Z pokoju, a raczej werandy, o ścianach ze szkła polaryzującego, roztaczał się widok na rozległą przestrzeń pogórkowatego płaskowzgórza. Mven Mas włączał od czasu do czasu okiennice krzyżującej się polaryzacji. W pokoju wtedy nastawał szary półmrok, a na półkulistym ekranie przesuwały się powoli elektronowe odbicia wybranych przedtem przez Masa obrazów, urywków dawnych filmów, rzeźb i budynków. Afrykańczyk przeglądał je dyktując sekretarzowi-robotowi notatki stanowiące materiał dla przyszłej książki. Mechanizm odbijał, numerował kartki i starannie je składał segregując według tematu i zagadnień.
W chwilach zmęczenia Mven Mas wyłączał okiennice, podchodził do okna, wpatrywał się w dal i długo myślał nad tym, co przed chwilą oglądał.
Nie mógł się nadziwić, jak wiele z tej niezbyt odległej kultury ludzkości odeszło w niebyt. Znikły tak bardzo charakterystyczne dla Ery Zjednoczenia Świata subtelności słowne w mowie i w piśmie, owe wymyślne formy, uważane niegdyś za dowód wielkiej erudycji. Zaprzestano całkowicie stylistycznych efektów, który to sposób pisania był jeszcze rozpowszechniony w Erze Pracy Powszechnej. Znikła również pusta żonglerka słowna. Jeszcze wcześniej zarzucono metodę maskowania myśli charakterystyczną dla Epoki Rozbicia Świata. Uprościł się znakomicie sposób prowadzenia rozmów. W Erze Pierścienia powstanie prawdopodobnie trzeci system sygnalizacyjny: ludzie będą się porozumiewali bez słów.
Od czasu do czasu Mven Mas zwracał się do swego czuwającego bez przerwy sekretarza mechanicznego i dyktował mu dalej:
— Od pierwszego wieku Ery Pierścienia wywodzi swoje początki teoria fluktuatywnej psychologii sztuki, której twórczynią była Luda Fir. Udowodniła ona, że między percepcją u kobiet i mężczyzn istnieje zasadnicza różnica. W ten sposób odkryła ona dziedzinę znaną przez wiele wieków w postaci na pół mistycznego stanu podświadomości. Co więcej, Luda Fir zbadała najważniejsze ogniwa percepcji uczuciowych, co umożliwiło próby uzgadniania ich u osobników różnej płci.
Dzwonek i zielonawy błysk wezwały Afrykańczyka do TWF. Sygnał ten nadawany w godzinach pracy oznaczał sprawę poważną. Sekretarz automatyczny został wyłączony i Mven Mas zbiegł na dół, do izby dalekich połączeń.
Z ekranu witała go Veda Kong. Na jej wymizerowanej twarzy widniały zadrapania, pod oczyma — głębokie cienie. Mven Mas wyciągnął ku niej ręce, co wywołało na zatroskanym obliczu Vedy lekki uśmiech.
— Proszę o pomoc, Mvenie. Wiem, że jest pan zajęty pracą, ale Dara Wiatra nie ma na Ziemi, Erg Noor jest daleko, a poza nimi mogę tylko do pana zwrócić się z prośbą. Zdarzyło się nieszczęście…
— Co? Dar Wiatr?…
— O, nie! Zawaliła się pieczara na miejscu, w którym prowadzono prace wykopaliskowe. — Veda szybko opowiedziała o tym, co się stało w grocie Den-Of-Kul.
— Jest pan w tej chwili jedynym z moich przyjaciół, którzy mają dostęp do Mózgu Wieszczącego.
— Do którego z czterech?
— Niższych Orzeczeń.
— Rozumiem. Należy się zastanowić nad możliwością dostania się do drzwi stalowych przy minimalnym zużyciu materiałów i pracy?
— Właśnie.
— Czy obliczenia zostały przeprowadzone?
— Mam je przed sobą.
— Słucham.
Mven Mas szybko zanotował kilka szeregów liczb, — Teraz już tylko chodzi o to, kiedy mechanizm będzie mógł przyjąć moje dane. Proszę poczekać, natychmiast się połączę z dyżurnym inżynierem MW. Mózg Niższych Orzeczeń mieści się w australijskim sektorze strefy południowej.
— A mózg Najwyższych Orzeczeń?
— W sektorze indyjskim północnej strefy mieszkalnej, tam gdzie byłem… Przełączam się, proszę czekać.
Stojąc przed zgaszonym ekranem Veda usiłowała wyobrazić sobie Mózg Wieszczący. Zarysował się olbrzymich rozmiarów mózg ludzki, z jego bruzdami, zwojami i unerwieniem, żywy i pulsujący, choć młoda kobieta wiedziała doskonale, że tak nazywały się olbrzymie elektronowe mechanizmy analityczne najwyższej klasy, zdolne rozwiązać każde zadanie wchodzące w zakres już poznanych dziedzin matematyki. Planeta posiadała łącznie cztery takie mózgi, wyspecjalizowane w różnych kierunkach.
