– Ratunku! – jęknął Colin.
Penelope spojrzała przez ramię i spostrzegła sławetną lady Danbury, która przeciskała się przez tłum w ich kierunku. Skrzywiła się, widząc, jak nieodstępna laska damy wbija się w stopę jakiejś nieszczęśnicy.
– Może chodzi jej o innego pana Bridgertona – podsunęła. – W końcu jest was paru, to możliwe…
– Dostaniesz dziesięć funtów, jeśli mnie teraz nie opuścisz – wypalił Colin.
Penelope zachłysnęła się z wrażenia.
– Nie bądź głupi…
– Dwadzieścia.
– Załatwione! – odparła z uśmiechem, nie dlatego, żeby szczególnie potrzebowała pieniędzy, lecz wyciąganie ich od Colina wydało jej się dziwnie przyjemne.
– Lady Danbury! – zawołała, podbiegając do staruszki. – Jak miło panią widzieć!
– Nikomu nie jest miło mnie widzieć – ostro odparła lady. – Może z wyjątkiem mego siostrzeńca, ale i za niego raczej nie ręczę. Ale dzięki za sympatyczne kłamstwo.
Colin się nie odzywał, lecz ona i tak zwróciła się w jego stronę, uderzając go laską po nodze.
– Dobry wybór tancerki – rzekła. – Zawsze lubiłam tę dziewuchę. Więcej rozumu niż cała reszta jej rodziny razem wzięta.
Penelope otwarła usta, żeby bronić przynajmniej młodszej siostry, kiedy lady Danbury wykrzyknęła:
– Ha! – i zaraz dodała: – Widzę, że żadne z was nawet nie próbuje mi zaprzeczyć.
– Zawsze miło panią widzieć, lady Danbury – odezwał się Colin, obdarzając ją uśmiechem, który sprawiłby przyjemność nawet śpiewaczce operowej.
– Spryciarz z niego – zawołała lady Danbury do Penelope. – Będziesz musiała na niego uważać.
– Nieczęsto będę miała ku temu okazję – odparła Penelope. – Zwykle pozostaje za granicą.
– Widzieliście! – zagruchała lady Danbury. – Mówiłam ci, że to mądra dziewczyna.
– I zapewne zauważy pani – rzekł Colin swobodnie – że znowu nie zaprzeczyłem.
Staruszka uśmiechnęła się z aprobatą.
– Rzeczywiście. Na starość zmądrzałeś, panie Bridgerton.
– Kiedy byłem młody, również od czasu do czasu mówiono mi, że jestem dość inteligentny.
– Hmm… Ważnym słowem w tym zdaniu jest "dość", jak sądzę.
Colin spojrzał na Penelope przez zmrużone powieki. Wydawało mu się, że młoda kobieta dławi się ze śmiechu.
– My, kobiety, musimy się sobą opiekować – zauważyła lady Danbury, nie zwracając się do nikogo konkretnego. – Widać, że nikt za nas tego nie zrobi.
Colin uznał, że nadszedł czas rejterady.
– Muszę zobaczyć się z matką – rzekł.
– Nie ma ucieczki – zakrakała lady Danbury. – Nawet nie próbuj. Poza tym doskonale wiem, że nie znajdziesz swojej matki. W tej chwili zajmuje się jakąś niezdarą, która podarła sobie obręb sukni. – Spojrzała na Penelope, która tak dzielnie walczyła z ogarniającym ją atakiem śmiechu, że oczy miała pełne łez. – Ile ci zapłacił, żebyś nie zostawiała go ze mną sam na sam?
Penelope po prostu eksplodowała śmiechem.
– Słucham? – jęknęła po chwili z przerażeniem, zakrywając usta dłonią.
– O, nie, mów śmiało – zawołał Colin. – I tak bardzo mi już pomogłaś.
– Nie musisz mi dawać tych dwudziestu funtów – odparła.
– Nawet nie miałem zamiaru.
– Tylko dwadzieścia funtów? – zapytała lady Danbury. – Proszę, a ja myślałam, że jestem warta co najmniej dwadzieścia pięć.
Colin wzruszył ramionami.
– Jestem trzecim synem. Wiecznie bez pieniędzy.
– Ha! Masz portfel gruby jak co najmniej trzech earlów razem wziętych – odparła lady Danbury. – No dobrze, może nie earlów – dodała po chwili namysłu. – Ale kilku wicehrabiów i większość baronów na pewno.
Colin uśmiechnął się beznamiętnie.
