej ożywionej pracy mieszania energii, co niezwykle utrudniało utrzymywanie łączności między placem budowy a rodzimą planetą.

Nagle coś się zmieniło w zagubionym wśród mroku światku. Dar Wiatr nie od razu zrozumiał, że to zapłonęły reflektory „Ałtaja”. Ciemność sczerniała jeszcze bardziej, zbladły okrutne gwiazdy, ale platforma i rusztowanie ostro wystąpiły w blasku białego światła. Po kilku minutach „Ałtaj” zmniejszył napięcie, tak że światło stało się żółte i złagodniało. Statek planetarny oszczędzał energię swych akumulatorów. Znowu jak we dnie ruszyły się kwadraty i elipsy arkuszy poszycia, siatki kondygnacji umacniających, cylindry i rury pojemników, przesuwając się powoli na wyznaczone im miejsca w szkielecie satelity.

Dar Wiatr namacał poprzeczną belkę, chwycił się blokowych trzymadeł i odepchnąwszy się nogą, skoczył w górę. Przy samym włazie do statku planetarnego nacisnął znajdujące się w trzymadłach hamulce, wstrzymał swój rozpęd, żeby nie uderzyć głową w zamknięte drzwi.

W komorze przejściowej nie utrzymywano normalnego ciśnienia ziemskiego, ażeby zmniejszyć stratę powietrza przy wchodzeniu i wychodzeniu większej liczby pracowników. Toteż Dar Wiatr nie zdejmując skafandra wszedł do drugiej komory i tu dopiero wyłączył hełm.

Prostując ciało zbolałe wskutek długiego noszenia skafandra, stąpał energicznie po wewnętrznym pokładzie i rozkoszował się swym normalnym ciężarem. Sztuczna grawitacja statku planetarnego działała bez przerwy. Stać pewnie na twardym gruncie, nie być już drobną muszką, zagubioną w niepewnej i trwożnej pustce, to niewymowna przyjemność. Miękkie oświetlenie, ciepło, wygodny fotel — wszystko to nęciło, aby ułożyć się wygodnie i o niczym nie myśleć. Dar Wiatr odczuwał rozkosz, jakiej doznali jego przodkowie, a która go tak zadziwiała w staroświeckich powieściach. Po długiej wędrówce pustynią, lasem czy pokrytymi lodem górami ludzie czuli się podobnie wchodząc do ciepłego mieszkania, do domu, ziemianki czy wojłokowej jurty. I wtedy, tak jak tu, cienkie ściany dzieliły człowieka od wrogiego świata, zachowując dla niego ciepło i światło, umożliwiając odpoczynek i planowanie dalszych spraw.