Nawet teraz, w siedem lat później, określała ów dzień mianem "tamtego".
Jak to miała już w zwyczaju, wypiła herbatę z Eloise Bridgerton. Było to na krótko przed ślubem jej brata Benedicta z Sophie. Benedict nie wiedział wówczas, kim ona jest, co zresztą nie miało znaczenia poza tym, że był to chyba jedyny sekret ostatniej dekady, którego lady Whistledown nie zdołała odkryć.
Pożegnawszy się z przyjaciółką, Penelope szła przez hol, wsłuchując się w odgłos własnych kroków, i poprawiała płaszcz, przygotowując się do przebycia pieszo krótkiej drogi dzielącej ją od własnego domu, kiedy usłyszała głosy. Męskie głosy.
Byli to trzej starsi bracia Bridgerton: Anthony, Benedict i Colin. Prowadzili tak zwaną "męską rozmowę", śmiejąc się i trącając łokciami. Lubiła na nich patrzeć – byli sobie tacy oddani.
Widziała ich przez uchylone drzwi frontowe, ale nie słyszała, o czym mówią, dopóki nie dotarła do progu. Pierwsze słowa, jakie usłyszała, zostały wypowiedziane przez Colina. Przykre słowa.
– …i z pewnością nie zamierzam ożenić się z Penelope Featherington!
– Och! – krzyknęła mimowolnie i o wiele za głośno.
Cała trójka obejrzała się na nią z identycznym przerażeniem na twarzach, zaś dla Penelope wybiła pierwsza z pięciu najstraszliwszych minut jej życia.
Milczała przez chwilę, która jej samej wydawała się wiecznością, a potem z godnością, o jaką się nigdy by nie podejrzewała, spojrzała wprost na Colina.
– Nigdy nie prosiłam, żebyś się ze mną ożenił.
Poczerwieniał ze wstydu, otworzył usta, ale nie wydał żadnego dźwięku. Penelope pomyślała z ponurą satysfakcją, że chyba po raz pierwszy w życiu zabrakło mu słów.
– I nigdy… – przełknęła z trudem ślinę -…nigdy nie twierdziłam, że chciałeś mi się oświadczyć.
– Penelope – wykrztusił wreszcie – przepraszam.
– Nie masz za co przepraszać – odparła.
– Nie – zaprzeczył. – Zraniłem twoje uczucia i…
– Nie wiedziałeś, że mogę to usłyszeć.
– Ale…
– Nie ożenisz się ze mną – powiedziała dziwnie głucho i spokojnie. – I nie ma w tym nic złego. Ja też nie wyjdę za twojego brata Benedicta.
Benedict wyraźnie starał się unikać jej wzroku, ale drgnął na dźwięk swego imienia.
Penelope zacisnęła pięści.
– Chyba to nie rani jego uczuć, gdy mówię, że za niego nie wyjdę. – Zwróciła się do Benedicta, ze wszystkich sił starając się wytrzymać jego spojrzenie. – Czy mam rację, panie Bridgerton?
– Oczywiście – odparł szybko Benedict.
– No to sprawa załatwiona – rzekła z wysiłkiem i zdziwiła się, że choć raz mówi dokładnie to, co trzeba. – Nikogo nie zraniono. A teraz, panowie, jeśli pozwolicie, oddalę się do domu.
Cała trójka rozstąpiła się natychmiast, robiąc jej przejście. Prawdopodobnie udałoby się jej odejść bez przeszkód, gdyby nie Colin.
– Nie masz służącej? – zapytał nagle.
Pokręciła głową.
– Mieszkam tuż za rogiem.
– Wiem, ale…
– Odprowadzę panią – zaoferował się Anthony.
– To doprawdy niepotrzebne, mój panie.
– Proszę mi pozwolić – rzeki tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Skinęła głową i ruszyli w drogę. Po kilku chwilach Anthony odezwał się głosem pełnym szacunku:
– On nie wiedział, że pani go słyszy.
Penelope zacisnęła usta – nawet nie z gniewu, raczej z powodu dziwnego uczucia rezygnacji.
– Wiem – odparła. – Nie jest złym człowiekiem. Podejrzewam, że wasza matka próbuje go skłonić do małżeństwa.
Wicehrabia skinął głową. Lady Bridgerton słynna była ze starań, aby szczęśliwie ożenić każdą ze swych ośmiorga latorośli.