– Czy mówienie o pieniądzach w mieszanym towarzystwie nie jest uważane za niegrzeczność?
Lady Danbury wydała odgłos, który był czymś pośrednim pomiędzy świstem a chichotem – Colin nie był całkiem pewien, co to było – i odparła:
– Mówienie o pieniądzach nigdy nie jest grzeczne, ani w mieszanym, ani w żadnym innym towarzystwie, ale w moim wieku można robić niemal wszystko, co się chce.
– Zastanawiam się – mruknęła Penelope – czego nie można robić w pani wieku.
Lady Danbury zwróciła się w jej stronę.
– Słucham?
– Powiedziała pani, że w jej wieku można robić "niemal" wszystko, co się chce…
Staruszka przez chwilę przyglądała jej się z niedowierzaniem, po czym uśmiechnęła się lekko. Colin też się uśmiechnął.
– Ona mi się podoba – stwierdziła lady Danbury, wskazując na Penelope, jakby to był posążek na sprzedaż. – Mówiłam ci, że ona mi się podoba?
– Chyba tak – mruknął.
Lady Danbury spojrzała na Penelope i przybrała śmiertelnie poważny wyraz twarzy.
– Myślę, że nie wywinęłabym się z morderstwa, ale to chyba wszystko.
Penelope i Colin jednocześnie parsknęli serdecznym śmiechem.
– Ech? – zawołała starsza dama. – A co w tym takiego wesołego?
– Nic – zachichotała Penelope.
Colin nie był w stanie wykrztusić nawet tyle.
– To nie jest nic – upierała się lady Danbury – Będę tu tak długo stać i męczyć, aż powiecie, o co chodzi. Choćby całą noc. Wierzcie mi na słowo, kiedy wam powiem, że nie będziecie zachwyceni takim obrotem sprawy.
Penelope otarła łzę z oka.
– Właśnie mu mówiłam – wyjaśniła, wskazując głową na Colina – że prawdopodobnie nawet morderstwo uszłoby mu na sucho.
– Naprawdę? – zadumała się lady Danbury, lekko postukując laseczką o podłogę, jakby roztrząsała jakieś ważne zagadnienie. – Wiesz, może nawet masz rację. Londyn chyba nie widział jeszcze drugiego tak czarującego mężczyzny.
Colin uniósł brew.
– Hm, czemu mi się wydaje, że to nie miał być komplement, lady Danbury?
– Oczywiście, że to komplement, ty durniu!
Colin spojrzał na Penelope.
– W przeciwieństwie do tego określenia, które na pewno nie jest komplementem.
Lady Danbury rozpromieniła się.
– Stwierdzam – rzekła (a właściwie istotnie stwierdziła) – że w całym sezonie tak się nie ubawiłam.
– Cieszę się, że mogłem się do tego przyczynić. – Colin skłonił się z uśmiechem.
– Ten rok był szczególnie nudny, nie sądzisz? – zwróciła się lady Danbury do Penelope.
Zapytana skinęła głową,
– Zeszły rok też nie należał do najciekawszych.
– Ale nie był tak tragiczny jak ten – upierała się staruszka.
– Mnie nie pytajcie – zastrzegł się Colin uprzejmie. – Nie było mnie w kraju.
– Hmm… podejrzewam, że zaraz powiesz, iż wszyscy nudziliśmy się tak strasznie z powodu twojej nieobecności.
– Nigdy bym się nie odważył – odparł z rozbrajającym uśmiechem, – Ale doprawdy, jeśli taka myśl przyszła pani do głowy, coś w niej musi być.
– Hmm… Nieważne, i tak się nudzę.
Colin spojrzał na Penelope, która nagle podejrzanie znieruchomiała… jakby pilnując się, by znów nie wybuchnąć śmiechem.
– Haywood! – wykrzyknęła nagle lady Danbury, machając do znajomego dżentelmena w średnim wieku. – Zgodzisz się ze mną?
Na twarzy lorda Haywooda pojawił się wyraz lekkiej paniki, lecz kiedy stało się jasne, że nie zdoła się wywinąć, rzekł:
– Staram się zawsze z panią zgadzać, moja droga.
Lady Danbury odwróciła się do Penelope i upewniła się:
– Czy to wyobraźnia płata mi figle, czy mężczyźni jakby zmądrzeli?
Jedyną odpowiedzią Penelope było niezobowiązujące wzruszenie ramion. Colin uznał, że to naprawdę mądra dziewczyna.
Haywood odchrząknął. Niebieskie oczy w tłustej twarzy mrugały szybko i gniewnie.