Выбрать главу

– Za późno – odparł.

– Nie jest za późno – zaprotestowała. – Nikt nie wie! Tylko ty, a ty się mnie tak wstydzisz, że ledwo mogę to znieść.

– Na miłość boską, Penelope – warknął. – Nie wstydzę się ciebie.

– Proszę, czy możesz zapalić świecę? – jęknęła.

Colin przeszedł na drugą stroną pokoju i zaczął grzebać w szufladzie w poszukiwaniu świecy i czegoś, by ją zapalić.

– Nie wstydzę się ciebie – powtórzył. – Uważam jednak, że postępujesz niemądrze.

– Może masz rację – odparła. – Ale robię to, co uważam za właściwe.

– Nie myślisz – rzekł lekceważąco, obracając się ku niej. Światło krzesanego ognia wydobyło jego twarz z mroku. – Zapomnij, jeśli chcesz… choć ja tego nie potrafię… co się stanie, jeśli ludzie się dowiedzą, kim jesteś. Zapomnij, że się od ciebie odwrócą, że będą cię obmawiać za plecami.

– Ci ludzie nie są warci, aby się o nich troszczyć – odparła, sztywniejąc.

– Może i nie – odrzekł Colin, krzyżując ramiona i spoglądając na nią twardo. – Ale to będzie bolało. Nie spodoba ci się to, Penelope. Mnie też nie.

Konwulsyjnie przełknęła ślinę. Dobrze. Może wreszcie do niej dotrze.

– Ale zapomnij o tym – rzekł. – Spędziłaś całe dziesięć lat na obrażaniu ludzi. Urażaniu ich.

– Mówiłam również wiele miłych rzeczy – zaprotestowała. Jej oczy błyszczały od łez.

– Oczywiście, że tak, ale to nie są ludzie, o których się musisz martwić. Mówiłem o tych osobach, których obraziłaś, rozgniewanych. – Podszedł i chwycił ją za ramiona. – Penelope – rzekł z naciskiem – będą tacy, którzy zechcą cię skrzywdzić. – Te słowa miały ją przerazić, ale to on poczuł ucisk lęku.

Usiłował sobie wyobrazić życie bez niej. Niemożliwe. Zaledwie parę tygodni temu była… Znieruchomiał, zamyślił się. Kimże była? Przyjaciółką? Znajomą? Kimś, kogo znał, ale nie zauważał? A teraz była jego narzeczoną, wkrótce zostanie żoną. I może… może łączy ich coś jeszcze. Coś głębszego. Cenniejszego.

– Chciałbym tylko wiedzieć – rzekł, umyślnie wracając do poprzedniego tematu, aby jego umysł nie wędrował po niebezpiecznych manowcach – dlaczego nie wykorzystujesz doskonałego alibi, jeśli chcesz pozostawać anonimowa?

– Bo nie o to chodzi! – krzyknęła.

– Chcesz, żeby cię zdemaskowano? – Wytrzeszczył oczy.

– Nie, oczywiście, że nie – odparła. – Ale to moja praca. Dzieło mojego życia. To wszystko, czym się mogę w życiu pochwalić, a skoro ja nie mogę zebrać jego owoców, to niech mnie piorun strzeli, jeśli pozwolę na to komuś innemu.

Bridgerton otwarł usta, aby odpowiedzieć, ale ku swemu zdziwieniu odkrył, że zabrakło mu słów.

Dzieło życia. Penelope miała dzieło swojego życia. A on nie! Nie mogłaby zapewne podpisać swej pracy, ale kiedy była sama w pokoju, mogła oglądać poprzednie wydania, mówiąc do siebie: "Oto moje dzieło". Dla tego warto było żyć.

– Colinie? – wyszeptała, widocznie zdziwiona jego milczeniem.

Była niesamowita. Nie wiedział, dlaczego nie zauważył tego wcześniej, skoro wiedział, że jest inteligentna i miła, pomysłowa i dowcipna. Ale wszystkie te określenia, pomijając całą listę tych, na które do tej pory nie wpadł, nie były w stanie opisać jej we właściwy sposób. Była zdumiewająca.

A on… Dobry Boże, on był o nią zazdrosny!

– Pójdę już – rzekła cicho. Odwróciła się i skierowała w stronę drzwi.

Przez chwilę nie reagował. Jego umysł był jak w hibernacji, pękał od nadmiaru odkryć. Kiedy jednak zobaczył jej rękę na klamce, zrozumiał, że nie może pozwolić jej odejść. Nie dziś. Nigdy.

