Выбрать главу

Siedziała w siodle swobodnie i lekko, jadąc stępa na karym koniu, tuż obok bułanka Myena Masa.

— Zostajemy w tyle — zawołała raptem i szarpnęła cugle. Koń skoczył naprzód.

Afrykańczyk dopędził ją i oboje pomknęli lotem strzały. Gdy zrównali się ze swymi młodocianymi towarzyszami, powstrzymali konie, a Czara Nandi zwróciła się do Mvena Masa.

— I cóż z tą dziewczyną Onar?…

— Powinna wrócić do Wielkiego Świata. Sama pani mówiła, że na wyspie pozostała jedynie ze względu na swą matkę, która niedawno zmarła. Dobrze by było, gdyby Onar znalazła pracę u Vedy. Przy wykopaliskach konieczne są czułe ręce kobiece. Bet Lon, który również powróci do nas, znajdzie ją na nowo!…

Czara zmarszczyła brwi i spojrzała uważnie na Mvena Masa.

— A pan nie porzuci swoich gwiazd?

— Bez względu na to, co postanowi Rada, będę kontynuował swe badania kosmiczne. Ale na razie powinienem napisać…

— O gwiazdach dusz ludzkich?

— Właśnie! Aż dech zapiera, gdy się pomyśli o ich ogromnej różnorodności… — Widząc, że dziewczyna przygląda mu się z czułym uśmiechem, zamilkł. — Pani się z tym nie zgadza?

— Ależ zgadzam się, oczy wiście I Myślałam o pańskim doświadczeniu. Pan je wykonał z namiętną niecierpliwością, żeby udostępnić ludziom pełnię świata. Jest pan w tym nie tylko uczonym, ale i artystą.

— A Ren Boz?

— Dla niego doświadczenie to tylko dalszy krok na drodze badań.

— A więc pani mnie usprawiedliwia, Czaro?

— Najzupełniej. Jestem pewna, że tak myśli wiele ludzi, większość. Wjeżdżali do małego osiedla przy stacji.

Fale Oceanu Indyjskiego uderzały miarowo. W ich huku Mas słyszał rytmiczne echa basów z symfonii Ziga Zora. Nad morzem dźwięczała potężna nuta przyrody ziemskiej, błękitne „f”, budząc w człowieku serdeczny odzew.

Ocean jaśniał w całym swym blasku. Był już wolny od drapieżnych rekinów, jadowitych ryb, mięczaków i niebezpiecznych meduz, jak życie współczesnego człowieka było wolne od zła i strachu wieków minionych. Gdzieś jednak w przepastnych jego głębinach istniały tajemne kryjówki, w których kiełkowały nasiona szkodliwych form życia i tylko czujności oddziałów zwiadowczych należy zawdzięczać czystość i bezpieczeństwo oceanicznych wód.

Podobnie w młodocianej duszy zaczyna nagle kiełkować złośliwy upór, zuchwała pewność siebie i egoizm. Jeśli się człowiek nie podporządkuje autorytetowi społeczeństwa, nie postawi sobie wzniosłych i mądrych celów, będzie się kierował osobistymi namiętnościami, męstwo przekształci się w zwierzęcość, zdolności twórcze — w okrutną przebiegłość, a przywiązanie i ofiarność — w tyranię i okrucieństwo. O zepsucie obyczajów i rozluźnienie dyscypliny społecznej nietrudno — na to wystarcza zaledwie dwu, a może nawet jednego pokolenia wiodącego złe życie. Mven Mas spojrzał wprost w ślepia tej bestii tu, na Wyspie Zapomnienia, i zrozumiał, że jeśli się jej nie okiełzna, zapanuje znowu potworny despotyzm, który dręczył ludzkość przez tyle wieków.

Rzeczą najbardziej zadziwiającą w dziejach Ziemi jest odwieczna nienawiść do wiedzy i piękna. W czasach pierwotnych prześladowano czarowników i wiedźmy, w Epoce Rozbicia Świata — myślicieli wyprzedzających swój czas. Tak było i na innych planetach, na których powstały wielkie cywilizacje: w procesie kształtowania się form społecznych nie zdołały uniknąć panowania oligarchii, rodzącej się nagle i podstępnie w najbardziej nieoczekiwanych postaciach… Mven Mas pamiętał komunikaty Pierścienia o zaludnionych światach, gdzie się stosowało najwyższe osiągnięcia wiedzy dla zastraszenia, tortur i kar, odczytywania myśli i przekształcania mas w gromadę pokornych półidiotów, spełniających z gotowością każdy, choćby najpotworniejszy nakaz. Wołanie o pomoc jednej z takich planet leciało przez setki lat i dotarło do Pierścienia, kiedy już dawno zginęli okrutni władcy i ciemiężeni przez nich ludzie, którzy nadali ten komunikat.

