Выбрать главу

– Nie – zaoponowała Penelope, sięgając do ręki przyjaciółki – Powiedz mi.

Eloise uwolniła dłoń i odwróciła wzrok.

– Pomyślisz, że jestem głupia.

– Może – zgodziła się Penelope. – Jednak nadal pozostaniesz moją najbliższą przyjaciółką.

– Och, Penelope, ale nie jestem tego warta – ze smutkiem odparła Eloise.

– Nie mów takich rzeczy. Bez ciebie nigdy nie byłabym w stanie odnaleźć się w Londynie i w towarzystwie.

Eloise uśmiechnęła się.

– Wesoło było, prawda?

– No cóż, naturalnie, kiedy byłam z tobą – przyznała Penelope. – Bo przez resztę czasu byłam cholernie nieszczęśliwa.

– Penelope! Nigdy do tej pory nie słyszałam, żebyś przeklinała.

Panna Featherington uśmiechnęła się z zażenowaniem.

– Wypsnęło mi się. A poza tym nie potrafię znaleźć lepszego przymiotnika na określenie życia palmy ozdobnej pośród towarzystwa.

Eloise zachichotała nieoczekiwanie.

– O, chciałabym przeczytać taką powieść "Palma Ozdobna w Towarzystwie".

– Jeśli lubisz dramaty…

– O, daj spokój, to nie może być dramat. Z pewnością to romans. W końcu masz szczęśliwe zakończenie, prawda?

Penelope uśmiechnęła się. Może to dziwne, ale istotnie miała swoje szczęśliwe zakończenie. Od trzech dni, to znaczy odkąd trwał ich związek, Colin był czułym i troskliwym narzeczonym. A nie było im łatwo – przyglądano im się uważniej, niż mogłaby przypuszczać.

Nie była jednak zaskoczona. Kiedy jeszcze jako lady Whistledown napisała, że znany jej świat skończyłby się, gdyby Featheringtonówna wyszła za Bridgertona, sądziła, że wyraża przekonanie ogółu.

Istotnie, reakcja "towarzystwa" na zaręczyny była co najmniej gwałtowna.

Pomimo przyjemności, jaką sprawiało jej rozważanie uroków stanu małżeńskiego, Penelope była zanadto zaniepokojona dziwnym zachowaniem przyjaciółki, by pozwolić jej uciec od tematu.

– Eloise – rzekła poważnie – chcę wiedzieć, co cię tak zirytowało.

Panna Bridgerton westchnęła.

– Myślałam, że zapomnisz.

– Uporu uczyłam się od mistrzyni – zauważyła Penelope.

Eloise uśmiechnęła się przelotnie.

– Czuję się bardzo nielojalna – szepnęła.

– Co zrobiłaś?

– Och, nic. – Położyła dłoń na piersi. – To wszystko tkwi w środku. Ja… – Urwała, wbijając wzrok w ozdobiony frędzlami róg dywanu. – Jestem taka szczęśliwa z twojego powodu – wyrzuciła z siebie. – Uczciwie mogę powiedzieć, że naprawdę, naprawdę nie jestem zazdrosna. Ale jednocześnie…

Penelope czekała, aż przyjaciółka zbierze myśli. Albo raczej odwagę.

– Ale jednocześnie – wyszeptała tak cicho, że ledwie było ją słychać – zawsze sądziłam, że obie będziemy starymi pannami. Wybrałam sobie takie życie. Mogłam wyjść za mąż.

– Wiem – wtrąciła cicho Penelope.

– Ale nie wyszłam, ponieważ nigdy nie trafiłam na nikogo właściwego, a nie chciałam związać się z kimś gorszym niż moi bracia i siostry. A teraz również i Colin…

Penelope nie wspomniała, że Colin nigdy nie mówił jej o miłości. Moment nie wydawał się odpowiedni, a zresztą nie było czym się chwalić. Poza tym, nawet jeśli jej nie kochał, wiedziała, że mu na niej zależy, i to jej wystarczało.

– Nie chciałam, żebyś nie wyszła za mąż – tłumaczyła dalej Eloise. – Po prostu nie sądziłam, że tak się stanie. – Przymknęła oczy, wyraźnie przerażona. – Wszystko mówię nie tak. Strasznie cię obraziłam.

– Nie, nieprawda – zaprzeczyła Penelope. – Ja też nie przypuszczałam, że wyjdę za mąż.

Eloise smutno pokiwała głową.

– I to było jakoś… tak jak trzeba. Miałam prawie dwadzieścia osiem lat i byłam panną, a ty ponad dwadzieścia osiem i też byłaś panną. Ale miałyśmy siebie nawzajem. A teraz ty masz Colina.

