Выбрать главу

– Myślisz, że u mężczyzn to wygląda inaczej?

– Podobnie jak wszystko inne.

Księżna skrzywiła się.

– Zaczynam współczuć Penelope.

– O z całą pewnością powinnaś – odparł Colin. – Będzie ze mnie bardzo kiepski mąż, bądź tego pewna.

– Na pewno nie! – zaprzeczyła, lekko uderzając go w ramię. – Dlaczego w ogóle tak mówisz? Przecież nigdy jej nie zdradzisz.

– Nie – zgodził się. Przez chwilę milczał, a kiedy znów się odezwał, jego głos był cichy i zmęczony. – Ale mogę jej nie kochać tak, jak na to zasługuje.

– Ale możesz też ją kochać! – Daphne uniosła ramiona w geście zniecierpliwienia. – Na litość boską, Colinie, sam fakt, że siedzisz tu teraz i pytasz własną siostrę o miłość, oznacza, że już jesteś przynajmniej w połowie drogi do celu.

– Tak sądzisz?

– Gdybym tak nie sądziła, nie mówiłabym tego. – Westchnęła. – Przestań tak dużo myśleć. Sam się przekonasz, że małżeństwo staje się łatwiejsze, jeśli pozwolisz mu się po prostu rozwijać.

Colin spojrzał na siostrę podejrzliwie.

– Odkąd to jesteś tak filozoficznie nastawiona do życia?

– Odkąd przyszedłeś do mnie i mnie do tego zmusiłeś – odparła szybko. – Żenisz się z właściwą osobą, przestań się zamartwiać.

– Nie zamartwiam się – odparł automatycznie, ale oczywiście mijał się z prawdą, toteż nie zdziwił się, kiedy Daphne rzuciła mu ironiczne spojrzenie. Nie martwiło go jednak to, czy żeni się z właściwą osobą. Tego akurat był pewien. Nie zastanawiał się również, czy ich małżeństwo będzie dobre. Tego także był pewien.

Nie, martwił się głupimi drobiazgami. Na przykład tym, czy ją kochał. Nie dlatego, że gdyby tak było, świat by się zawalił (albo zawaliłby się, gdyby tak nie było), ale dlatego, że nie cierpiał nie wiedzieć, co właściwie czuje.

– Colinie?

Spojrzał na siostrę, która przyglądała mu się w zadumie. Wstał, pochylił się i ucałował ją w policzek, zamierzając wyjść, zanim się ostatecznie skompromituje.

– Dziękuję – rzekł.

Daphne zmrużyła oczy.

– Nie wiem, czy mówisz poważnie, czy mi dokuczasz, że ci nie pomogłam.

– Rzeczywiście, kompletnie mi nie pomogłaś – odparł. – Ale podziękowania są szczere.

– Punkty za wysiłek?

– Coś w tym rodzaju.

– Wybierasz się do Bridgerton House? – zapytała.

– Po co, żebym skompromitował się teraz przed Anthonym?

– Albo Benedictem – dodała.

Największym problemem w przypadku dużych rodzin jest znaczne prawdopodobieństwo kompromitacji przed rodzeństwem.

– Nie – rzekł ze smutnym uśmiechem. – Chyba pójdę pieszo do domu.

– Pieszo? – powtórzyła księżna zaskoczona.

Skinął głową w kierunku okna.

– Myślisz, że będzie padać?

– Weź mój powóz – zaproponowała. – I proszę, poczekaj na sandwicze. Na pewno będzie ich cała góra. Jeśli wyjdziesz, zanim się zjawią, zjem połowę i będę się nienawidzić przez resztę dnia.

Bridgerton skinął głową i usiadł.

Pożegnał siostrę bardzo zadowolony. Zawsze lubił wędzonego łososia. Jeden talerz z kanapkami zabrał nawet do powozu. Jadł i wpatrywał się w ściekający po szybach deszcz.

Kiedy Bridgertonowie wydawali przyjęcie, robili to z wielką pompą.

A kiedy wydawali bal zaręczynowy… no cóż, gdyby lady Whistledown wciąż jeszcze pisała, relacja z tego wydarzenia zajęłaby co najmniej trzy szpalty.

Mimo że przygotowany właściwie naprędce (głównie dlatego, że ani lady Bridgerton, ani lady Featherington nie zamierzały dać swoim dzieciom okazji do rozmyślenia się w czasie długiego narzeczeństwa), śmiało mógł kandydować do miana najlepszego balu sezonu.

