Wszystko wydaje mi się takie trudne i beznadziejne. Ogromnie też jestem niezadowolony z moich osobistych starań. Część winy jednak można zrzucić na Leona i jego bandę, nie mogłem skupić się na zadaniu, bo musiałem ratować moich nie spodziewających się zagrożenia przyjaciół.
Gdybym tylko mógł powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham!”
Unni czuła na sobie wzrok Jordiego, rumieniec wypełzł jej na policzki, a piersi i całe ciało zalało gorąco.
„Nie mogę na niego patrzeć, bo wtedy zupełnie się zdradzę. Oby tylko nikt inny nie zorientował się, co się ze mną dzieje. Ale nie, oni na szczęście z zapałem rozmawiają o całkiem innych sprawach.
Tutaj jest tak cudownie. Czas i przestrzeń przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, człowiek czuje się taki swobodny. I już samo to, że mogę być razem z Jordim, jest naprawdę… naprawdę wielkie! On tak ładnie dzisiaj wygląda, prawie tak jak wówczas, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Nie jest już taki wycieńczony i chyba dobrze się czuje wśród nas. Prawdopodobnie brakowało mu jakiegokolwiek ludzkiego towarzystwa, ale wolę myśleć, że to w nas jest coś szczególnego. Jesteśmy jego sprzymierzeńcami, jego przyjaciółmi i najbliższymi mu osobami.
Gdyby tylko wszystko mogło ułożyć się normalnie, zwłaszcza teraz, gdy znaleźliśmy się tutaj, w tak sielskim, wprost romantycznym otoczeniu. Ale nie, gorzej chyba być już nie może”.
Owszem, mogło. Unni miała okazję przekonać się o tym, jeszcze zanim dzień dobiegł końca.
„Nie pojmuję tego, nie mogę tego zrozumieć, ale, prawdę powiedziawszy, zaakceptowałam to szaleństwo! W dodatku doskonale się czuję wśród tych pomyleńców, to ich wariackie życie jest doprawdy emocjonujące. Tworzymy wspólny front przeciwko wrogowi. To bardzo umacnia więź między nami. I ja też jestem wśród nich, czy nie tego właśnie pragnęłam? Przecież chciałam stać się członkiem tej niedużej grupki Unni, a teraz właśnie nim jestem. Ale skąd mogłam mieć pojęcie, że oni wiodą tak niebezpieczne życie? Zresztą nic nie szkodzi, bo teraz czuję się po prostu zwyczajnie szczęśliwa.
Nie chcę też wracać do matki, to by była najgorsza rzecz, jaka mogłaby mnie spotkać. Uf, na myśl o tych jej nieustających żądaniach coś, niczym lepka ręka, ściska mnie za gardło. To, oczywiście, odzywa się moje sumienie, które przez tyle lat nie pozwalało mi zaznać spokoju i kazało zgadzać się na wszystko, z czym miałam do czynienia.
Tutaj czuję się wolna. Po raz pierwszy w życiu.
Chyba całkiem oszalałam. Jak mogłam się zwierzyć z całego mego żałosnego życia zupełnie obcemu człowiekowi? Ale nie miałam wrażenia, że on jest obcy. A może przyszło mi to z taką łatwością właśnie dlatego, że on był kimś zupełnie z zewnątrz? Raczej nie, chyba po prostu od razu wyczułam, że akurat jemu mogę powiedzieć całą prawdę o sobie.
Tak bardzo mi to pomogło.
Nie wygląda na to, by łączyło ich coś szczególnego. Ona jest najwyraźniej bardzo zajęta tym jego zadziwiającym bratem. Jak to możliwe, kiedy ma się w pobliżu kogoś takiego jak Antonio? Ten brat zresztą wygląda dzisiaj o wiele lepiej, kiedy nieco się obmył, pożyczył od młodszego brata sweter i trochę podjadł.
Ale ja chyba jeszcze poczekam, żeby się upewnić. Nie chcę wchodzić Unni w paradę, jeśli ją mniej lub bardziej łączy coś z Antoniem. Ale on jest fantastyczny, to naprawdę wspaniały człowiek. Czuję teraz, że moje życie uczuciowe bardzo długo pozostawało w uśpieniu. A w nocy trochę fantazjowałam o nim na jawie.
Muszę zaczekać i przekonać się, jak to jest między nim a Unni”.
„To wspaniała dziewczyna, w dodatku pełna seksu. O, proszę, jak zakłada nogę na nogę. Powoli, leniwie, nieświadoma swojej zmysłowości. Chyba zbyt długo wiodłem cnotliwe życie, bo mnie to ogromnie podnieca.