Nasza planeta weszła już w takie stadium rozwoju, kiedy podobne rzeczy są niemożliwe. Ciągle jeszcze jednak rozwój duchowy człowieka jest niedostateczny, ten rozwój, o który troskają się tacy ludzie jak Evda Nal.

— Artysta Kart San powiedział, że mądrość polega na harmonijnym połączeniu wiedzy i uczuć. Bądźmy mądrzy! — Czara przemknęła obok Afrykańczyka i rzuciła się w huczący odmęt.

Mven Mas widział płynny obrót jej ciała w powietrzu i następnie skrzydlaty ruch rąk. Kąpiący się na dole chłopcy z oddziału zwiadowców zastygli w bezruchu. Mvena przeszedł dreszcz zachwytu graniczący z lękiem. Nigdy dotąd nie skakał z tak zawrotnej wysokości. W tej chwili jednak zerwał się, stanął na skraju urwiska i — zaczął szybko ściągać ubranie. Potem dopiero przypomniał sobie, że w chwilach zamącenia myśli Czara wydawała mu się boginią ludzi dawnych, która może wszystko. A jeśli może ona — potrafi i oni Wśród huku fal zabrzmiał słaby, ostrzegawczy okrzyk dziewczyny, ale nie dotarł do uszu Mvena Masa, który już skoczył w dół. Lot był rozkosznie długi. Mistrz skoków, Mven Mas, jak gdyby wszedł w wodę i zanurzył się bardzo głęboko. Morze było tak zadziwiająco przezroczyste, że dno wydawało się tuż tuż. Afrykańczyk skurczył się i siła nie wygaszonej inercji tak gotrzepnęła, że stracił na chwilę przytomność. Wyrzucony gwałtownie na powierzchnię przyszedł szybko do siebie i przewrócił się na wznak. Wkrótce dostrzegł płynącą do niego Czarę. Po raz pierwszy bladość wywołana przez strach sprawiła, że jaskrawy brąz jej opalenizny jakby zmatowiał. W oczach malował się wyrzut i zachwyt.

— Po co pan to zrobił? — rzekła oddychając z trudem.

— Ponieważ pani to zrobiła. Pójdę za panią wszędzie… żeby zbudować własny Epsilon Tukana na naszej Ziemi!

— I razem ze mną wróci pan do Wielkiego Świata?

— Tak.

Mven Mas odwrócił się, żeby płynąć dalej, i wydał okrzyk zdziwienia. Przezroczystość morza, która dopiero co spłatała mu tak przykrego figla, tutaj z dala od brzegu, potęgowała się jeszcze bardziej. Zdawało mu się, że razem z Czarą przelatywał ponad dnem na zawrotnej wysokości. Dno było widoczne w najdrobniejszych szczegółach, jakby oglądane przez warstwę przejrzystego powietrza. Mven Mas dał się ponieść odwadze i radości ludzi, którzy przekraczają granice ziemskiego ciążenia. Loty w czasie burzy ponad oceanem, skoki w czarne głębiny kosmosu na sztucznych satelitach budziły podobne uczucia zuchwałości i triumfu. Mven Mas gwałtownym rzutem podpłynął do Czary, szepnął jej imię i odczytał gorącą odpowiedź w jasnych i śmiałych oczach towarzyszki. Ich usta i ręce złączyły się ponad kryształową otchłanią.

12. Rada Astronautyczna

Rada Astronautyczna, podobnie jak i naczelny mózg planety — Rada Ekonomiczna, od dawna posiadała własny gmach przeznaczony do sesji naukowych. Specjalnie urządzone i odpowiednio przystosowane wnętrze tego gmachu nastrajało zebranych na ton zagadnień kosmicznych, i sprzyjało szybkiemu oderwaniu się od spraw ziemskich.

Czara Nandi weszła z Evdą Nal do głównej sali Rady ze wzruszeniem. Nigdy jeszcze w niej nie była. Sala miała kształt jajowaty, parabolicznie wygięty sufit i szeregi elipsoidalnych siedzeń. Zalewało ją jaskrawe i przezroczyste światło, jakby zebrane z jakiejś gwiazdy jaśniejszej niż Słońce. Wszystkie linie ścian, sufitu i siedzeń zbiegały się w końcu ogromnej hali, stanowiącej jakby naturalny punkt koncentryczny. Tam też, na podwyższeniach widniały ekrany przeznaczone do pokazów oraz trybuna i miejsca dla kierujących posiedzeniami członków Rady.

Złotawomatowe płyty ścian były przedzielone plastycznymi mapami planet. Po prawej stronie znajdowały się mapy planet układu słonecznego, po lewej — tych planet, które należały do najbliższych gwiazd i zostały już zbadane. Drugi rząd, tuż pod niebieskim skrajem sufitu, tworzyły wykonane fosforyzującymi farbami schematy zamieszkanych systemów gwiezdnych, otrzymane od sąsiadów z obwodu Wielkiego Pierścienia.

Czarę zainteresował stary, poczerniały i widocznie nieraz już odnawiany obraz, zawieszony nad trybuną.