– Nie – zaprotestował chrapliwie, trzema wielkimi krokami pokonując dzielącą ich odległość. – Nie. Chcę, żebyś została.

Podniosła na niego wzrok. Okrągłe, zdumione oczy.

– Ale powiedziałeś…

Czule ujął jej twarz w dłonie.

– Zapomnij, co powiedziałem.

Wtedy zrozumiał, jak mądra była Daphne. Jego miłość nie była gromem z jasnego nieba. Zaczęła się od uśmiechu, od słowa, żartobliwego spojrzenia. Narastała z każdą wspólnie spędzoną sekundą, aż dotarł do tego miejsca i do tej chwili. Teraz wiedział.

Kochał Penelope.

Wciąż był na nią wściekły o publikację tej ostatniej gazetki, wstydził się swej zazdrości o to, że ona odnalazła cel swojego życia, ale i tak ją kochał.

A jeśli teraz pozwoliłby jej odejść, nie wybaczyłby sobie nigdy.

Może zatem to była definicja miłości. Kiedy kogoś potrzebujesz, kogoś pragniesz, podziwiasz i adorujesz, choć równocześnie jesteś wściekły i masz ochotę tę osobę przywiązać do łóżka tylko po to, żeby nie narobiła więcej kłopotów.

To była ta noc, ta chwila. Przepełniła go miłością, którą musiał wyznać, którą musiał okazać.

– Zostań – wyszeptał i przyciągnął Penelope do siebie, bez przeprosin czy wyjaśnienia. – Zostań – rzekł znowu, prowadząc ją ku łożu. A kiedy nie odpowiedziała, powtórzył po raz trzeci: – Zostań.

Skinęła głową. Wziął ją w ramiona.

To była Penelope i to była miłość.

18

W chwili kiedy Penelope skinęła głową – a właściwie nawet na ułamek sekundy wcześniej – wiedziała już, że zgadza się na coś więcej niż pocałunek. Nie była pewna, co sprawiło, że Colin zmienił zdanie – czemu w jednej chwili był tak wściekły, a w drugiej taki zakochany. Nie była pewna, lecz szczerze mówiąc, niewiele ją to obchodziło.

Wiedziała tylko, że nie całowałby jej tak gorąco, aby ją ukarać. Niektórzy mężczyźni mogliby wykorzystać pożądanie jako broń, pokusę lub zemstę, lecz Colin do nich nie należał.

Pomimo niesfornego, zawadiackiego zachowania, skłonności do złośliwych żartów i przekomarzań oraz ciętego języka był godnym i szlachetnym człowiekiem. Będzie również godnym i szlachetnym małżonkiem.

Była o tym przekonana, mogła za to ręczyć jak za siebie.

A jeśli całował ją namiętnie, układając ją na łożu, pochylając się nad nią, to tylko dlatego, że jej pragnął i troszczył się o nią na tyle, aby pohamować swój gniew.

Troszczył się o nią.

Penelope ochoczo oddawała pocałunki, wkładając w nie całą swą duszę. Ośmielała ją miłość, którą od lat darzyła tego mężczyznę, i jeśli nawet nie dostawało jej umiejętności, nadrabiała to żarliwością. Wsunęła palce we włosy ukochanego i tuliła się do niego, zapominając o jakimkolwiek wstydzie.

Nie byli w powozie ani w salonie jej matki. Nie musieli się obawiać odkrycia ani pamiętać, by w ciągu kilku minut doprowadzić się do porządku.

Tej nocy będzie mogła okazać mu wszystko, co do niego czuła. Odpowie pragnieniem na pragnienie, złoży milczące śluby poświęcenia, wierności i miłości.

A kiedy noc dobiegnie końca, Colin dowie się o jej miłości. Może nie usłyszy słów – może ona nie zdoła ich nawet wyszeptać – lecz będzie wiedział.

A może już wie. Zabawne, tak łatwo było zataić jej sekretne życie jako lady Whistledown, a tak niewiarygodnie trudno ukryć wyzierającą z jej oczu miłość.

– Kiedy zacząłem cię tak bardzo pragnąć? – wyszeptał, lekko unosząc głowę nad jej twarzą. Musnął nosem jej policzek, jego oczy, ciemne i przepastne w świetle świec, a w jej pamięci tak zielone, wpatrywały się w nią intensywnie. Gorący oddech, gorące spojrzenia sprawiły, że również Penelope zapłonęła miłosnym żarem.

Colin przesunął dłonie na jej plecy i z wprawą począł rozpinać guziki sukni. Po chwili Penelope poczuła, jak miękki materiał zsuwa się z jej ramion, gorsu, by ostatecznie opaść aż do talii.