Выбрать главу

Biolog poparł stanowisko szefa; — Wydaje mi się, że tu, na tej planecie, która jest planetą ciemności jedynie dla nas, ponieważ oczy nasze nie reagują na promienie podczerwone, a więc cieplnej części widma, inne promienie, żółte i niebieskie, powinny bardzo silnie oddziaływać na te stworzenia. Ich reakcja jest tak błyskawiczna, że zaginieni towarzysze z „Żagla” nie byli w stanie jej zauważyć oświetlając miejsce napaści… A kiedy zauważyli, było już za późno i konający nic nie mogli opowiedzieć żywym…

— Zaraz powtórzymy doświadczenie, chociaż zbliżanie się do tego stwora jest bardzo przykre.

Niza wyłączyła światło i znów troje obserwatorów utkwiło wzrok w nieprzejrzanych ciemnościach oczekując stworzeń świata mroku.

— W co one są uzbrojone? Dlaczego ich zbliżenie daje się odczuć poprzez klosz i skafander? — zadawał biolog głośno pytania. — To jakiś szczególny rodzaj energii?

— Rodzajów energii mamy bardzo niewiele, a ta jest bez wątpienia z gatunku elektromagnetycznych. Oczywiście, istnieje całe mnóstwo najrozmaitszych jej modyfikacji. Ten nieznany stwór posiada broń oddziaływającą na nasz system nerwowy. Można sobie wyobrazić, jaki byłby rezultat, gdyby taka macka dotknęła ciała pozbawionego osłony.

Erg Noor wzdrygnął się. Nizę Krit też przeszedł dreszcz, gdy spostrzegła łańcuszki brązowych płomyków zbliżające się z trzech stron.

— Jest ich kilka! — cicho zawołał Eon. — Nie należy chyba dopuścić do tego, by dotykały klosza.

— Racja. Niech każdy z nas odwróci się tyłem do światła i patrzy tylko w swoją stronę. Nizo, proszę włączyć!

Tym razem każdy z obserwatorów zdążył zauważyć odrębne szczegóły, które w sumie stworzyły obraz istot podobnych do ogromnych, płaskich meduz, płynących na nieznacznej wysokości nad powierzchnią ziemi. Dołem kołysały się jak gdyby gęste frędzle. Niektóre macki były zbyt krótkie w porównaniu z wymiarami stwora i nie przekraczały metra długości. Przy ostrych kątach romboidalnego cielska zwijały się i rozwijały po dwie macki znacznie dłuższe niż pozostałe. U nasady macek biolog dostrzegł olbrzymie pęcherze z lekka prześwitujące od wewnątrz i jakby rozpylające na całą powierzchnię macek gwieździste błyski.

— Obserwatorzy, dlaczego włączacie i wyłączacie światło? — zabrzmiał nagle w hełmach dźwięczny głos Ingridy. — Potrzebujecie pomocy? Burza się skończyła i zabieramy się do pracy. Zaraz do was przyjdziemy.

— W żadnym wypadku! — powiedział surowo Noor. — Stoimy wobec wielkiego niebezpieczeństwa. Proszę mnie połączyć ze wszystkimi.

Erg Noor opowiedział o straszliwych meduzach. Po naradzie podróżnicy zdecydowali się wysunąć na wózku część silnika planetarnego. Strumienie ognia długie na trzysta metrów pomknęły ponad kamienistą równiną, zmiatając na swej drodze wszystko widzialne i niewidzialne. Nie minęło nawet pół godziny i zerwane kable zostały przeciągnięte na nowo. Ochronę odbudowano. Było jasne dla wszystkich, że anamezon powinien być załadowany przed nastaniem nocy planetarnej. Udało się tego dokonać kosztem niewiarogodnych wysiłków. Zmęczeni i wyczerpani astronauci zamknęli szczelnie luki i ukryli się pod osłoną niezniszczalnego pancerza statku, przysłuchując się spokojnie odgłosom szalejącego na zewnątrz huraganu. Ten mały, jasno oświetlony światek, niedostępny dla ciemności, zdawał się jeszcze przytulniejszy.

Ingrida i Luma rozsunęły stereoekran. Film wybrano trafnie. Błękitna woda Oceanu Indyjskiego pluskała przy stopach astronautów siedzących w bibliotece. Odbywały się Igrzyska Posejdonowe, zawody światowe we wszystkich konkurencjach sportu wodnego: skoki, pływanie, nurkowanie, zawody na deskach motorowych, na tratewkach. Widzieli tysiące wspaniałych, młodych ciał pokrytych brązem opalenizny, słyszeli dźwięczne śpiewy, śmiech, uroczystą muzykę finałów… W epoce Pierścienia wszystkich ludzi łączyła z morzem taka przyjaźń, jaka dawniej istniała tylko w krajach nadmorskich.

Niza pochyliła się ku siedzącemu obok niej biologowi, pogrążonemu w głębokim zamyśleniu. Zdawało się, że dusza jego uleciała w bezkresną dal, ku miłej sercu rodzimej planecie z jej całkowicie ujarzmioną przyrodą.

— Brał pan udział w takich zawodach?

Biolog spojrzał na nią nie rozumiejącym wzrokiem.

— A, w tych tutaj? Nie, ani razu. Zamyśliłem się i nie zrozumiałem początkowo pytania.

