– Musimy się tam wybrać – zapalił się Morten.
– Oczywiście, że tak zrobimy – uspokoiła go Gudrun. – Ale dzisiaj już nie zdążymy, wyruszymy jutro rano. Teraz natomiast ja chciałabym usłyszeć zupełnie inną historię.
Wszyscy popatrzyli na Jordiego.
On zaraz się uśmiechnął.
– Oczywiście, jeśli macie siły jej wysłuchać. Może się okazać bardzo długa.
– Poprosisz noc, by ci pomogła, jeśli tego będzie potrzeba – spokojnie powiedziała Unni.
Gudrun załamywała ręce.
– Żałuję tylko, że niepotrzebnie ciągnęłam was do Widmowego Dworu, mogliście przyjechać bezpośrednio tutaj, oszczędzilibyśmy mnóstwo czasu.
– Chyba raczej nie – odparł Antonio. – Przyjechaliby za nami już dziś wieczorem. Dzięki pobytowi w Widmowym Dworze pozbyliśmy się tej pijawki Emmy, a poza tym nieszczęśliwa dusza odnalazła wreszcie spokój. Dzięki ci za to, Jordi! Ale muszę przyznać, że nie rozumiem, dlaczego oni wciąż się tu nie pojawiają.
– No tak, bo chyba muszą wiedzieć, że tu jesteśmy – przyznał Morten.
– Niekoniecznie – odparł Jordi. – Być może sądzą, że ukrywamy się w jakimś innym miejscu.
– I prawdopodobnie czekali przy tej drodze, którą zwykle jeździ się do Widmowego Dworu, ale ponieważ się nie zjawialiśmy, pojechali tam sprawdzić, co się stało.
– I wcale nas nie zastali – dodała Unni zadowolona. – Musiało im to nieźle namieszać w głowach. Ciekawe, ile zastawionych na nas po drodze pułapek udało nam się ominąć. Oni przypominają głupiego wilka z filmów rysunkowych. Ten wilk zawsze zastawiał mnóstwo beznadziejnych pułapek, w które sam wpadał. W ostatnich dniach Leon musiał paskudnie przeklinać.
Unni była bardzo zadowolona z pobytu w Widmowym Dworze. Po pierwsze, miała okazję przebywać razem z Jordim, po drugie zaś, lepiej poznała resztę grupy.
Tutaj, w pięknym i dość oryginalnym domu Gudrun, czuła się cudownie bezpieczna. Nieduże, kunsztownie wykonane stoliki do szycia i haftowane poduszki dzieliły miejsce ze szkaradnymi maskami przywiezionymi z podróży do egzotycznych krajów. Mogła z tego wyjść przerażająca mieszanka, na widok której snobistycznym estetom nerwy zawiązałyby się na supełki, lecz tutaj stało się inaczej. A wszystko dlatego, że Gudrun była damą posiadającą wiele smaku i kultury. Właśnie za jej sprawą rozmaite style, przemieszane ze sobą, doskonale do siebie pasowały.
Antonio i Vesla siedzieli każde w swoim rogu jasnego niczym latem, pełnego kwiatów wykusza, bacznie pilnując drogi. Również między nimi istniało wręcz wyczuwalne erotyczne napięcie, które Unni wyraźnie poprawiło humor.
Świetnie, pomyślała. Bardzo do siebie pasujecie i jesteście sobie nawzajem potrzebni. Mam nadzieję, że to rozumiecie i przyjmiecie wszystkie tego konsekwencje.
Unni poczuła nagle, że stanowi jedność z pogodnym, przepełnionym wiosennym słońcem krajobrazem, i wszystkim życzyła jak najlepiej.
Nagle Antonio się odwrócił.
– Nadjeżdża jakiś samochód – oznajmił bez tchu.
Gudrun natychmiast poderwała się z krzesła.
– To tylko poczta. Pójdę po nią później, i tak będą tylko same reklamy.
Unni skuliła się w swoim kąciku na kanapie. Mor – ten zajął przeciwległy kąt, Jordiemu przypadło miejsce w przepastnym fotelu. Siedział w nim niczym dobry król z rękami opartymi na poręczach.
Zaczął opowiadać.
Snując opowieść, cofał się myślami w przeszłość, a serce i dusza mu przy tym krwawiły.
CZĘŚĆ DRUGA. PODRÓŻ JORDIEGO
8
Jordi już od wczesnego dzieciństwa wiedział, jaki los jest mu pisany. Jego ojciec, kiedy miał dwadzieścia cztery lata, wziął swego pięcioletniego wówczas synka na rozmowę w cztery oczy i powiedział mu o przekleństwie. Przyrzekł jednak Jordiemu, że będzie je zwalczał, aby zarówno ojciec, jak i syn mogli przeżyć i by nikt z przyszłych pokoleń nie został nigdy dotknięty złym losem.
