Mechanizmy z odpornych metali lub specjalnych mas plastycznych nie niszczały w ciągu tysiącleci, toteż spowodowały śmierć wielu ludzi, nim archeologowie nauczyli się je unieszkodliwiać.
Było jasne, że drzwi należało otwierać przyrządami specjalnymi. Trzeba było więc zawrócić od samego progu najważniejszej tajemnicy pieczary. Nie było wątpliwości, że za drzwiami kryje się to, co ludzie dalekiej przeszłości uważali za najbardziej wartościowe. Veda i Miiko zgasiły latarnie i poprzestając jedynie na świetle wydzielanym przez korony przysiadły, żeby się nieco posilić i odpocząć.
— Co tam może być? — westchnęła Miiko nie odrywając oczu od złoconych szyfrów. — One jakby z nas kpiły: Nie puścimy, nie powiemy!..
— A co wykryto w szafach drugiej sali? — spytała Veda otrząsając się z uczucia przygnębienia, wywołanego nieoczekiwaną przeszkodą.
— Rysunki techniczne, książki drukowane nie na dawnym papierze drzewnym, lecz na arkuszach metalowych. Poza tym rulony filmów, jakieś wykazy, mapy gwiazd i Ziemi.
— W pierwszej sali — wzory maszyn, w drugiej — dokumentacja techniczna tych mechanizmów, a w trzeciej… jakby to powiedzieć… wartości i walory epoki z czasów, kiedy jeszcze istniały pieniądze. Cóż, to się zgadza ze schematami.
— A gdzież są wartości w naszym pojęciu? Gdzie najwyższe osiągnięcia duchowego rozwoju ludzkości? Nauki, sztuki, literatury? — zawołała Miiko.
— Mam nadzieję, że są za tymi drzwiami — odpowiedziała spokojnie Veda. — Nie byłabym jednak zdziwiona, gdyby tam była broń.
— Co takiego?
— Broń, uzbrojenie, środki masowej zagłady. Mała Miiko smutno się zamyśliła i wyrzekła cicho:
— Tak, to by było zgodne z założeniami, jeżeli się pomyśli o celu tego schronu. Ukryto tu przed możliwą zagładą podstawowe techniczne i materialne wartości ówczesnej cywilizacji zachodniej. Ale co uważano za podstawowe, skoro nie liczono się z opinią publiczną całej planety i narodów? Potrzebę i wagę pewnych poczynań ustalała grupa rządząca, najczęściej niekompetentna. Toteż znajduje się tu wcale nie to, co rzeczywiście stanowiło największą wartość dla ludzkości ówczesnej, lecz to, co przedstawiało wartość dla tej czy innej grupy ludzi. Ich zamiarem było zachować przede wszystkim mechanizmy, a także broń, ponieważ nie rozumieli, że odbudowa zniszczonej cywilizacji byłaby niemożliwa.
— Tak jest, bo cywilizacja powstaje drogą rozwoju i nabywania doświadczeń, drogą pracy, postępu wiedzy, techniki, poznania bogactw naturalnych, najczystszych substancji chemicznych i drogą budownictwa. Odbudowa zburzonej cywilizacji najwyższego rzędu jest nie do pomyślenia przy braku trwałych stopów, rzadkich metali, mechanizmów zdolnych do wykonywania pracy z najwyższą ścisłością i wydajnością.
— Tak samo nie do pomyślenia byłby wtedy powrót do cywilizacji nie opierającej się na mechanizmach, na przykład do antycznej, o której czasami marzono.
— Oczywiście. Zamiast kultury antycznej zapanowałby wtedy potworny głód. Marzyciele-indywidualiści nie chcieli zrozumieć tego, że historia się nie cofa.
— Nie twierdzę z całą stanowczością, że za tymi drzwiami jest broń — powróciła do poprzedniego tematu Veda — ale zbyt wiele przemawia za tym. Jeżeli ci, którzy budowali schron, popełnili błąd wynikający z nierozumienia różnic, jakie istniały między cywilizacją i kulturą, nie pojmowali konieczności kultywowania szlachetnych uczuć, to tym samym nie cenili ani dzieł sztuki, ani literatury, ani wiedzy. W tamtych czasach wiedzę dzielono na pożyteczną i niepożyteczną, nie rozumiano pojęcia jedności wiedzy. Nauka i sztuka były uważane za przyjemne, ale nie zawsze potrzebne i pożyteczne zjawisko w życiu umysłowym człowieka. Tkwił tutaj problem niezmiernej wagi. Dlatego też myślę o broni, chociaż nam, ludziom współczesnym, może się to wydać naiwne i niedorzeczne.