— Czyż nie o tym pan myślał? — dziewczyna pokazała na ekran. — Jakże przyjemne jest kontemplować piękno naszego świata po ciemnościach, burzy i czarnych meduzach elektrycznych!

— Tak, oczywiście. Toteż człowieka bierze ochota przyłapać taką meduzę. Właśnie nad tym łamałem sobie głowę.

Niza odwróciła się od uśmiechniętego już biologa i wymieniła uśmiech z Ergiem Noorem.

— Pan też rozmyślał nad tym, jak złapać taką czarną zgrozę? — spytała Niza kpiącym tonem.

— Nie, myślę o statku-dysku.

Iskierki śmiechu w oczach Erga rozgniewały Nizę.

— Teraz rozumiem, czemu w starożytności ród męski zajmował się wojnami. Myślałam, że to tylko przechwałki mężczyzn, którzy uważali się za silnych w nie zorganizowanym społeczeństwie.

— Nie ma pani racji, chociaż częściowo zrozumiała pani naszą psychikę. Ale ja już taki jestem: im bardziej kocham moją planetę, tym usilniej chciałbym jej służyć: uprawiać ogrody, wydobywać kruszce, przysparzać dóbr materialnych i duchowych, aby po mnie pozostał jakiś ślad w postaci konkretnych rezultatów pracy moich rąk i głowy. Znam tylko kosmos, sztukę astronautyki i tylko tym mogę służyć ludzkości. Ale przecież loty nie są celem samym w sobie. Jest nim zdobywanie nowej wiedzy, odkrywanie nowych światów, takich, z których kiedyś uczynimy równie piękne planety jak nasza ziemia. A pani jakiej sprawie służy? Czemu panią tak pociąga tajemnica statku? Czy to tylko zwykła ciekawość?

Dziewczyna w gwałtownym wysiłku pokonała ciężar rąk i wyciągnęła je do Erga. On ujął je w swe duże dłonie i delikatnie pogłaskał. Policzki Nizy poróżowiały, zmęczone ciało napełniła nowa energia. Tak jak wtedy, przed niebezpiecznym lądowaniem, przytuliła policzek do dłoni Erga, wybaczając jednocześnie biologowi jego rzekomą zdradę Ziemi. Aby dać dowód, że przecież zgadza się ze stanowiskiem każdego z nich, Niza przedstawiła im pomysł, który jej właśnie przyszedł do głowy. Należało opatrzyć jeden z zasobników na wodę automatycznie zatrzaskującą się pokrywą i włożyć do środka kawał konserwowanego mięsa jako przynętę. Jeżeli „czarna meduza” dostanie się do wnętrza zbiornika i pokrywa się zatrzaśnie, należałoby przez zawczasu przygotowane krany przedmuchać zasobnik nieczynnym chemicznie gazem i przymocować pokrywę na stałe przez spawanie. Eon przyjął propozycję Nizy z entuzjazmem.

Erg Noor ze swej strony zajął się nastrajaniem człekokształtnego robota i przygotowywał potężny frez elektryczny, za pomocą którego zamierzał przedostać się do wnętrza dyskowatego statku.

Burze wreszcie ustały, po mrozie zrobiło się ciepło — nadszedł dziewięciodobowy „dzień”. Przetransportowanie ładunków jonowych i cennych przyrządów miało trwać jeszcze cztery dni ziemskie. Ponadto Erg Noor postanowił wziąć także niektóre rzeczy osobiste należące do zaginionej załogi, by po skrupulatnej dezynfekcji dostarczyć je na Ziemię jako pamiątki dla krewnych.

Piątego dnia wyłączono prąd i biolog wraz z dwoma ochotnikami, Kayem Berem i Ingridą, zamknął się w wieżyczce obserwacyjnej przy „Żaglu”. Czarne stwory zjawiły się niezwłocznie. Biolog przygotował ekran podczerwony, tak że mógł bez przeszkód obserwować straszliwe meduzy. Do zasobnika-pułapki zbliżyła się jedna z nich; złożyła macki, zwinęła się w kłąb i wlazła do wnętrza. Nieoczekiwanie jeszcze jeden romboidalny kształt zjawił się przy otworze zasobnika. Pierwszy potwór błyskawicznie rozcapierzył macki — zamigotały gwieździste płomyki przekształcając się w pasma wibrującego, ciemnoczerwonego światła, które zabłysło na ekranie niewidzialnych li zielonymi błyskawicami. Pierwszy potwór ustąpił miejsca m towarzyszowi; wtedy drugi momentalnie zwinął się w kłąb i upadł na dno zasobnika. Biolog wyciągnął rękę ku wyłącznikowi, ale Kay Ber go powstrzymał. Teraz już w zasobniku znajdowały się dwie meduzy. Było rzeczą zdumiewającą, w jaki sposób stwory mogły do tego stopnia zmniejszyć swoją objętość. Naciśnięcie guzika — i pokrywa zatrzasnęła się. Natychmiast ze wszystkich stron kilka czarnych potworów oblepiło ogromne, pokryte cyrkonem naczynie. Biolog włączył światło i poprosił „Tantrę” o włączenie ochrony. Czarne widma rozpłynęły się według swego zwyczaju momentalnie, ale dwa z nich pozostały w niewoli pod hermetyczną pokrywą zbiornika.