– Wszystko w porządku – uśmiechnął się Jordi, lecz bez wątpienia wyglądał na zmęczonego. – Dziesięć minut na pytania, czy tak będzie dobrze?
– Tyle musi wystarczyć – stwierdziła Gudrun.
Unni nie zwlekała.
– Powiedziałeś, że rycerz, który dał ci tę mapę, był najmłodszy. Ten, którego ja spotkałam, był stary, ale nie prastary.
Jordi bardzo się ucieszył, że miał wreszcie uzasadniony powód, by popatrzeć Unni w oczy.
– Musiałaś spotkać jednego z tych, których nazywam typami pośrednimi.
Unni kiwnęła głową, lecz na język cisnęło jej się więcej pytań.
– Dlaczego tekst na tych zwojach, które dostajecie, jest hiszpański? Przecież rycerze wysyłają jedynie ten pierwszy, niemal całkowicie zatarty, a nie wmówicie mi, że to mnisi wysyłają następne!
– Możesz dopuścić w końcu kogoś innego do głosu? – przerwał jej Morten z dosyć kwaśną miną.
Jordi popatrzył na niego.
– Unni zadaje bardzo mądre pytania. I wszyscy będziecie mieć czas na to, żeby mnie wypytać. – A zwracając się do dziewczyny, powiedział: – Nie, to rzeczywiście nie mnisi. Późniejsze listy pisze Pedro i wysyła je za pośrednictwem Flavii albo moim.
– Pedro? – dość niechętnie zainteresował się Mor – ten. – A co jego łączy z tą sprawą?
Na twarzy Jordiego malowała się powaga.
– Pedro jest jednym z nas, Mortenie. Nie jest wprawdzie z nami spokrewniony, bo pochodzi z rodu innego z rycerzy, ale jest ostatni ze swej gałęzi. Jego starszy brat zmarł w wieku dwudziestu pięciu lat, Pedro natomiast jest chory, nie może mieć dzieci. Ani więc rycerze, ani mnisi nie biorą go pod uwagę. Dla nas jednak jest bardzo cenny.
– Rozumiem – powiedziała Gudrun.
– Co oznacza: „Jedynie bezgraniczna miłość”? – chciał wiedzieć Antonio.
– Pytałem o to rycerzy, lecz nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.
– A te gile? I te wstrętne czarne gawrony? – tym razem spytał Morten.
– Na to również mi nie odpowiedzieli. To chyba część najgłębszej tajemnicy, tej, której rycerze ani nie mogą, ani nie są w stanie wyjawić – powiedział Jordi. – Dotyczy to również owego miejsca, o którym ów stary rycerz wspomniał, lecz inni mu przerwali. Ale ja również mam pytanie. Do ciebie, Gudrun. Co takiego twoja córka Sigrid usłyszała wówczas za kuchennym oknem? Wtedy, gdy ktoś ją wzywał? A potem rozległ się odgłos, jakby kogoś bito. Kogo?
Gudrun pokręciła głową.
– Moja Sigrid nigdy się tego nie dowiedziała, ale dzień później przy brzegu znaleziono jakiegoś utopionego mężczyznę. Nie pochodził stąd. Policja jednak mówiła, że nie żył już, zanim prawdopodobnie wrzucono go do wody.
– Stwierdzono w końcu, co to za jeden?
– Owszem, po długich poszukiwaniach. To był jakiś narkoman z Oslo. Nikt nie pojmował, czego mógł szukać w Selje.
– Jeden ze sługusów Leona – mruknął Antonio. – Prawdopodobnie przekupiony obietnicą dostarczenia narkotyków. Miał pewnie wywabić Sigrid z domu, a potem ją zabić.
– To brzmi bardzo wiarygodnie – przyznał Morten. – Ale kto go uśmiercił?
– Nikt – odparła Gudrun. – Po wyrazie jego twarzy sądzono, że czegoś się śmiertelnie przestraszył. Większość narkomanów ma bardzo słabe serca, niewiele więc trzeba, aby tak się stało. A potem zapewne ludzie Leona wrzucili go do wody.
– Przestraszony na śmierć – powtórzył Antonio zamyślony. – Przestraszony objawieniem się rycerzy.
– Z całą pewnością. Przybyli ratować Sigrid i wręczyć jej pergamin, ten pierwszy. Leżał przecież na podwórzu pod końskimi kopytami – powiedział Morten, który wreszcie się ożywił i wygłaszał naprawdę inteligentne uwagi. Niekiedy potrafił być nieznośnie arogancki i odnosić się do przyjaciół z pogardą, innym razem wprost oczarowywał. Unni i Vesla wiedziały, że taka huśtawka nastrojów, a zwłaszcza mniej sympatyczne stany, pojawiły się u niego po wypadku. Czekały, aż chłopak wreszcie znowu stanie się sobą, a mogły na to liczyć, ponieważ wracał do zdrowia.