Penelope ze smutkiem stwierdziła, że wielka popularność balu nie miała wiele wspólnego z jego organizacją, wszystko zawdzięczała nieustającym spekulacjom, czemu Colin Bridgerton poślubia takie nic, jak Penelope Featherington. Tak źle nie było nawet wówczas, kiedy Anthony Bridgerton zaręczył się z Kate Sheffield, która również nie była uważana za brylant czystej wody. Kate jednak przynajmniej nie była stara. W ciągu ostatnich dni Penelope nie jeden raz słyszała określenie "stara panna" wypowiadane za jej plecami scenicznym szeptem.

Chociaż plotki były nieco męczące, nie przejmowała się nimi zanadto, ponieważ wciąż unosiła się na obłoku własnego szczęścia. Kobieta nie może przez całe życie być zakochana w jednym mężczyźnie, a potem nie oszaleć z radości, kiedy ten poprosi ją o rękę.

Nawet jeśli nie do końca rozumiała, jak to się mogło stać.

Ale się stało. To najważniejsze.

A Colin był wymarzonym narzeczonym. Przez cały wieczór tkwił u jej boku jak przyklejony, ani przez chwilę nie sprawiając wrażenia, że chroni ją przed złymi językami. Właściwie wydawał się całkiem nieświadom tego, że wokół nich aż wrze od plotek.

Było prawie tak, jakby… Penelope uśmiechnęła,się, rozmarzona. Prawie tak, jakby pozostawał u jej boku, ponieważ tego pragnął.

– Widziałaś Cressidę Twombley? – syknęła jej Eloise do ucha, kiedy Colin poszedł zatańczyć z matką. – Jest zielona z zazdrości.

– To tylko ta sukienka – odparła Penelope z absolutnie poważną miną.

Eloise zaśmiała się.

– Szkoda, że lady Whistledown już nie pisze. Zmiażdżyłaby ją.

– A ja myślałam, że lady Whistledown to ona – ostrożnie powiedziała Penelope.

– Och, bzdury. Ani przez chwilę nie sądziłam, że ona jest lady Whistledown, nie mogę też uwierzyć, żebyś ty tak myślała.

– Bo pewnie nie jest – zgodziła się Penelope. Wiedziała, że jej tajemnica będzie lepiej strzeżona, jeśli stwierdzi, że wierzy Cressidzie, ale każdy, kto ją znał, natychmiast zorientowałby się, że to zupełnie do niej nie pasuje, a to byłoby już doprawdy bardzo podejrzane.

– Cressida chciała położyć rękę na pieniądzach – ciągnęła z pogardą panna Bridgerton. – A może marzyła jej się popularność, albo i jedno, i drugie

Penelope obserwowała swoją nemesis, która brylowała po przeciwnej stronie sali. Otaczała ją zwykła grupa wielbicieli, ale teraz dołączyli do niej nowi ludzie, którzy zapewne również byli ciekawi plotek o lady Whistledown.

– Tak, jeśli chodzi o popularność, to dopięła celu.

– Nie mogę pojąć, po co ją zaproszono. Z pewnością nie łączy was nawet cień przyjaźni, nikt z nas też jej nie lubi.

– Colin nalegał.

Eloise szeroko otwarła usta.

– Dlaczego?

Penelope podejrzewała, że główną przyczyną było niedawne oświadczenie Cressidy, że jest lady Whistledown. Większość towarzystwa skłonna była wprawdzie podejrzewać ją, że skłamała, ale nikt nie ośmieliłby się nie zaprosić jej na bał, ot tak na wszelki wypadek, gdyby jednak mówiła prawdę.

A Colin i Penelope nie mieli prawa wiedzieć, że jest inaczej.

Penelope nie mogła jednak wyjawić tego przyjaciółce, zapoznała ją więc z oficjalną wersją wydarzeń.

– Twoja matka nie chciała dawać powodów do płotek. Colin też mówił, że… – Zarumieniła się. To doprawdy było miłe.

– Że co? – spytała Eloise.

– Chciał, żeby Cressida musiała obserwować mój triumf.

– O! Nie. Słowo daję. – Panna Bridgerton wyglądała, jakby potrzebowała krzesła. – Mój brat jest zakochany.

Rumieniec panny Featherington przybrał szkarłatną barwę.

– Jest! – zawołała Eloise. – Musi być. Och, musisz mi to opowiedzieć. Wyznał ci wszystko?

W słowach Eloise było coś cudownego, a jednocześnie przerażającego. Z jednej strony, zawsze miło dzielić najpiękniejsze chwile życia z drogą sercu przyjaciółką, zwłaszcza że jej radość i podniecenie były doprawdy zaraźliwe.