– Lubi mnie – dodała Penelope. – Pańska matka, oczywiście. Obawiam się, że nie umie myśleć inaczej. Ale prawdę mówiąc, to chyba nie ma znaczenia, czy spodoba jej się narzeczona Colina.
– Cóż, nie wyraziłbym się tak – rzeki z zadumą Anthony. Nie zachowywał się teraz jak szacowny wicehrabia, ale raczej jak dobrze wychowany syn. – Nie chciałbym się ożenić z kimś, kogo moja matka nie akceptuje. – Pokręcił głową z podziwem. – To prawdziwy żywioł.
– Pańska matka czy żona?
Zastanowił się przez ułamek sekundy.
– Obie.
Przez chwilę szli w milczeniu. Pierwsza przerwała je Penelope.
– Colin powinien wyjechać.
Anthony spojrzał na nią z uwagą.
– Słucham?
– Wyjechać. Podróżować. Nie jest gotów do małżeństwa, a pańska matka nie zrezygnuje z nalegań. Chce dobrze, ale… – Penelope ze zgrozą zagryzła wargi. Miała nadzieję, że wicehrabia nie odczyta jej słów jako krytyki lady Bridgerton. Sama uważała ją za największą damę w Anglii.
– Moja matka zawsze chce dobrze – odparł Anthony z pobłażliwym uśmiechem. – Ale może ma pani rację. Powinien wyjechać. Colin lubi podróżować. Właśnie wrócił z Walii.
– Doprawdy? – zapytała uprzejmie, jakby nie wiedziała doskonale, że był w Walii.
– Jesteśmy na miejscu – stwierdził wicehrabia, kiwając głową. – To pani dom, prawda?
– Tak. Dziękuję za odprowadzenie.
– Cała przyjemność po mojej stronie, zapewniam panią.
Penelope spoglądała w ślad za nim, po czym wbiegła do domu i rozpłakała się.
Następnego dnia w "Kronikach Towarzyskich Lady Whistledown" pojawiła się następująca relacja:
Cóż za zamieszanie na schodach rezydencji lady Bridgerton na Bruton Street!
Najpierw Penelope Featheńngton widziana była w towarzystwie nie jednego, nie dwóch, lecz TRZECH braci Bridgerton, co do tej pory było absolutnie nieosiągalnym wyczynem dla tej biednej dziewczyny, znanej głównie z podpierania ścian na balach. Niestety (lecz było to raczej do przewidzenia) kiedy panna Featherington udała się w kierunku domu, wspierała się na ramieniu wicehrabiego, jedynego żonatego spośród trzech braci.
Gdyby wszakże panna Featherington zdołała zaciągnąć do ołtarza któregokolwiek z braci Bridgerton, byłby to koniec znanego nam i przyjaznego świata, a Autorka, która przyznaje szczerze, iż w takim świecie nie umiałaby się odnaleźć, musiałaby natychmiast zrezygnować ze swego stanowiska.
Zdaje się, że nawet lady Whistledown dostrzegła beznadziejność uczuć Penelope.
Mijały lata, a Penelope nawet nie zauważyła, jak przestała być debiutantką i zajęła miejsce w szeregach przyzwoitek, obserwując młodszą siostrę Felicity – zapewne jedyną spośród panien Featherington obdarzoną naturalną urodą i wdziękiem – wkraczającą na londyńskie salony.
Colin polubił podróże i coraz więcej czasu spędzał poza Londynem. Wracał z jednych wojaży i wyruszał na następne. Kiedy jednak przebywał w mieście, zawsze miał taniec i uśmiech dla Penelope, a ona udawała, że między nimi nigdy nic nie zaszło, że nigdy nie przyznał się do niechęci do niej, a jej marzenia nigdy nie legły w gruzach.
W czasie jego nieczęstych przerw w podróżach utrzymywali niezobowiązujące, przyjazne stosunki. Czegóż więcej zresztą mogła oczekiwać dwudziestoośmioletnia prawie stara panna?
Nieodwzajemniona miłość nie jest łatwa, ale przynajmniej Penelope Featherington przyzwyczaiła się do niej.
1
Mamy córek na wydaniu promienieją – Colin Bridgerton powrócił z Grecji!
Dla informacji wszystkich szacownych (i niczego nieświadomych) czytelników, którzy dopiero w tym roku zawitali do miasta, pan Bridgerton jest trzecim w legendarnym rzędzie ośmiorga latorośli Bridgertonów (stąd imię Colin, zaczynające się na C; przed nim byli Anthony i Benedict, a po nim Daphne, Eloise, Francesca, Cregory i Hyacinth).