Ciekawe, czy ona jest wolna? Nic o tym nie wspominała, zresztą chyba dość miała zajęć z matką i pacjentami. Nie chcę się teraz jej narzucać, bo na to jesteśmy zanadto zajęci kłopotami naszych rycerzy. Mogę jednak okazywać jej uwagę i troskę, to jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło.
Jakie to dziwne, że Unni tak dawno temu zakochała się właśnie w Jordim. Żywi dla niego wprost psie uwielbienie, muszę jej szepnąć, że nie powinna tego tak wyraźnie okazywać, to niedobrze.
Powietrze w tym pokoju wydaje się niemal naładowane prądem, jakby było przesycone emocjami i zmysłowością. A może tylko mnie się tak wydaje?
Ach, Boże, wśród tej burzy uczuć nie wolno nam zapominać o Mortenie. To on jest główną osobą dramatu i przyjechaliśmy tutaj właśnie ze względu na niego”.
„Ach, jak dobrze być znów u babci! Dlaczego nie przyjechałem do niej wcześniej? Owszem, miałem wypadek, ale przed nim? Czego ja szukałem w mieście? Przecież to tutaj jest moje miejsce. Cudownie też byłoby uniknąć tych wiecznych komentarzy ciotki.»Wkładaj brudną bieliznę do kosza, Mortenie. Nie rozrzucaj gazet przy łóżku, przecież podłoga może się pobrudzić od farby drukarskiej«. Jak ja mogłem to znosić?
Dziwne, że te łotry jeszcze tu nie dotarły. Oczywiste, że przebywanie w domu babci jest niebezpieczne, bo przecież Leon musi wiedzieć, gdzie ona mieszka, mnisi wszak wiedzą wszystko, tymczasem nikt się jakoś nie pokazuje. Na co oni czekają? Trochę to przypomina historyjkę o pewnym pensjonacie, w którym stary złośnik irytował się na gościa mieszkającego wyżej, wojskowego, który co wieczór ściągał oficerki przy wtórze dwóch głośnych stuków w podłogę. W końcu staruszek zaprotestował przeciwko hałasom. Następnego wieczoru oficer jak zwykle zaczął ściągać buty i jeden z hukiem rzucił na podłogę, przypomniał sobie jednak reprymendę i drugi but zsunął już zupełnie bezszelestnie. Poszedł spać, a w domu zapadła cisza. Po półgodzinie rozległ się pełen irytacji zniecierpliwiony krzyk:»A co z tym drugim butem? „
Mniej więcej właśnie tak się czuję w tej chwili. Gdzie się podział Leon?
Nie pojmuję, dlaczego Emma tak na łeb na szyję uciekła z Widmowego Dworu. Przecież łączą nas wspólne doznania, obiecała mi, że jeszcze się spotkamy. Wtedy, u mnie w domu, przeżyliśmy wspaniałe chwile, uznała mnie za dobrego kochanka, choć jeśli o mnie chodzi, to wiele z tego nie miałem. Ale coś mi podpowiada, że tym razem lepiej bym sobie poradził, dlatego jestem taki rozczarowany jej zniknięciem.
Inni, w odróżnieniu ode mnie, nie rozumieją Emmy. Uważają, że jest niebezpieczna. Kochanka Leona? Nie wierzę w to ani przez chwilę, na cóż by jej był taki stary dziad? My dwoje o wiele lepiej do siebie pasujemy. Przecież oboje zrozumieliśmy to już wtedy.
Szkoda, że nie ma jej tu teraz. Wszystko byłoby o wiele bardziej emocjonujące, Vesla i Unni przecież się nie liczą. Vesla jest zbyt wysoka, a Unni jest… no właśnie, żadna.
Wszyscy bez końca mówią tylko o rycerzach i granicy dwudziestu pięciu lat, ale ja nie mam już siły dłużej tego drążyć. Jestem zmęczony i chcę żyć w spokoju razem z babcią.
I bardzo chętnie z Emmą. Ach, wróć, cudowna Emmo!”
„Jak mam ratować mojego nieszczęsnego wnuka? Czy nie dość już tego, co spotkało mego męża i moją córkę? Oboje zmarli w tym domu, a ja nie mogłam temu zapobiec. To śmiertelnie niebezpieczne ściągać tu również Mortena, ale jemu przecież zostało jeszcze kilka miesięcy. Musimy coś wymyślić. Ten Antonio wygląda na inteligentnego i spolegliwego, sądzę, że podobnie jest z jego bratem, choć on wydaje mi się taki dziwny. Przeraża mnie, nie potrafię go zrozumieć. Jak zdoła pomóc Mortenowi, skoro sam sobie nie umiał pomóc?
Dziewczynki są sympatyczne, choć nie przypuszczam, żeby mogły się przyczynić do rozwiązania całej tej ponurej zagadki. Cóż, przydałby się nam ktoś niezwykle silny, ktoś, kto naprawdę zdołałby stawić opór Leonowi!