– Nad jedną rzeczą wiele się zastanawiałam – powiedziała Unni. – Nad czymś, o czym Sigrid pisze w swoim pamiętniku, tuż przed śmiercią. Wspomniała, że zna już część odpowiedzi, że ją zrozumiała.
– Zaczekaj chwilę! – Vesla podniosła rękę do góry. – Ja również o tym myślałam, odkąd Antonio o tym opowiedział. I wydaje mi się, że wiem, o co chodziło Sigrid. Ale pozwólcie mi najpierw przeczytać jej pamiętnik, dopiero później to wyjaśnię.
– Mam wrażenie, że wszyscy czekamy na to wyjaśnienie – stwierdził Antonio, a pozostali pokiwali głowami.
Gudrun wstała.
– Upłynęło już zapowiedziane dziesięć minut, a ja okropnie zgłodniałam.
– Pomożemy ci w kuchni – oświadczyli goście i wszyscy tam się przenieśli.
Gudrun wyszła jeszcze po pocztę, a oni zabrali się do przygotowania kolacji. Trochę tu było ciasno, Mor – ten więc usiadł, ustępując miejsca innym. Wyglądało natomiast na to, że zarówno Unni, jak i Vesla doskonale się czują, będąc tak blisko Jordiego i Antonia. Vesla miała zaczerwienione policzki, a oczy Unni błyszczały. Czy tylko przypadkiem dłonie jej i Jordiego zetknęły się w szafce z talerzami? To wprawdzie dość idiotyczne miejsce, ale mimo wszystko!
Wróciła Gudrun. Na jej twarzy malował się wyraz najwyższego zdumienia. Wszyscy znieruchomieli, patrząc na nią pytająco.
Kobieta musiała mocno wziąć się w garść, by wreszcie móc przemówić:
– To leżało w skrzynce – szepnęła i położyła na stole stary, zniszczony zwój pergaminu.
15
Nikt nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa.
W końcu ciszę przerwał Antonio:
– Co, na miłość boską, ma to oznaczać?
– Czy to nie jest pierwszy pergamin? – spytała Gudrun.
– Owszem – odparli jednocześnie Jordi i Morten. Każdy z nich przecież swego czasu otrzymał podobną przesyłkę.
– Ojej! – jęknęła nagle Unni.
Popatrzyli na nią. Dziewczyna wyglądała na przerażoną nie na żarty.
– Jaka dzisiaj data? – spytała niewyraźnie, jakby zesztywniał jej język.
Gudrun odpowiedziała na jej pytanie.
– Ojej! – westchnęła znów Unni. – Całkiem się pogubiłam. Tyle się ostatnio działo!
– Z czym się pogubiłaś? – przyciskał Morten.
– Z czasem. Dzisiaj są moje urodziny. Moje… – Głos jej zamarł i słabym szeptem wydusiła z siebie: – Moje dwudzieste pierwsze urodziny.
Wybałuszyli oczy.
– No, nie! – zdenerwował się Morten. – Przecież ty nie jesteś…
– Przestań! – przerwał mu Antonio. – Unni już od dawna jest wmieszana w tę sprawę. Wielu rzeczy nie rozumiemy, jeśli chodzi o jej osobę.
– I to jeszcze ilu! Ale ta jest chyba najważniejsza.
Morten tylko kręcił głową, Antonio jednak był surowy.
– Teraz, Unni, chyba najlepiej zrobisz, sprawdzając swoją tablicę genealogiczną.
– Ależ ja ją znam! – zaprotestowała dziewczyna. – Są tam jedynie robotnicy, wieśniacy, paru kupców, komornicy… Wiem o swojej rodzinie wszystko aż do siedemnastego wieku, bo ojciec interesował się historią rodu. Historia kończy się na komornikach z odległych dolin.
– A skąd u ciebie taka ciemna karnacja? – łagodnie spytał Jordi.
– Tego… nie wiem – odparła zmieszana. – Mama i ojciec są rzeczywiście stosunkowo jaśni.
– Kochana Unni – rzekła Gudrun, kładąc dziewczynie ręce na ramionach. – Chyba powinnaś zadzwonić do swojej mamy.
– Rozumiem – powiedziała Unni żałosnym, ściszonym głosem. – Ale co będzie, jeśli ich zasmucę?
– Nie ma na to rady – stwierdził Jordi. – Twoje życie może być zagrożone, musisz poznać prawdę.