– I ciebie też. Przynajmniej mam nadzieję, że tak jest.

– Oczywiście – zapewniła Eloise. – Ale to już nie to samo. Musisz stać u boku swego męża. A przynajmniej tak mówią – dodała ze złośliwym błyskiem w oku. – Colin zawsze będzie ważniejszy, tak zresztą powinno być. A szczerze mówiąc – przybrała przekorną minę – zabiłabym cię, gdyby było inaczej. To mój ukochany brat. Nie chciałabym, żeby miał nielojalną żonę.

Penelope zaśmiała się serdecznie.

– Bardzo mnie nienawidzisz? – zapytała Eloise.

– Nie – odrzekła Penelope cicho. – Raczej kocham cię jeszcze bardziej, bo wiem, jak trudno było ci zdobyć się na to wyznanie.

– Cieszę się, że to powiedziałaś – rzekła Eloise z dramatycznym westchnieniem. – Obawiałam się, że zaraz każesz mi także poszukać sobie męża.

– Oczywiście, że nie – zaprzeczyła Penelope gwałtownie, choć podobna myśl przemknęła jej przez głowę.

– To dobrze. Matka i tak wciąż mi to powtarza.

– Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej – posępnie mruknęła Penelope.

– Witam moje panie!

Obie przyjaciółki podniosły wzrok na Colina, który właśnie wszedł do salonu. Serce Penelope podskoczyło leciutko, z lekka zatamowało jej też oddech. Drgnienia serca na jego widok towarzyszyły jej od lat, lecz teraz wydawały się inne, silniejsze.

Może dlatego, że już wiedziała, jak to jest być z nim, czuć jego pożądanie.

Wiedziała po prostu, że to jej przyszły mąż. Serce podskoczyło jeszcze raz.

– Zjadłyście wszystko? – Colin jęknął głośno.

– Był tylko jeden mały talerzyk ciasteczek – zaprotestowała Eloise.

– A mnie powiedziano co innego – burknął jej brat.

Penelope i Eloise wymieniły spojrzenia i parsknęły śmiechem.

– Co? – zapytał Colin i pochylił się, żeby musnąć ustami policzek narzeczonej.

– Miałeś taką groźną minę – wyjaśniła Eloise. – A przecież chodzi tylko o jedzenie.

– Nigdy nie chodzi tylko o jedzenie – odparł, opadając na fotel.

Penelope tymczasem zastanawiała się, kiedy skóra na policzku przestanie ją piec.

– Doskonale – rzekł Colin, podkradając z talerza siostry nadgryzione ciasteczko. – O czym rozmawiałyście?

– O lady Whistledown – szybko odpowiedziała Eloise.

Penelope zakrztusiła się herbatą.

– Naprawdę? – cicho zapytał Colin; w jego głosie dało się wyczuć nutę gniewu.

– Tak – odparła Eloise. – Mówiłam właśnie Penelope, jak to źle, że się wycofała. Wasze zaręczyny byłyby prawdziwą sensacją i najlepszym tematem do plotek, jaki mieliśmy od lat.

– Ciekawe, jak to się dzieje – mruknął Colin.

– Mhm – zgodziła się Eloise. – Z całą pewnością poświęciłaby całą szpaltę na opis samego balu zaręczynowego.

Penelope na wszelki wypadek nie odrywała filiżanki od ust.

– Chcesz jeszcze herbaty?

Skinęła głową, podsuwając filiżankę, choć bardzo brakowa¬ło jej osłony. Domyślała się, że Eloise dlatego wspomniała o lady Whistledown, ponieważ nie chciała, aby brat dowiedział się, o czym rozmawiały, żałowała jednak, że przyjaciółka nie wymyśliła czegoś innego.

– Czemu nie zadzwonisz po jedzenie? – zapytała Eloise Colina.

– Zrobiłem to już – odparł. – Wickham spotkał mnie na schodach i spytał, czy nie jestem głodny. – Wsunął do ust ostatni kawałek skradzionego ciastka. – Mądry z niego człowiek.

– Gdzie dzisiaj byłeś? – zapytała Penelope, pragnąc zmienić temat rozmowy.

Colin potrząsnął głową.

– Nie mam zielonego pojęcia. Mama ciągnęła mnie od sklepu do sklepu.

– Czy nie skończyłeś trzydziestu trzech lat? – zapytała słodko Eloise.

Brat odpowiedział jej grymasem.

– No cóż, myślałam, że jesteś już po prostu za stary na to, żeby dać się ciągać mamie – zauważyła niewinnie.