Niestety, ojcu się nie udało. Jordi jednak od tamtej pory zawsze zastanawiał się, czy historia nie mogłaby potoczyć się inaczej, gdyby tylko nie istniał Leon. Właśnie on bowiem przebywał w domu Nicolasa Vargasa w dniu jego śmierci i dwaj mężczyźni na pewien czas zostali tylko we dwóch. Później Nicolasa znaleziono martwego. Mówiło się, że zmarł na atak serca.
Jordi nie chciał wracać myślą do tamtych strasznych lat dzieciństwa, kiedy Leon wprowadził się do ich domu i został „ojcem” jego i Antonia. Wciąż było widać, że te lata są dla niego niczym niezabliźniona rana, choć Jordi był człowiekiem o gorącym sercu, łatwo skłonnym wybaczać. Dlatego właśnie starał się zapomnieć, istnieli bowiem ludzie, którym nie mógł udzielić swego wybaczenia.
W życiu pragnął jednego: pomóc swemu młodszemu bratu Antoniowi, w którym traumatyczne przeżycia z dzieciństwa pozostawiły głębokie ślady. Antonio opętany był nienawiścią, a to mogło stać się niebezpieczne.
Antonio był taki zdolny. Jordi jak tylko mógł starał się wspierać brata i zapewnić mu dobrą przyszłość.
On sam natomiast przynajmniej z pozoru pogodził się ze swoim losem. W przeciwieństwie do Antonia rozumiał powagę sytuacji.
Jordi jednak miał zamiar walczyć. Gdyby tylko zdołał odkryć, o co chodzi w tych wszystkich niewyjaśnionych wydarzeniach, być może byłby w stanie pokonać przekleństwo, tak by nie zagrażało ono już więcej przyszłym dzieciom Antonia. On sam nie mógł nawet myśleć o spłodzeniu dzieci, odziedziczyłyby wszak ciążącą nad rodziną klątwę. Nie chciał też jednak, by cierpiało pierworodne dziecko Antonia.
Ojciec pozostawił Jordiemu długi list, który był chłopakowi pomocą.
W liście tym ku swej głębokiej rozpaczy mógł przeczytać historię swej babki, nieszczęsnej Teresy, tej, która została zgwałcona jako piętnastolatka i wyrzucona z domu przez złą matkę, Emilię.
Właściwie słuchacze Jordiego postanowili mu nie przerywać, lecz Gudrun mimo wszystko się wtrąciła:
– To przecież historia bardzo podobna do historii Anne z naszej gałęzi rodziny!
– No właśnie! Wprawdzie nie były tym samym pokoleniem, lecz spotkał je podobny gorzki los. No i nie wiemy, czy ta wasza Anne również została zgwałcona.
– To prawda, ona na ten temat milczała jak grób, tak przynajmniej mówiono, i przez to podejrzewano, że wszystkiemu winna była jednak miłość. Podobno Anne w pełni ufała swemu ukochanemu i sama z wielką chęcią rzuciła mu się w ramiona. On tymczasem prawdopodobnie ją zdradził.
– Na pewno był czarusiem o nieodpartym wdzięku. Nigdzie ich nie brakuje – zauważyła Vesla z goryczą w glosie. – Wiadomo, co to za jeden?
– Tylko tyle, że nie był Hiszpanem. Podobno Anne szepnęła kiedyś, że pochodził z północy Europy. Spotkała go, gdy uciekła na północ. Opuszczona przez niego podążyła w rodzinne strony swego ojca.
Unni wysunęła teorię:
– Pewnie dlatego Morten ma taką jasną cerę. Hiszpańska krew całkiem się rozmyła. Ale wróć do swego opowiadania, Jordi.
– Dobrze. Z listu ojca dowiedziałem się tyle rzeczy o moim rodzie, że mogłem narysować to drzewo genealogiczne, jego hiszpańskie odgałęzienie. Później wytropiłem potomków Any Navarro, twoją linię, Mortenie. To było stosunkowo proste, ale gdy cofałem się w przeszłość, wszystko zatrzymywało się przy Santiago i jego ojcu pochodzącym najprawdopodobniej ze szlachetnego rodu de Navarra.
Unni zamyślona bębniła palcami w brzeg sofy.
– Co takiego, Unni? – odezwał się Jordi życzliwie. – Mów!
– Nie, nic, myślałam tylko… Pomyślałam… Jak przyjrzycie się uważniej temu drzewu, to jest jednak osoba, która być może miałaby nam to i owo do powiedzenia. Właśnie o tym Santiago.
Jordi wolno pokiwał głową, a wyraz twarzy Antonia zdradzał, że on również zrozumiał.