Veda zamilkła i wpatrywała się w drzwi.
— Być może jest to prosty mechanizm szyfrowy i potrafimy go otworzyć po przesłuchaniu za pomocą mikrofonu — rzekła nagle podchodząc do drzwi. — Cóż, zaryzykujemy?
Miiko stanęła pomiędzy drzwiami a towarzyszką.
— Nie, Vedo! Po co ryzykować?
— Wydaje mi się, że pieczara ledwie się trzyma. Gdy odejdziemy stąd, może nie uda nam się już wrócić… Słyszy pani?…
Do komory dochodziły od czasu do czasu niewyraźne, dalekie odgłosy. Raz z dołu, to znów z góry.
Miiko nie ustępowała. Stanęła plecami do drzwi i rozłożyła szeroko ręce.
— A jeżeli tam jest broń, Vedo?! Na pewno nie pozostawiono jej bez ochrony… Nie, to są drzwi złości, takie jak wiele innych.
Po dwóch dniach do groty dostarczono aparat rentgenowski do prześwietlenia mechanizmu zamka, a także ogniskowy emanator ultradźwięków, który winien był. zniszczyć współdziałanie wewnętrzne części składowych. Nie doszło jednak do ich użycia.
We wnętrzu pieczary rozległ się nagle huk. Silny wstrząs zmusił badaczy do pośpiesznego odwrotu — wszyscy znajdowali się w owej chwili w trzeciej, dolnej sali.
Huk wzmagał się przechodząc w głuchy szum. Widocznie zapadła się cała masa pokładów.
— Wszystko stracone! Nie zdążyliśmy. Ratujcie się, biegnijcie szybko na górę! — zawołała Veda, gdy wszyscy rzucili się ku wózkom-robotom i kierowali je w przejście do drugiej pieczary.
Czepiając się kabli-robotów wydostali się na zewnątrz. Huk i wstrząsy kamiennych ścian biegły w ślad za nimi. Straszliwy grzmot targnął powietrzem… Wewnętrzna ściana drugiej pieczary runęła w rozpadlinę, powstałą w miejscu studni stanowiącej przejście do trzeciej sali. Fala powietrza dosłownie wydmuchała ludzi razem ze żwirem i drobnymi odłamkami pod wysokie sklepienie pierwszej sali. Archeolodzy rozciągnięci na ziemi oczekiwali zagłady.
Kłęby kurzu, wypełniające grotę, z wolna osiadały. W mętnej mgle słupy stalagmitów i występy skalne nie zmieniały swoich zarysów. W podziemiu panowało dawne martwe milczenie…
Veda oprzytomniała i próbowała wstać. Dwaj towarzysze podbiegli starając się jej pomóc.
— Gdzie Miiko?
Jej pomocnica, oparta o jeden ze stalagmitów, ocierała z kurzu szyję, uszy i włosy.
— Prawie wszystko zostało zasypane — odpowiedziała na pytanie Vedy. — Drzwi pozostaną nadal zamknięte pod skałą grubości czterechset metrów. Trzecia sala zawaliła się całkowicie. Drugą uda się jeszcze odkopać. Tam znajdują się najcenniejsze rzeczy, tak samo zresztą jak tu.
— Więc tak… — Veda zwilżyła językiem wyschnięte wargi. — To nasza wina. Byliśmy opieszali i zbyt ostrożni. Powinniśmy przewidzieć tę katastrofę.
— Nie ma powodu do rozpaczy. Przecież nie moglibyśmy umacniać mas górskich, aby się dostać do składów nikomu nie potrzebnej broni.
— A jeżeli były tam bezcenne dzieła sztuki i skarby myśli ludzkiej? Nie, należało działać szybciej.
Miiko wzruszyła ramionami i wyprowadziła udręczoną Vedę na radosną światłość słonecznego dnia, gdzie ją czekała czysta woda i kojąca ból elektryczna kąpiel.
Mven Mas chodził swoim zwyczajem tam i z powrotem po pokoju, przydzielonym mu w Domu Historii, w indyjskim rektorze pasa mieszkalnego. Sprowadził się tu zaledwie dwa dni temu po ukończeniu pracy w Domu Historii w sektorze amerykańskim.