Veda czekała niedługo. Ekran zajaśniał i Mven Mas poprosił, żeby go wezwała po upływie sześciu dni, najlepiej późnym wieczorem.
— Pańska pomoc jest nieoceniona!
— Tylko dlatego, że się orientuję w niektórych gałęziach wiedzy i znam pewne prawa matematyczne. Pani zaś praca jest nieoceniona dlatego, że zna pani przeróżne języki i kultury. Vedo, pani zbyt głęboko się pogrąża w swych badaniach nad kulturą Epoki Rozbicia Świata.
Veda sposępniała, ale Afrykańczyk reześmiał się tak dobrodusznie, że natychmiast się rozchmurzyła.
Po sześciu dniach Mven Mas znowu ujrzał młodą kobietę w telewizofonie.
— Może pan nie mówić. Widzę, że wiadomości są niepomyślne.
— Tak. Wytrzymałość poniżej granicy bezpieczeństwa… Jeżeli postępować zwykłą drogą, trzeba by wydobyć kilometr sześcienny wapienia.
— W granicach naszych możliwości pozostaje tylko wydobycie tunelowe schronów drugiej groty — stwierdziła Veda ze smutkiem.
— Czy warto się smucić?
— Proszę mi darować, ale pan także stał przed drzwiami, za którymi kryła się tajemnica. Pańska była wielka, moja jest mała. Ale emocjonalnie moje niepowodzenie równa się pańskiemu.
— Jesteśmy towarzyszami niedoli. Mogę panią zapewnić, że jeszcze nieraz wypadnie nam się zderzyć ze stalowymi drzwiami. Im odważniejsze będą nasze zamierzenia, tym częściej będziemy trafiać na zamknięte drzwi.
— Któreś z nich się otworzy!
— Z pewnością.
— Ale pan się chyba nie wycofał całkowicie?
— Oczywiście. Obmyśliliśmy lepszą metodę. Siły kosmosu są tak ogromne, że byłoby z naszej strony naiwnością rzucać się na nie z pogrzebaczem w ręku… Tak jak w pani wypadku ręcznie otwierać tamte niebezpieczne drzwi.
— A jeśli trzeba czekać całe życie?
— Cóż znaczy moje życie wobec postępu wiedzy!
— Gdzież się podziała pańska pasja badawcza, Mvenie?
— Istnieje nadal, tylko ją okiełznałem. Cierpienie sprawia, że człowiek…
— A Ren Boz?
— Temu jest lżej. Kroczy drogą, która ma go doprowadzić do całkowitego sprecyzowania abstrakcji.
— Rozumiem. Chwileczkę, Mven, coś bardzo ważnego.
Ekran z Vedą zgasł, a gdy zajaśniał znowu, oczom Mvena Masa ukazała się jakby inna, odmłodzona i beztroska kobieta.
— Dar Wiatr schodzi na Ziemię. Odbudowę Satelity 57 ukończono przed terminem.
— Tak szybko? Ukończono wszystko?
— Nie, tylko montaż zewnętrzny i ustawienie mechanizmów energetycznych. Prace wewnętrzne są już o wiele prostsze. Wzywają go na odpoczynek i dla przeprowadzenia analizy referatu Juniusa Anta o nowych formach łączności w obwodzie Pierścienia.
— Dziękuję za wiadomość. Vedo! Cieszę się, że zobaczę Dara Wiatra.
— Ale nie powiedziałam wszystkiego. Dzięki wysiłkom całej planety przygotowano zasoby anamezonu dla nowego statku kosmicznego, „Łabędzia”. Będzie pan na pożegnaniu członków wyprawy przed odlotem?
— Będę. Planeta pokaże załodze „Łabędzia” wszystko, co ma najpiękniejszego i najbardziej ukochanego. Astronauci chcieli także zobaczyć taniec Czary na święcie Czasz Płomiennych. A więc do zobaczenia w centralnym porcie kosmicznym El Homra!
— Do widzenia!
15. Mgławica Andromedy
W Afryce Północnej, na południe od zatoki znanej pod nazwą Wielka Syrta, rozciąga się ogromna równina El Homra. Przed osłabieniem pierścienia pasatów i dokonaniem zmiany klimatu była tu hamada — pustynia zupełnie pozbawiona roślinności, cała pokryta rumowiskiem skalnym, kamieniami o czerwonym odcieniu, od których „hamada” otrzymała nazwę „czerwonej”. Podczas dnia lały się z nieba strumienie oślepiających płomieni, w ciągu zimowych i jesiennych nocy wiały zimne wiatry. Teraz z dawnej hamady pozostał jedynie wiatr. Swoim tchem kłonił ku twardej ziemi fale wysokich, niebieskawosrebrzystych traw, przeniesionych tu z Afryki Południowej. Gwizd wiatru i chyląca się pod jego powiewem trawa budziły w duszy tęskne wspomnienie stepowej przyrody.